Rozdział 29 Masz branie.

1.1K 52 195
                                    

- Zafiiira... - Wbiło mi się w audio receptor, a w nosie podrapało od zapachu benzyny.

Zmarszczyłam czoło i schowałam twarz gdzieś między łapskami Jazza. Nie chciałam wstawać, nie byłam wyspana. I nie byłam gotowa na kolejny dzień pełen wrażeń różnego rodzaju. Co dzisiaj mnie czeka? Wreckerzy zburzą bazę?

- Zafircia... - Wołanie powtórzyło się, a po chwili zastanowienia stwierdziłam, że głos należał do Młodego.

Miałam ochotę go zignorować i udawać, że w cale mnie nie obudził, ale w momencie, kiedy zaczął mnie szturchać tymi swoimi szczypcowatymi szponami, cały mój plan wziął w łeb. Przekręciłam głowę i z trudem rozchyliłam jakby sklejone powieki - to wszystko dlatego, że wcześniej płakałam.

- Czego chcesz, Jolt? - zapytałam, choć prawdopodobnie on usłyszał jakiś bliżej niezidentyfikowany bełkot.

Coś zaczął mówić, ale po pierwszym słowie jakim było: "idziesz", przymknęłam oczy i cały sens reszty słów jakie wypowiedział nie dotarł do mojego procesora. Wiedziałam tylko, że coś mówi.

- Aha... Ok... - mruknęłam. - Ryby fajne...

Czułam jak mi się w głowie kręci i jak powoli odlatuję. Widziałam jakieś światło, które zrobiło się niebieskie. Aha... To niebo. Były drzewa, droga, która daleko przede mną skręcała. Przede mną na drodze stali Knockout i Sideswipe. Zaraz wystartują. Flare Up już miała machnąć flagą, kiedy znowu do moich a-ceptorów dotarł głos młodego medyka.

- Zafira. Moootyl...

Szturchał mnie, w zasadzie już prawie szarpał za rękę.

- [pl] Nidzie nie [ang] idę... Jazz ma... on... [pl] ja musze...

Chwilę miałam spokój.

- Wstawaj. Zaraz będzie za ciepło.

- [ang] Po co wstawaj...?

- No przecież powiedziałem, że wyciągam cię na ryby. - powiedział zirytowany.

- Na co? - zapytałam otwierając optykę.

Zaczynałam kontaktować. Jeszcze mogłam uratować swoje spanie, ważne, aby spławić Jolta. Jeszcze jest szansa, że znowu zasnę.

- NA RYBY - wyszczególnił te dwa słowa. - Czego nie rozumiesz?

- Później...

- Później, to będzie za późno.

Nachylił się nade mną i wlepił we mnie swoje ogromne, krystalicznie błękitne patrzałki. Niech go szlak i te jego optyki - przez nie zaczęłam myśleć.

- Agh... Która jest?

- W pół do czwartej.

- Jooolt... Pogięło cię? Daj mi spać.

- Już dawno mnie pogięło... No chodź. Taka okazja się nie powtórzy w najbliższym czasie.

- Ugh... Dobra... - mruknęłam. - Daj mi się tylko wygrzebać z niego. - Kiwnięciem głowy wskazałam na Jazza.

- Jasne. Czekam przy tunelu na zewnątrz.

Odszedł, a w drzwiach minął się z przychodzącą do mnie niechęcią do ruszenia się z miejsca. Przyjemnie było gnić w objęciach porucznika, choć grzał on niemiłosiernie, jakby nie dość mocno słońce za dnia nie piekło. Jednak trzeba było opuścić milutkie legowisko, aby nie zawieść tego wszędobylca leśnego. Wyszukałam dłoni Jazza i ściągnęłam ją z siebie, a potem zajęłam się wyplątaniem nóg. Kiedy byłam już wolna, ułożyłam go tak, aby się czasem nie przewalił i nie obudził. Przytuliłam go jeszcze i jak najciszej wyszłam z parkingu, a potem przetransformowałam i wyjechałam na powierzchnię. Słońce prawdopodobnie było gdzieś przy linii horyzontu, jednak nie byłam w stanie tego stwierdzić, bo drzewa wszystko zasłaniały. Pierwsze ptaki zdzierały sobie gardła, a wszystko inne jakby przez chłodne, rześkie powietrze powoli się budziło. Miła odmiana swoją drąga, ale to był ewidentny znak, że to jeszcze czas spania i powinnam wrócić do pontiaca, i tylko Jolt jest jakimś wyjątkiem w przyrodzie. Gdy tylko go zobaczyłam, rzuciłam mu takie spojrzenie, jakbym chciała go zamrozić. Jednocześnie chciałam dać mu do zrozumienia, że prawie robi mi tym wczesnym wstawaniem krzywdę. On jednak się nie przejął, uśmiechnął się do mnie, podał mi rękę i pociągnął gdzieś w stronę drzew.

[STARA WERSJA] Zafira | TransformersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz