Rozdział 13 Przyrodnik

962 58 72
                                    

Normalnym było, że o trzeciej w nocy drogi będą puste, dlatego też nie mieliśmy większych problemów by szybko znaleźć się niedaleko granicy Polski z Ukrainą. Drift dobrze zaplanował całą akcję przejścia granicy, bo już niecałą godzinkę po odjeździe szliśmy lasem w kierunku wschodu. Powoli robiło się jasno, niebo stawało się coraz wyraźniejsze, a między drzewami wciąż panował półmrok. Mimo tego, że było lato, w gęstwinie lasu nisko nad wilgotną ziemią unosiły się maleńkie obłoczki mgły. Ptaki coraz głośniej śpiewały, a każdy chyba chciał wypaść lepiej od drugiego i zaczynały się wzajemnie 'przekrzykiwać'. Jeden świergot zagłuszał drugi i odwrotnie.

Jolt cały czas chodził gdzieś po tyłach. Znikał i po jakimś czasie znowu pokazywał się za nami. Słyszałam jak gdzieś przedziera się przez zarośla, stąpając łamie leżące na ziemi gałęzie. Czasami było słychać takie ciche pomruki jakby coś mówił.

Byłam ciekawa co on konkretnego robi. Czekałam, aż znowu pojawi się za nami, a wtedy dołączyłabym do niego. Problem był jednak taki, że od jakiś dziesięciu minut nie wychodził z krzaków, a słyszałam jego stąpanie, czasem wolne, czasem przyspieszone, raz z mojej prawej strony, raz z lewej. I weź tu go zlokalizuj! Potem przez jakiś czas nie było go słychać, natomiast ptaki w pewnej części lasu przestały śpiewać, aż nagle usłyszeliśmy jego krótki wrzask, dźwięk jakby coś wielkiego spadło i uderzyło o ziemie, i na raz powietrze przeszedł dźwięk klaksonu.
- Jolt! Co się tam odjaniepawla?! - zawołał Jazz.
- Spokojnie! Żyję! - zawołał niebieski chevrolet, a jego głos niósł się echem.
- Chodźcie, dojdzie do nas. - powiedział niewzruszony Sideswipe i wszyscy w tym ja poszli dalej. Ciągle się oglądał za siebie, aż w końcu sylwetka młodego robota zamajaczyła gdzieś w oddali. Nie czekając aż przyjdzie, bo tego nie byłam pewna czy do nas dołączy, pobiegłam w jego kierunku. Nie był daleko.
- Jolty! - zawołałam, kiedy go zobaczyłam.
Miał liście i gałązki między częściami. Miejscami był brudny z błota, zwłaszcza po nogach i piersi. Coś trzymał w ustach, lewej ręce i pod prawą pachą. Gdy tylko mnie zobaczył przystanął i szybko wyciągnął sobie... jakąś gałązkę z ust. Popatrzył na mnie trochę zdziwiony.
- Jolty? - zapytał, na co ja zmieszałam się. Ale wtopa... powiedziałam do niego zdrobniale, nie wypada przecież.
- Ooł, przepraszam, n - nie powinnam. - powiedziałam odwracając wzrok od jego twarzy.
- Nie, nie, nic nie szkodzi, po prostu już dawno nikt tak do mnie nie mówił. - powiedział z lekkim, sympatycznym uśmiechem. - Tak w ogóle, możesz do nas mówić skrótami, jesteś przecież między swoimi.
- Spostrzegawczy jesteś. Wiesz, troszeczkę się bałam mówić do was po przezwiskach, ledwie się znamy, nie wypada po prostu. - zaskoczył mnie trochę. - Wiesz, stopnie, stanowiska...
- Pff... Kto by na to zwracał uwagę... - skomentował i ruszył za resztą Autobotów, a ja za nim. W między czasie, wolną ręką zaczął otrzepywać się z liści.
- Czekaj, pomogę. - powiedziałam jednocześnie strzepując z jego ramienia i głowy liście.
- Jeleń z Ciebie. - zażartowałam wyciągając gałązkę zaczepioną na jego głowie i uśmiechnęłam się.
- Powiedział Motyl. - dodał, na co ja miałam ochotę buchnąć śmiechem, choć nie było z czego.
- Jolt! Podkręć tępo! Bo nas noc z tobą zastanie. - usłyszeliśmy wołanie Bumblebee.
- Chodź. - powiedział i przyspieszył nieco kroku.
- Co tak w ogóle robiłeś? I czemu wyglądasz jakby Cię co najmniej drzewo zaatakowało? - zapytałam jak mała dziewczynka zakładając dłonie za siebie.
- Spadłem z drzewa... - odpowiedział, jakby to było coś zwyczajnego, na co mi prawie szczęka opadła. Nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy...
- Jak? - zapytałam z nieukrywanym rozbawieniem.
- Zobaczyłem hubiaka pospolitego na pniu i chciałem go wziąć, ale zleciałem... Ale grzyba mam. - z triumfalną miną pokazał trzymane w dłoni znalezisko. Zaśmiałam się z niego serdecznie. To takie... głupiutkie.
- I tylko po to właziłeś na drzewo, żeby zerwać grzyba, którego z resztą nie nazwałabym grzybem? - powiedziałam zerkając na szaro - brązową strukturę. - Na co Ci to? - zapytałam tym razem z... zachwytem?
- Do... - popatrzył na hubiaka - Sam nie wiem do czego. - dokończył z śmiejąc się z samego siebie.
- A te gałązki?
- Te akurat do badań. Chcę porównać z roślinami rosnącymi w Czarnobylu.
- A co za roślinki? - zapytałam zerkając na ulistnione patyczki. Autobot już chciał się zabrać za tłumaczenie, ale nie wiedział od czego zacząć, a w dodatku zajęta dłoń i pacha mu tego nie ułatwiały.
- Czekaj, daj to. - powiedziałam zabierając z jego ręki drobne gałązki, a on sam większe gałęzie wyciągnął spod pachy.
- Muszę się ogarnąć... - mruknął pod nosem, najwyraźniej do siebie na co mimowolnie na usta znowu wpełzł mi uśmiech.
- Więc tak, - zaczął - ten mały krzaczek z drobnymi listkami...
- Ten z korzeniami?
- Aha, to borówka czarna. Mam zebrane jej owoce, takie granatowe kuleczki.
- Posadzisz to?
- Bystra jesteś... Tak, choć nie wiem czy się przyjmie... - zastanowił się chwilę a potem wzruszył ramionami. - Ta gałązka z szerokimi listkami o prostej krawędzi i wyraźną nerwacją to buk.
- A ta z taką czerwonawą skórką?
- To dereń świdwa. Na jesień i zimę, i na początek wiosny jego gałęzie są krwistoczerwone. Ludzie wykorzystują je w pewnych... wiązankach na jakieś święto. Byś musiała zapytać się Jazz'a co to za święto. Ta taka cieniutka -wrócił do tematu - brązowa z tymi postrzępionymi listkami to brzoza. Te długie z kolcami...
- To jeżyny. - weszłam mu w słowo i od razu podniosłam oczy na niego. Przyglądał mi się uważnie z lekko uniesionymi kącikami ust, a od jego spojrzenia aż mi się ciepło zrobiło. Mimo, że na pierwszy rzut oka wyglądał trochę groźnie i nieprzyjaźnie, miał w sobie pewien urok. Surowa, a ostrych rysach twarz, ale bardzo przyjazne oczy.
- Ej! Kochasie! - krzyknął Jazz tak niepodziewanie, że z piskiem podskoczyłam a trzymane zbiory chevroleta volt'a wyrzuciłam gdzieś  w trawy. Spojrzałam zła na pontiaca, a za nim zobaczyłam resztę Autobotów. Drift i Sideswipe mieli wszystko gdzieś, Bumblebee obserwował mnie i młodego medyka z zaciekawieniem, a Knockout jakby czegoś nie rozumiał.
- Dżoint... podryw podrywem, ale na trawkę bym nie wyrywał... - powiedział z zawadiackim uśmiechem i kołysząc się z nogi na nogę odwrócił się w stronę naszego pochodu i podszedł do reszty naszych towarzyszy, a Ci ruszyli dalej.
- Jak Wszechiskrę kocham, kiedyś mu nitrogliceryny* napcham do tego niewyparzonego dzioba. - warknął pod nosem niebieski medyk i kiedy jeszcze zły prowadził wzrokiem odchodzące Autoboty, ja szybko pozbierałam gałązki i hubiaka. Na szczęście były niemal w tym samym miejscu.
- Idziemy? - zapytałam podchodząc do niego. Spojrzał na mnie i bez słowa ruszył za resztą, a ja obok niego.

[STARA WERSJA] Zafira | TransformersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz