jeden

443 41 13
                                    

Obudziłem się witając kolejny dzień wakacji. Ale jednak nie do końca, było ciemno, chociaż było widać, że do wschodu już nie długo. Spojrzałem na telefon i zmarszczyłem brwi, kiedy dostrzegłem, że jest dopiero trzecia nad ranem. W lato nigdy nie wstałem przed dziesiątą. Po chwili leżenia i myślenia o nim, przypomniało mi się.

Coś mi się śniło.

Wow, niespotykane Harry! – zakpiłem z siebie.

~•~•~•~•~•~

Na sobie miałem zwykłą białą koszulkę i czarne spodnie, oraz niegdyś jasne, a teraz już ubrudzone conversy. Czułem, że włosy były upięte w koczek, który Lou tak bardzo lubił.

Kurwa, musze przestać wszystko sobie z nim kojarzyć.

To było dziwne, a nawet bardzo. Pamiętam, że znajdowałem się w ciemnym, pustym pokoju, oświetlonym tylko przez dwa okna częściowo zasłonięte grubymi, czarnymi zasłonami, które nie pozwalały nawet na zobaczenie koloru ścian. Podejrzewam, że były one szare, albo coś w podobnym, ponurym stylu.

Trochę dalej było parę świec stojących na ziemi. Ustawione w mniej-więcej równych odległościach zdecydowanie wskazywały jakąś drogę.

Tylko dokąd?

Z czystej ciekawości ruszyłem w ich stronę.

Kroki, które stawiałem były niepewne, a sam, wstyd przyznać, ale trząsłem się będąc sam tutaj. Jednocześnie ciekawiło mnie to miejsce i przerażało, to tylko sen – powtarzałem sobie. Na pewno większość z was miała sen i myślała, że dzieje się to naprawdę, tak jak ja w tamtej chwili.

Po paru minutach stałem naprzeciw pierwszej białej świeczki z ciepłym płomieniem. Obok niej leżała jakaś kartka z tekstem.
Przykucnąłem, wziąłem ją do ręki i przeczytałem treść zapisaną czarnym długopisem:

„Witaj w Grze Harry. Podążaj za dalszymi wskazówkami, a dotrzesz do mety."

Kojarzyłem bardzo dobrze to pismo, ale nie mogłem sobie przypomnieć do kogo ono należy, jakbym miał jakąś lukę w pamięci.
Bardziej jednak zastanawiałem się nad słowami zapisanymi na kawałku papieru. Nie były zbyt skomplikowane, mimo to nie wiedziałem, co autor miał na myśli.

Znudzony główkowaniem ruszyłem ku kolejnej świecy, nie widząc przy niej nic ruszyłem do trzeciego światła. Tutaj nie leżała wiadomość, lecz dwie neonowe strzałki z niebieską poświatą, skierowane w różne strony, gdzie znajdowały się zupełnie inne od siebie korytarze.
Jeden był ciemny i oświetlony jedynie kolejnymi świecami, tak jak dotychczas. Drugi natomiast o wiele jaśniejszy, przejrzysty z doskonale widocznym końcem tunelu, czyli białymi drzwiami.

Oczywiste, że musiałem wybrać jeden. Coś mi mówiło:

Tam gdzie jasno musi być wyjście!

To chyba był głos rozsądku, ale toczył on bitwę wewnątrz mnie z ciekawością, która nalegała, by iść za małymi światełkami.

Wygrał rozsądek. Poszedłem w stronę jasnego świata i... obudziłem się wtedy.

~•~•~•~•~•~

Zdezorientowany przetarłem oczy i dostrzegłem, że miałem rację.

Jasny korytarz to było wyjście, ze snu? Czy;o raczej z Gry?

Nie byłem pewny, ale wiedziałem, że chcę tam wrócić. Spróbowałem, więc jeszcze raz – nic. Drugi – kolejny zwyczajny sen, którego nie zapamiętałem. Za trzecim razem słuchałem nawet muzyki, żeby pomogła, ale znowu nic się nie stało. Ostatecznie zrezygnowałem i odpłynąłęm w głęboki sen przy słowach:

,, And your heart's against my chest, your lips
Pressed to my neck
I'm falling for your eyes, but they don't know me yet
And with a feeling I'll forget, I'm in love now"*

Obudziłem się tego ranka około jedenastej. Było już jasno, ale nadal nie czułem się wypoczęty i już planowałem drzemkę wczesnym wieczorem.

Na ten dzień umówiłem się z Liamem i Niallem.

Na tego pierwszego zawsze mogłem liczyć, zresztą nie tylko ja. Był pomocny i potrafił naprawdę skutecznie pocieszyć niemal każdego.

Horan za to wiecznie wszystkich rozśmieszał, ale nie nadawał się na poważne rozmowy, zawsze był rozbawiony. Dobra jest jeden wyjątek. Kiedy gra na gitarze jest taki skupiony. Widać, że kocha grać, zawsze to kochał.

Po ogarnięciu się w toalecie, to jest, umycie zębów, twarzy i przeczesanie włosów jakimś grzebieniem, który kupiłem na targu, jakby miało im to pomóc. Ubrałem się podobnie, jak w moim śnie. Jedząc kanapkę z serem usłyszałem dzwonek do drzwi. Szybko zerknąłem na telefon.

Cholera, już trzynasta.

Tak jak się spodziewałem, byli to chłopcy. Nialler miał białą koszulkę z flagą USA i czarne spodnie, podobnie jak Payne, tylko ten miał skórzaną kurtkę, a pod nią coś szarego.

– Niech zgadnę... – powiedział na przywitanie blondyn – Właśnie cię obudziliśmy?

– Aż tak źle wyglądam?

– Harry Styles dobrze wygląda nawet, kiedy śpi.

– Otóż to, Lima – zażartowałem, na co ten prychnąłi mruknął coś pod nosem.

Zaprowadziłem ich do salonu połączonego z kuchnią i dokończyliśmy razem śniadanie rozmawiając o nieistotnych drobiazgach omijając Louisa, a raczej nie zwracając na niego uwagi. Jako, że temat, który poruszaliśmy nie interesował mnie zbyt, postanowiłem opowiedzieć o śnie. Niby nic szczególnego – jeden sen, który może nic nie znaczyć, może się nie powtórzyć. Zaryzykowałem z nadzieją, że oni będą mieli jakiś pomysł, o co może w tym chodzić.

– Według mnie to proroczy sen – radośnie stwierdził Niall.

– Co o tym sądzisz, Payno? – zignorowałem blondyna.

– Zwróć uwagę, czy następne sny będą miały coś wspólnego z tym. Jeśli tak - możesz mieć rację, że coś on oznacza.

Dalej nie mówiliśmy o tym. Po zjedzeniu poszliśmy do skate parku z deskami. Przynajmniej oni je wzięli, ja nie lubię takich rzeczy. Siedziałem i oglądałem ich 'triki', jak to nazywali.
Reszta dnia upłynęła podobnie. Szlajaliśmy się po mieście, a na dosyć późny obiad weszliśmy do McDonald's.

Wieczorem, zmęczony położyłem się spać. Nawet nie myślałem, że coś ciekawego mi się przyśni.

* - Kiss Me Eda Sheerana

Alaways Together / Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz