Rozdział Pierwszy - Deszczowe Powitanie

56 6 1
                                    


  Było wietrznie, zimno i padał deszcz – typowy październikowy wieczór.
Biegłam przez nowo poznane miasto, w jednej ręce trzymając walizkę, a w drugiej ściskając rękę siostry. Nie do końca wiedziałam, gdzie ją prowadzę. Chwilowo jedyne, o czym marzyłam to znalezienie jakiegoś suchego miejsca, w które nie docierają żadne krople deszczu.
Spojrzałam na zegarek. Byłyśmy spóźnione. Od pół godziny powinnyśmy być na Baker Street i pukać do drzwi ciotki Marthy, u której miałyśmy zamieszkać. Problem w tym, że trochę zabłądziłyśmy i nie miałyśmy pojęcia, gdzie jesteśmy.
Nagle ujrzałam mężczyznę. Ubrany był w garnitur i mimo ostrych rysów twarzy nie wyglądał na groźnego dżentelmena. Moją ostateczną decyzją było podejście i zapytanie o drogę na ulicę, na której mieszkała siostra matki.

— Uhm. W-witam. Wie pan może, jak dostać się na Baker Street 221? Ja i moja — Spojrzałam na Clementine przełykając ślinę. — siostra trochę zabłądziłyśmy. Jesteśmy pierwszy raz w Londynie ii...

— Do Baker Street stąd długa droga — przerwał moją nieposkładaną wypowiedź, po czym wskazując na zajazd przy pawilonie handlowym, powiedział — Polecam zamówić Taxi. Tam może pani jakąś złapać.

— Dziękuję! — Posłałam lekki uśmiech, po czym złapałam moją siostrę za rękę i pobiegłyśmy w stronę pawilonu.

Po podaniu adresu taksówkarz od razu wiedział, gdzie ma jechać – co było trochę dziwne, bo na Baker Street jest ponad 221 numerów domów – Postanowiłam, że przymknę na to oko.

„Może pracował tu od wielu lat i znał każdy zakamarek tej ulicy" — pomyślałam.
Gdy byłyśmy już na miejscu, zapłaciłyśmy, po czym wyszłyśmy z pojazdu. Stałyśmy przed drzwiami ciotki, trzymając uchwyty od naszych ciężkich walizek. Miałam już podejść i złapać za kołatkę, ale zanim zbliżyłam się do drzwi, same się otworzyły. Ku mojemu zdziwieniu nie stała tam ciotka Martha, lecz dwóch dżentelmenów. Jeden z nich ubrany był w długi czarny płaszcz, a na szyi miał granatowy szal. Jego oczy – błękitno-szare niczym ocean podczas sztormu – sprawiające wrażenie, że mogłabym w nich utonąć. Spoglądały one na moją twarz, po której spływały krople deszczu. Jego ciemne loki ułożone były w nieładzie, mimo to wyglądając schludnie. Drugi zaś był całkiem niski. Miał włosy koloru piaskowego blondu i ciemnoniebieskie oczy. Dawał wrażenie spokojnego i bardzo inteligentnego człowieka.
— Olivia i Clementine Bastford? — Powiedział ciemnowłosy mężczyzna bez nawet najmniejszej emocji na twarzy.
— T-tak skąd pan wiedział? — powiedziała moja siostra, ukradkiem spoglądając na mnie. Dziwne, że znał nasze imiona. Nie przypominałam sobie, żebyśmy kiedykolwiek wcześniej odwiedzały ciocię, a tym bardziej spotykały tego faceta.
— Pani Hudson uprzedzała nas, że jej siostrzenice mają się tu wprowadzić — wytłumaczył niższy mężczyzna.
— Jestem Sherlock Holmes, a to mój przyjaciel John Watson. — Czarnowłosy wyciągnął rękę, którą uścisnęłam. Jego skóra była chłodna, lecz gładka niczym jedwab.
— Sherlock może byśmy pomogli im z tymi walizkami, widać, że n... — nie zdążył dokończyć zdania.
— Nie mamy czasu na takie głupoty John, musimy iść — Pociągnął go za ramię i ruszyli w stronę ulicy.
— Miło było was pozn... — zanim dokończyłam zdanie, oni wsiedli już do taksówki.
— Eh... Mógł się chociaż pożegnać — westchnęła Clem.
— Może nasza uroda go zawstydziła — powiedziałam, po czym obie zaczęłyśmy się śmiać.
Po chwili w drzwiach ujrzałyśmy ciotkę Marthę.
— Chodźcie tu moje skarby — Ciepło nas uścisnęła.
— Wybacz nam to opóźnienie, ale trochę się zgubiłyśmy — powiedziała moja siostra lekko, wyplątując się z uścisku.
— Ależ nic nie szkodzi. Najważniejsze, że już jesteście — Uśmiechnęła się.
— To może pokażesz nam nasz pokój? — zapytałam.
— Pokój? Pączusiu ja mam dla was całe mieszkanko. Zapomniałaś, że ta kamienica należy do mnie? Mogę z nią robić, co chcę. — zaśmiała się ciocia.
— Ach no tak. To pokażesz nam to mieszkanko? — zapytała Clementine.
— Oczywiście kochanie, chodźcie za mną. — Odpowiedziała kobieta. Podniosłyśmy nasze walizki i ruszyłyśmy za siostrą matki.
— Ok, idźcie do końca tego korytarza. Klucz leży pod wycieraczką. Wysuszcie się, a ja zrobię wam herbatę. — powiedziała ciotka, wskazując nam korytarz, który prowadził do naszego mieszkania.
Klucz był tam, gdzie powiedziała, więc nie zajęło nam długo szukanie. Weszłyśmy do kwatery i postawiłyśmy nasze torby na podłodze.
— Całkiem przytulnie — powiedziała moja siostra.
Zdjęłyśmy kurtki i przebrałyśmy się w suche ubrania. Po około 5 minutach byłyśmy już u cioci i popijałyśmy herbatę.
— Nie jesteście głodne? — zapytała ciocia.
— Nie, jadłyśmy po drodze. Na razie jesteśmy tylko trochę zmęczone. — odpowiedziałam.
— Emm... Ciociu, mam pytanie. — powiedziała Clem odkładając kubek na stolik.
— Tak, skarbie? — uśmiechnęła się.
— Bo zanim się zjawiłaś, wyszło stąd dwóch mężczyzn. Um... oni też tu mieszkają? I kim oni w sumie są? – zapytała Clementine.
— Oh, to pewnie Sherlock i John. Mieszkają piętro wyżej. Sherlock nie jest za bardzo przyjazny czy miły, ale nie zwracajcie na to uwagi — on już taki jest. — zaśmiała się ciotka.
— Ou, ok — westchnęła moja siostra.
— Pewnie znowu się zabujałaś co? U ciebie to się zdarza milion razy dziennie — zaśmiałam się.
— W nich? Chyba cię coś boli. Poza tym to nie ja śledziłam listonosza przez cały dzień, bo 'był przystojny' — powiedziała Clem lekko uderzając mnie w ramie.
— Cicho, miałyśmy o tym zapomnieć — Spojrzałam na podłogę.
— No już spokojnie dziewczyny, może idźcie się przespać. Robi się późno, a wy pewnie nie zmrużyłyście oka przez całą drogę.
— W sumie jestem całkiem zmęczona. — Podniosłam się z fotela.
— Ja w sumie też. — powiedziała moja siostra, patrząc na zegar.


Tymczasem u Sherlocka...
— Żegnaj Gavin — Nie miałem zamiaru marnować czasu na takie błahostki. Potrzebowałem, jakiejś poważniejszej sprawy, a oni ciągle prosili, żebym pomagał im w tych prostych, jakimi były samobójstwa.
— Jestem Greg!
— Idziemy John, teraz musimy wreszcie znaleźć jakąś godną czasu sprawę — Odwróciłem się na pięcie.

Pod domem:

— Sherlock?
Nie miałem ochoty na rozmowę, więc bez słowa wszedłem do mieszkania.
Powędrowałem prosto to sypialni i rzuciłem się na łóżko, nie mogłem już wytrzymać tej nudy. Potrzebowałem jakiejś sprawy, ale nie jakiegoś zwyczajnego, banalnego zabójstwa. Potrzebowałem czegoś choć trochę trudniejszego, czegoś, nad czym mógłbym dłużej pogłówkować. Po prostu nudziły mnie już te zwyczajne sprawy, one są dla Scotland Yardu – mimo iż nie są zbyt spostrzegawczy. Myślałem i myślałem, aż w końcu zasnąłem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 01, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Twisted MurderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz