Rozdział 21 "Nie sztuka rzucić kamieniem".

1K 70 38
                                    

Przez około dwie godziny wyżalałam się Jazzowi jakim to Knockout nie jest arogantem, bufonem i cholernym, natrętnym, jednak seksownym podrywaczem. Nie byłam zła, byłam wściekła, nie na Wszechiskrze ducha winnego Ironhide'a, który ledwo powstał z martwych i mógł nie wiedzieć, że ja i czerwonooki jesteśmy Autobotami, tylko na tego zadufanego w sobie medyka, który martwi się wyłącznie o swój lakier.

Jazz, jak się okazało był bardzo dobrym słuchaczem. Nie wiem, czy to robił tylko po to, aby w jego języku nie oberwać z liścia, czy też rzeczywiście miałam rację. Nawet z tym, że aston martin jest "seksownym podrywaczem" powiedział, że trafiam w sedno. A może po prostu jest obiektywny? Nie wiem, w każdym razie, przez te dwie godziny mojego zawodzenia i biadolenia, podczas którego podobno obeszliśmy połowę Czarnobyla, zapamiętałam tylko twarz pontiaca i drzewo, do którego przez nieuwagę dobiłam. Wracając do bazy, oboje słuchaliśmy radia. W większości wszystko było po ukraińsku i nic nie rozumieliśmy, ale kiedy puścili coś znajomego, śpiewaliśmy, aż ptaki przez nas milkły. Nie powiedziałabym, że ich onieśmielaliśmy i przez to przestawały świergota, tylko dlatego, że słyszały jak dwa porąbańce się drą. Też bym zaprzestała swoich czynności, gdybym patrzyła na nas z boku. "Debile, po prostu debile." - pomyślałabym.

Wjechaliśmy do głównej sali w której świeciło pustkami, znowu w laboratoriach buczało od ściszonych rozmów jak w ulu. Jazz wzruszył ramionami, po czym podszedł do wołgi i walnął się na niej z hukiem. Wywróciłam oczami, a po chwili dosiadłam się do niego. Westchnęłam ciężko opierając łokieć na dachu samochodu i podparłam sobie głowę.

- Joł... Coś Cię gryzie? - zapytał srebrny Autobot poprawiając głowę na założonych za nią rękach.

- Nie wiem... Coś mnie przytłacza...

- Sytuacja. Jesteś z nami niecały tydzień i starasz się za nami nadążyć. To nowe dla Ciebie i nadmiar może Cię męczyć.

- Może masz rację... - mruknęłam odwracając oczy od ściany przede mną na lewy korytarz, który był równie nudny co ściana. Mogliby to jakoś przyozdobić, a przynajmniej pomalować. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Knockout nie ma lakierów, a Jazz nie chciałby spróbować namalować jakieś fajne graffiti.

Usłyszałam ciche rzężenie charakterystyczne dla silnika motoru i szelest folii wiszącej przy wejściu do laboratorium. Leniwie spojrzałam na Flare Up, która już po chwili trzymała mnie za rękę i szarpała krzycząc, żebym z nią poszła. Spięłam się na myśl, że znowu będę musiała stanąć obok tych dwóch ogromnych dział.

- No chodź! Ironhide Ci nic nie zrobi! - wołała ciągnąc mnie, a tym czasem ja wbiłam palce gdzieś w zbroję Jazza i ani myślałam iść z bojowniczką.

- Flare Up! - usłyszałam Chromię, która, jak się okazało stała za nią. Fioletowa odwróciła się. - Mówiłam: "na spokojnie".

- Pff! Kochana... Ja i spokój?!

- Jak chcesz mieć coś dobrze zrobione, to zrób to sama... - westchnęła granatowa, zakrywając dłonią czoło. - Zafira. - odezwała się podchodząc do mnie bliżej i wyciągając rękę. - Chodź. Ironhide chce tylko pogadać. Nic się nie stanie.

- Zafira, idź. Ironhide jeszcze świadomie ręki na kobietę nie podniósł. - powiedział Jazz. Zerknęłam na Chromię i złapałam jej rękę. Poszłam z dziewczynami, chodź było to wbrew mojej woli. Weszłyśmy do mniejszego pomieszczenia, z którego prawie od razu wybiegłam, ale fioletowa robotka zatrzymała mnie. Zacisnęłam zębatki i weszłam głębiej wymijając Bumblebee, który w całym tym towarzystwie był najbardziej na uboczu. Ukazał mi się dość nietypowy widok: na stole na boku leżał Ironhide z podkuloną ręką pod głową, a na nim leżał Sideswipe wtulony jak w najmiększą poduszkę. Czarny Autobot wyraźnie nie był zadowolony z naruszania jego przestrzeni osobistej, znowu srebrny nie był jakoś wybitnie ucieszony, raczej bym powiedziała, że był czymś bardzo przejęty i... przygnębiony.

[STARA WERSJA] Zafira | TransformersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz