- Lou! - krzyknąłem śmiejąc się. - Zostaw... puść.
Turlałem się po dywanie w salonie szatyna z nim samym siedzącym na mnie i jego palcami na skórze brzucha. Szatyn łaskotał mnie i nie wyglądał jakby miał zamiar szybko przestać.
Postanowiłem wiec zastosować trochę inną taktykę.- S-stop, boli - tyle wystarczyło, bo Tomlinson natychmiast przestał, a na jego twarzy wymalowana była troska.
- Co się stało, co boli Harry? - naprawdę był zmartwiony, ale zacząłem się śmiać. Ten zmarszczył brwi, kiedy zrozumiał o co chodzi. - O ty, nie możesz tak robić, martwię się.
Przez takie sytuację naprawdę myślałem, że jemu zależy i że mogłoby z tego wyjść coś więcej niż przyjaźń.
Prawda uderzała mnie w innych sytuacjach, kiedy Louis miał humorki, albo był z kimś umówiony.
- Masz jeszcze dużo czasu, nie denerwuj się tak i pograj ze mną - wywróciłem oczami patrząc na szatyna grzebiącego w szafie. - Albo poświęć mi jakąkolwiek uwagę.
- Harry, uspokój się, cały czas spędzam z tobą czas, a teraz jestem umówiony na randkę i chcę się przygotować - warknął spoglądając na mnie tylko przez jakieś trzy sekundy. Był już zirytowany.
- Sporo tak ci przeszkadzam po chuj godziłeś się, żebym przyszedł - założyłem ramiona na pierś. - Równie dobrze mógłbym sobie iść do domu i nie zauważyłbyś tego.
- Żebyś się później nie czepiał, że nie mam dla ciebie czasu - podniósł głos, a rzadko to robił i odwrócił sie do mnie ze zmarszczonymi brwiami. Teraz był zły. - Och, muszę powiedzieć, że to jeden z twoich najlepszych pomysłów ostatniego czasu.
- Miło, że ci się podoba - uśmiechnąłem się sztucznie i wstałem wychodząc z sypialni, a następnie mieszkania ze łzami w oczach. Usłyszałem jeszcze za plecami głos Louisa, niezbyt głośny, wiec raczej nie kierowany do mnie.
- Pieprz się Styles.
W domu rzuciłem się na łóżko ze zaschniętymi śladami po płaczu na policzkach, położyłem się na boku i skuliłem przytulając poduszkę.
Leżałem tak przynajmniej godzinę, potem poszedłem pod prysznic i siedziałem tam kolejne pół godziny.Fakt, z Lou nie kłóciliśmy się dużo, nie lubiłem tego. Nie była to nasza pierwsza kłótnia i wiedziałem, że prędzej, czy później pogodzimy się. Mimo to, słowa bolą. Podobno ludzie, kiedy są źli mówią to co myślą naprawdę, ta.
Kiedy wróciłem do pokoju wziąłem do reki telefon i zobaczyłem powiadomienie ze Snapchata... od Louisa. Ze zmarszczonymi brwiami otworzyłem je.
Tomlinson całujący niebrzydką brunetkę z podpisem „Udany wieczór 😎🖕🏻".- Pieprz się Tomlinson! - Krzyknąłem i resztę wieczoru przepłakałem.
Oczywiście dwa dni po tym pogodziliśmy się i wszystko było idealnie.
Mimo to najlepsze wspomnienia były podobne do tego, mieliśmy chyba po osiem lat, ale wciąż to pamiętam:
Leżeliśmy w ogrodzie. Było lato, ciepła noc i gwieździste niebo nad nami. Pod nami koc, a obok jakieś napoje i przekąski.
- Widzisz te gwiazdy Hazz? - wskazał grupkę białych świateł, a kiedy przytaknąłem kontynuował. - Wygląda trochę jak lew, ale nie taki zwykły.
- Widzę, ale co w nim niezwykłego? - Uniosłem brwi nawiązując z szatynem kontakt wzrokowy.
- W mojej wyobraźni jest on biały i ma loczki, takie jak ty, tylko jego są niebieskie - uśmiechnął się cały czas na mnie patrząc.
- Hm, więc masz rację, nie jest zwykły i całkiem mi się podoba - zaśmiałem się, a chłopak chwilę później do mnie dołączył.
Chciałbym móc być dzieckiem jeszcze tą jedną noc. Ja byłem wtedy tylko dla niego, a on tylko dla mnie.
Wspominać wspólne historie z dzieciństwa i śmiać się, aż rozbolały nas brzuchy.Jednak jak każdy wie, nic nie trwa wiecznie. Niektóre rzeczy nawet zdecydowanie za krótko.
Miałem się jeszcze spotkać z Louisem, żeby jechać na zakupy świąteczne, ale ten uparł się, że zrobi to sam, bo chciał coś dla mnie kupić, a potem mieliśmy pojechać jeszcze razem.
Kiedy ten był w sklepie ja wziąłem się za robienie pierniczków. A bardziej za ich dekorowanie.
Kończyłem ostatnią partię, kiedy mój telefon zadzwonił.- Tak, słucham? - zmarszczyłem brwi słuchając głosu mężczyzny po drugiej stronie. - Nic mu nie jest? - Zacząłem szybciej oddychać przestraszony. - Oczywiście, przyjadę. Proszę mi tylko powiedzieć który szpital.
Zostawiłem kuchnię w takim stanie, w jakim była (jedynie piekarnik wyłączyłem). Szybko ubrałem jakiekolwiek ubrania nadające się do wyjścia i wybiegłem z domu.
Wsiadłem w samochód i najszybciej jak tylko moglem (nie zawsze przestrzegając zasad drogowych) dojechałem do budynku.
Przy recepcji zacząłem wypytywać o Louisa. Wszyscy mówili, ze mam iść do lekarza, co też zrobiłem.- Jest pan kimś z rodziny?
- Bratem- pierwsze co mi wpadło do głowy.
- Och, w takim razie mam złe wieści... - już przy tych słowach moje oczy zaszły łzami.
Nie, nie, nie to nie może być prawda. To tylko popieprzony sen, który zaraz się kończy - powtarzałem sobie to cały czas, przez przynajmniej miesiąc z nadzieją, że zapadłem w jakiś cholernie długi sen zimowy.
~~~
dodam kolejny jak będzie jakieś zainteresowanie
CZYTASZ
Alaways Together / Larry Stylinson
FanfictionCałkiem niedawno straciłem mojego najlepszego przyjaciela. No dobra więcej niż przyjaciela. Podobał mi się, ale nie wiem, czy on coś do mnie czuł. Od tego czasu zaczęło się to. Dziwne sny. Każdy był kontynuacją poprzedniego. I te wiadomości. Wszystk...