Rozdział 2

379 38 4
                                    

Prześliznąwszy się pod starym, zawalonym mostem oddzielającym dzielnice, Nick znalazł się w części miasta zamieszkałej przez duże, drapieżne koty. Już na pierwszy rzut oka, widać było, że jest to bardziej zadbany fragment miasta. Budynki trzymały się mocno, a między chodnikiem i drogą rosły kwiaty i drzewa. Gdzieniegdzie były ławki, na których siedziały lwy lub lamparty. Mijając tłumy wyższych od niego zwierząt próbował przywołać swoją pewność siebie. Wyprostował się, by nie wyglądać na tak zniszczonego życiem. Idąc dziarskim krokiem z rękoma w kieszeniach w końcu dostrzegł znajomą twarz. Zatrzymał się chcąc lepiej się przyjrzeć. Na szczęście, nie było to oblicze wroga. A miał się czego bać, bo kilku zaszedł za skórę. Był to Pazurian Clawhauser, puszysty gepard ubrany w zielono-żółtą koszulkę i jeansy. Gdy tylko dostrzegł lisa zaczął energicznie machać do niego. Podszedł w jego stronę.
- Nick! - Pazurian uwięził go w ciasnym uścisku, gdy tylko ten znalazł się w jego zasięgu. Rudzielec czuł się niezręcznie. Nie lubił bliskości, jednak ze względu na swojego przyjaciela, trzymał język za zębami, by go przypadkiem nie obrazić. Wiedział, że ta ogromna kulka tłuszczu ma więcej wrażliwości niż wszyscy, których kiedykolwiek poznał. A znał całe miasto...

- Kotku... Dusisz.. - wykasłałem. Czułem, że Pazurian ściska mnie coraz mocniej. Przekręciłem głowę chcąc uzyskać dostęp do tlenu.
- Przepraszam - natychmiast się ode mnie odlepił. Zostawiając łapy na moich ramionach sprawdzając czy przypadkiem nie wyszły mi oczy z oczodołów.
- Spokojnie jeszcze żyję - zaśmiałem się strącając jego łapy. Czułem się zażenowany.
- O. M. Boziu! Co ci się stało? - zakrył usta w zdziwieniu. Pewnie dopiero teraz zauważył jak strasznie wyglądam.
- Zapomniałem nałożyć makijaż - wyszczerzyłem się.
- Musisz iść do lekarza. Co sobie zrobiłeś? Boli cię? Przepraszam, że cię tak ściskałem. Ale tak dawno cię nie widziałem. Na pewno wszystko w porządku? - zdenerwowany zaczął zarzucając go górą pytań wymachując przy tym rękami. Jego wielkie współczucie i niewinność zawsze trochę rozplątywały mi język.
- Właśnie idę do przychodni. Najbliższa jest w następnej dzielnicy. Jakoś się trzymam. Bywało gorzej - odpowiedziałem na choć część pytań. Widziałem, że mi nie wierzył , ale jego przyjazny charakter podpowiadał, że lepiej mnie dzisiaj o nic nie wypytywał. Rzadko bywałem w tak złym nastroju. Każdy to by zauważył. Nick Bajer zazwyczaj cały czas żartował, wyśmiewał się i drażnił wszystkich dookoła. Zawsze był tym szaleńcem-optymistą. Dzisiaj nie miałem na to siły.

Lis nie miał już ochoty rozmawiać z przyjacielem. Czując, że zaczyna mu pokazywać mu słabą, ciemną stronę charakteru odszedł. Bez słowa. Zginął w tłumie.

Pazurian patrzył na niego nie mogąc uwierzyć, że to jego Nick. Chyba zdarzyło się coś naprawdę złego, skoro jego przyjaciel ma tak BARDZO nieprzyjemny humor. Musiał mu jakoś pomoc. Ale nawet nie dowiedział się co się stało. Chociaż Nick nie mówił mu nigdy o swoich uczuciach. Zawsze wydawało się, że ma wszystko gdzieś. Lecz teraz zauważył w jego oczach zmęczenie i strach. Kotowaty w geście zamyślenia potarł swojego Tame'a. Zawsze był zbyt naiwny i przyjazny, by narzekać na jego noszenie. Jeszcze nigdy nie poniosły go emocje. Nie rozumiał pod tym względem Nicka. Choć naprawdę chciał. Powinien pójść do kogoś. Może ktoś spróbuje mu wytłumaczyć dziwne zachowanie Nicka.
Pazurian ocknął się z myśli. Zdał sobie sprawę, że to naprawdę dobry pomysł i wesoło ruszył w stronę mieszkania swojej przyjaciółki.

 Zdał sobie sprawę, że to naprawdę dobry pomysł i wesoło ruszył w stronę mieszkania swojej przyjaciółki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Before Zootopia - The Wild Times StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz