11 | war

2.9K 317 111
                                    

ɪ'ᴍ ᴀғʀᴀɪᴅ ɪ ʙᴇʟɪᴇᴠᴇ ɪɴ ɴᴏᴛʜɪɴɢ

- • -

Uznał położenie się na podłodze i oczekiwanie na jakąś atrakcję za korzystne rozwiązanie. Nic lepszego mu nie pozostało. Przecież przez ścianę się nie przekopie, nawet jakby bardzo chciał. A owszem, chciał, ale jakoś nie mógł. Jego magia pozwoliła mu przeteleportować się na kolosalną odległość połowy metra. Raz. Jeden jedyny raz. Od jutra zamierzał leczyć tę dysfunkcję, ale... to od jutra.

Nogami podpierał ścianę, zaś plecami podłogę, by przypadkiem nie upadły. Czego to się z nudów nie robi... Nie dali mu nic, czym mógłby się zająć. Czuł, że powoli wariuje w tej ciszy. Cela, którą mu przydzielili, nie różniła się za bardzo od pomieszczenia, w którym go przesłuchiwano. Te same ściany, na których po dokładnych oględzinach dostrzegł zadrapania i zarysowania, jakby ktoś z dużą siłą się o nie obijał. Całkowity brak okien i niespokojne, jarzeniowe światło, które drażniło jego oczy. Jakże przytulnie. O wiele bardziej podobała mu się szklana cela.

Może chociaż dadzą mu czasopismo? Długopis. Kartki. Cokolwiek. Czyżby obawiali się, że zacznie planować zamach za pomocą samolotów z papieru?

Stracił rachubę czasu, więc nawet nie mógł spekulować, co dzieje się z Alice. Ani z innymi, którzy interesowali go znacznie mniej. Przez to wszystko zapomniał, nad czym powinien się skupić najbardziej. Nad powrotem do domu. Zwątpił, czy naprawdę tego chciał. Perspektywa spędzenia reszty życia w Midgardzie nie wydawała się już tak przerażająca, jednak to perspektywa spędzenia tysięcy lat gdziekolwiek była naprawdę koszmarna. Życie tak długo bywa nużące nawet dla boga. Przez pierwsze kilkaset lat jest nawet ciekawie. Wszechświat stoi otworem, nic tylko go odkrywać. Później są już tylko kolejne wieki, które nic nie wnoszą. Jeśli nie znajdziesz sobie zajęcia, umrzesz z nudów. Zupełnie jak Loki w tym momencie.

Drgnął na dźwięk otwieranego zamka w żelaznych drzwiach, ale zignorował to. Wciąż leżał, udając, że nie słyszy donośnego krzyku własnej podświadomości. Dotychczas ten głosik go tylko krytykował. Z czasem bożek zaczął nazywać go Jeffrey, a wspomnianemu Jeffreyowi chyba to pasowało, bo nie protestował. Teraz wykrzykiwał mu, że powinien ruszyć swoje cztery boskie litery i przygotować na coś, co z całą pewnością nie skończy się dobrze.

Odchylił głowę do tyłu i dostrzegł kogoś, kogo wolałby nie musieć oglądać - postawnego mężczyznę z burzą blond kosmyków i wybitnie nieinteligentnymi oczyma, przyszłego władcę Asgardu (chyba że coś go ominęło i już nim był) i swojego przybranego brata w jednym. Jak cudownie.

Zerwał się na równe nogi. Odruchowo cofnął się o krok, o mało nie wpadając plecami na ścianę. Starał się wyglądać na tyle dumnie i potężnie, na ile mu pozwalała ta cudowna umiejętność, która jednak powoli zanikała. Umiejętność kłamania, tworzenia perfekcyjnych iluzji. Pobyt w Midgardzie stwarzał go bardziej szczerym. A może to ta kobieta? W tej chwili przekonał się, że historia lubi się zapętlać, a zrządzenie losu stawiać go na miejscu tych, z których niegdyś kpił.

- Thor - odezwał się pierwszy, jakby to miało stawiać go ponad Odinsonem.

- Bracie - zaczął, lecz czarnowłosy wszedł mu w zdanie.

- Nie jestem nim.

As poprosił, by agenci zostawili ich samych. Loki wolałby jednak nie musieć tkwić sam na sam z Thorem w zamkniętym pomieszczeniu. Gromowładny jednak potrzebował chwili z kimś, kogo faktycznie nadal uważał za rodzinę. Wyrodną, ale wciąż rodzinę.

ILLUSION        ❪ loki laufeyson ❫ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz