Jak poznać, że rozpoczął się atak na Niebo? Wcale nie jest to takie trudne... Po pierwsze - zniknęły wszystkie istoty niebiańskie - Amenadiel, Mama, Maze, Lilith... wszyscy po prostu zniknęli, co sprawiło, że Lucyfer został w Los Angeles sam. Pierwszy raz. Po drugie - ludzie przestają umierać. Choćby nie wiem jak krwawili, jak bardzo połamane kości mieli, jak bardzo ich ciała byłyby zmiażdżone... nie umierają. Dusza wciąż jest w ciele, a delikwent rzadko kiedy traci przytomność. Po trzecie... czas stanął. Ale nie stanął w takim sensie, że wszyscy zamarli, a w tym, że Ziemia przestała się obracać. Słońce tkwiło w tym samym miejscu na horyzoncie godzinami, dniami... zupełnie jakby cały wszechświat się zatrzymał, co w sumie nie było zbyt odległe od prawdy. Aż dziwne, że ludzie nadal normalnie funkcjonowali, normalnie odczuwali upływ czasu... Niektórzy nawet przez dłuższy czas nie zorientowali się, że coś jest nie w porządku. Oto, co zrobił z ludźmi rozwój cywilizacji w dwudziestym pierwszym wieku - świat się praktycznie kończy, a oni nie są w stanie tego zauważyć.
Jedynie Lucyfer wiedział o co chodzi, jednak początkowo nie zamierzał nic z tym faktem zrobić. Miał gdzieś, kto wygra. Do obojga rodziców miał uraz, więc nie czułby się dobrze walcząc po którejkolwiek ze stron. Bezpieczniej było trzymać się na uboczu i czekać na rezultat. Najmniej tracił. Miał wrażenie, że ktokolwiek wygra, będzie źle.
Mniej więcej pięć godzin po rozpoczęciu ataku, jego telefon zaczął dzwonić. Spojrzał na wyświetlacz i na chwilę się zawahał. Może wynikało tego, że nie miał teraz ochoty na nic innego niż popijanie szkockiej i czekanie, aż to wszystko się skończy, a może z tego, że nieco bał się w tym momencie rozmawiać z Johnem Constantinem. W końcu jednak westchnął, zaklął pod nosem i odebrał telefon.
- Wiesz co się dzieje? - usłyszał zaniepokojony, ale jednocześnie podirytowany głos egzorcysty.
- Masz na myśli ten cały cyrk na Ziemi wynikający z ataku na Niebo? - odpowiedział pytaniem i na moment w słuchawce zapadła cisza. Diabeł domyślił się, że Constantine nie wiedział, jak na to zareagować i szczerze ani trochę mu się nie dziwił. - Niedługo się skończy, proponuję przeczekać - powiedział, nieco wymuszonym luźnym tonem. W jego głosie było bowiem czuć obawę, strach. Wynikało to z tego, że nie miał pewności, że postępuje słusznie siedząc bezczynnie i po prostu czekając, aż wszystko się rozstrzygnie.
- Mówisz poważnie? - spytał John, a Lucyfer westchnął.
- Nie kłamię, John- powiedział stanowczo. - Powinieneś już to wiedzieć.
- Nie zamierzasz nic z tym zrobić? - zapytał zaskoczony.
Dobre pytanie - przeszło Lucyferowi przez myśl, jednak oczywiste było, że się do tego nie przyzna.
- Nieszczególnie - odparł, po chwili namysłu i ponownie zapadła cisza.
Lucyfer nie wiedział jak pociągnąć rozmowę, właściwie był gotów się rozłączyć i wrócić do picia, ale coś nie pozwalało mu zakończyć tej rozmowy. Coś jakby... sumienie? Czy Diabeł ma sumienie? Czy w ogóle anioły mają sumienie? Nie znał odpowiedzi na te pytania.
- Wiem, że to nie jest moja sprawa i nie jestem psychologiem, ani nikim w tym rodzaju, ale... - zaczął Constantine. - Z tego co mówiłeś, wywnioskowałem, że twój stary ma jakiś dziwny plan, w który wmieszał tę twoją detektyw, więc... może jednak powinieneś spróbować mu pomóc.
Tak, John Constantine właśnie nazwał Boga używając słowa "stary". Lucyfer nigdy wcześniej nie słyszał w stosunku do Niego takiego określenia, sam też nigdy go nie używał. Jednak czego mógł się spodziewać po Johnie Constantinie? Znał już jego charakter i wiadomo było, że z jego nonszalancją, można było tego słowa, prędzej czy później, spodziewać.
CZYTASZ
Hi, it's Devil
FanfictionZnudzony władaniem Piekłem Lucyfer postanawia udać się do Los Angeles, aby rozpocząć nowe życie. Jako właściciel klubu nocnego Lux, udziela przysług, przez co ma opinię uczynnego. Pomaga detektyw Chloe Decker w kolejnych śledztwach, a także próbuje...