sześć

222 24 10
                                    

Zayn wyszedł dopiero wieczorem, a ja zaraz po tym zadzwoniłem do Liama podekscytowany. A przynajmniej starałem się dodzwonić, bo najwyraźniej mulat mnie wyprzedził sądząc po zajętej lini. Odpuściłem ostatecznie lądując na kanapie z kubkiem herbaty na rozgrzanie i owinięty w koc przy jakimś filmie akcji, który wydawał się trochę mniej głupszy od innych, jakie ostatnio miałem szansę widzieć.

Kubek szybko stał się pusty i od dłuższej chwili już stał na stoliku. Ja przygryzałem róg koca przez emocje, które wzbudził we mnie film.
Jakiś bandyta porwał głównego bohatera i planował go zapić.
Typowy film. Ktoś chce zabić ulubioną postać każdego widza bez większego powodu. Ten ktoś od tak nienawidził tej osoby, czasami tego nie rozumiałem, ale teraz potrzebowałem tego odmóżdżenia. Pozwoliło mi to na skupienie się na życiu nieistniejących bohaterów, które tak naprawdę mimo tych wszystkich 'przygód' było prostsze od mojego.
Film zainteresował mnie na tyle, że nie zasnąłem do jego końca. Ale jak to ja, spałem już pięć minut po pojawieniu się napisów końcowych.

~•~•~•~•~

Sen zaczął się w zwykłym, pustym parku. Do jednej z ławek przyczepiony był balonik, a na siedzeniu igiełka.

Pomysłowe – wywróciłem oczami w myślach.

Przebiłem latający obiekt [A/N: to brzmi jak jakieś ufo cri], a na ziemię upadła starannie złożona kartka. Podniosłem papier i rozwinąłem go czytając treść zapisaną znowu czarnym długopisem i tym pismem.

„Nie wiem, czy kojarzysz to miejsce, Harry. W każdym razie to tutaj miałeś swoją pierwszą randkę w wieku szesnastu lat z niejakim Nicholasem Grimshawem. Nienawidziłem go, ale szanowałem, to że się z nim umawiałeś przez okrągłe trzy miesiące. Okej, nie okłamujmy się - tolerowałem to tylko na początku. Co jednak nie zmienia faktu, że byłem wtedy cholernie o Ciebie zazdrosny i się martwiłem, ale ty nie chciałeś pomocy. Chcesz odtworzyć ten dzień? :)"

– Nie, nie, nie – powiedziałem już na głos ciągnąc się za loki, które były krótkie, jak wtedy.

Zmarszczyłem brwi i spojrzałem w dół na resztę mojego ubioru i dłonie. Nie miałem żadnych tatuaży i kojarzyłem moje ubrania sprzed paru lat.

Mój związek z Nickiem na początku był... magiczny? Teraz zaśmiałbym się na to określenie, ale tak myślałem, dopóki nie poznałem Grimshawa z tej drugiej strony, ale o tym później.

Rozejrzałem się dookoła, a w oddali zobaczyłem wstającego z ławki chłopaka starszego ode mnie. Przystojny, wysportowane ciało, przemiły i zawsze pomocny. Do tego zainteresowany mną. Jednym słowem ideał.

Od tej chwili nie robiłem już nic ze swojej woli. Wszystko działo się automatycznie, jakbym był marionetką w rękach mojej własnej wyobraźni, albo może... Louisa?

Uśmiechnąłem szeroko się idąc szybkim krokiem w jego stronę, choć miałem ochotę płakać i uciekać jak najdalej w przeciwną stronę. Nicholas otworzył ramiona. a ja w nie wbiegłem wtulając się mocno i obejmując jego tors.

– Hej Nick – wyszczerzyłem się stając na palcach i cmokając go w policzek. Naprawdę jedyne, czego chciałem to uciekać i krzyczeć.

– Cześć skarbie – odpowiedział, na co się zarumieniłem. Nie byłem wtedy przyzwyczajony, że ktoś tak się do mnie zwraca. Wyciągnął rękę, którą chwyciłem. – Idziemy?

Kiwnąłem głową i ruszyłem radosnym krokiem razem z moim zauroczeniem. Realnie po prostu liczyłem, że zapomnę o tym, że podoba mi się mój przyjaciel. To nie było w porządku i musiałem się z tego 'wyleczyć'. Byliśmy pochłonięci jakimś bardzo ciekawym dla nas tematem idąc na najlepsze lody w Londynie.
Romantyczna randka minęła na jedzeniu pysznych słodyczy i po części na London Eye. Drugi raz przeżyłem swój pierwszy pocałunek, który swoją drogą jednak wolałem zostawić dla Louisa.
Szkoda, że od by tego nie chciał.
Pamiętam, że tego dnia po powrocie do domu byłem niesamowicie szczęśliwy, ale też kuło mnie serce, bo przez cały ten czas wyobrażałem sobie Tommo, chociaż nie powinienem. On nie chciał mieć we mnie nikogo innego, niż przyjaciela, a ja nie chciałem tego do siebie dopuścić.

Następna scena miała miejsce około miesiąc później. To też idealnie pamiętałem, ale jeśli miałbym wybrać jedną rzecz o której bym zapomniał na zawsze, byłby to ten dzień, bez zastanowienia. Myślałem też nad Louisem, ale zbyt te wspomnienia, aby się ich pozbyć, a to... po prostu bolało mnie w każdy możliwy sposób.

Pokój, nawet ładnie urządzony, ale niezbyt w moim stylu, bardziej Nicka. Co się dziwić, to był jego pokój w końcu.
Siedziałem na niezbyt starannie pościelonym łóżku czekając, aż mój chłopak przyniesie nam herbaty. Z nudów wstałem i rozejrzałem się po półkach, biurku.
Typowy pokój normalnego nastolatka. Zdjęcie przyczepione taśmą klejącą na ścianie, które przedstawiało jego z przyjacielem (jak zdołałem się już dowiedzieć innym razem).
Nie mogłem w tym momencie siedzieć i czekać, czyli to co kazał mi robić?

Oczywiście, że nie – byłem zbyt ciekawski, no i znudzony. Tym razem „ciekawość to pierwszy stopień do piekła" się sprawdziło. Mimo, że tylko ten jeden stopień zależał ode mnie.
W końcu na jednej z szafek leżał zeszyt. Chwyciłem go i otwarłem.
Zanim jednak zdążyłem cokolwiek przeczytać do pokoju wszedł brunet na początku z uśmiechem, ale kiedy zobaczył przedmiot trzymany przeze mnie jego oczy pociemniały i przybrał gniewny wyraz twarzy. Odłożył kubki na biurko nie przejmując się, że znaczna część ich zawartości powędrowała na mebel.

– Kurwa odłóż to – warknął zaciskając dłonie w pięści i zbliżając się do mnie, na co automatycznie cofnąłem się spuszczając wzrok na zeszyt. – Słyszałeś mnie, Harry. Połóż ten pieprzony zeszyt na jego kurwa miejsce.

Szybko wykonałem polecenie nadal nie podnosząc wzroku. Bałem się. Pierwszy raz bałem się mojego chłopaka.

– J-ja prze-przepraszam, Nick – wydukałem kiedy ten nadal się nie uspokajał. Po chwili ciszy, w której było słychać tylko jego przyśpieszony oddech szepnąłem – Chyba powinienem... już iść.

Wyminąłem Grimshawa z wzrokiem wciąć na podłodze. Wiedziałem co miało się teraz stać. Tak to się zaczęło. Po twarzy spływały mi pierwsze, pojedyncze łzy i mimo, że te parę lat temu też płakałem, wiedziałem, że to są moje łzy. To było ponad mnie.
Kiedy chwyciłem klamkę poczułem mocny uścisk na nadgarstku. Spojrzałem w górę spotykając cwany uśmiech Nicka.

– Gdzie się tak spieszysz? – pociągnął mnie tak, że moja dłoń powędrowała na klatkę piersiową chłopaka, a ten natomiast chwycił moje pośladki jedną ręką, na co się wzdrygnąłem. Druga była na moim policzku.

STOP, BŁAGAM, NIE CHCĘ, NIE DAM RADY.

Chciałem się wyrwać, krzyczeć. Nie potrafiłem. Chyba jednak ktoś usłyszał moje prośby, bo sceneria zmieniła się na białą, jasną pustą przestrzeń bez końca, a ja wróciłem do mojego teraźniejszego wyglądu.

Upadłem na kolana ze łzami spływającymi po policzkach.

Teraz miał mnie pocałować.

Brutalnie.

Na tyle brutalnie, że przegryzłby moją wargę.

Potem uderzyłby mnie mocno w policzek i kazał wypierdalać.

Wtedy myślałem, że to już koniec, nawet się cieszyłem, bo niezbyt podobał mi się ten związek.

On jednak parę dni później przyszedł z różami i obietnicą, że to się więcej nie powtórzy, a ja nie umiałem mu nie wybaczyć.

Zaufałem mu na nowo.

Nie dotrzymał obietnicy.

Było tylko gorzej.

Dopóki Louis nie zauważył.

On mi pomógł i wdał się w bójkę z Grimshawem.

Tylko Tomlinson wiedział... nikt więcej.

– Uciekłeś, Harry  – usłyszałem dosłownie szept, pewnego niebieskookiego chłopaka, dałbym wszystko, żeby go zobaczyć w tej chwili.

Sen zakończył się, kiedy byłem już spokojniejszy, a łzy zaschły na mojej twarzy.

~•~•~•~•~•~

Obudziłem się cały spocony z zaschniętymi śladami na policzkach. Naprawdę płakałem.

Alaways Together / Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz