15.2 | losing my religion

2.9K 281 235
                                    

ɪ'ᴍ ᴛʀʏɪɴɢ ᴛᴏ ᴋᴇᴇᴘ ᴀɴ ᴇʏᴇ ᴏɴ ʏᴏᴜ ʟɪᴋᴇ ᴀ ʜᴜʀᴛ, ʟᴏsᴛ ᴀɴᴅ ʙʟɪɴᴅᴇᴅ ғᴏᴏʟ

- • -

Wzrok osobnika w czarnych jeansach i błękitnym t-shircie wyrażał specyficzną mieszaninę szoku, pewnej ulgi, rozbawienia i niedowierzania. Ciekawy obrót spraw.

- Loki! - wykrzyknęła, widząc to spojrzenie zielonych tęczówek. Wstała z kanapy, żeby mieć lepszy widok i brzmieć bardziej groźnie. W jakimś stopniu liczyła, a z matematyką była w separacji, że uda jej się wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji.

- Nie patrz tak na mnie, nic nie zrobiłem - rzekł, unosząc ręce w geście niewinności. Z niemałym trudem tłumił chichot. Bawił się znakomicie, choć Alice jakoś nie bardzo.

Wszystkie fakty zaczęły układać się jej w jedną, spójną całość. Jego tajemnicze zniknięcia, ta reakcja oraz kryminalna przeszłość, która nie stawiała go w najlepszym świetle.

- On nie żyje, a jedyną osobą, która mogłaby do tego przyłożyć rękę, jesteś ty. Więc? - Z tym stanowczym, wręcz apodyktycznym tonem przez ułamek sekundy wydała mu się całkiem atrakcyjna. I nawet specjalnie się tym nie przejął.

- Brzmisz, jakby to był problem. - Dalej trwał w rozbawieniu. Wyglądał, jakby działał na niego alkohol, choć oboje wiedzieli, że to niemożliwe.

- Zabijanie ludzi to jest problem! - prychnęła.

- Nie zabiłem go - odparł ze spokojem i przyłożył do ust opróżnioną do połowy butelkę piwa, trzecią w ciągu niecałej godziny. Wychowała pod swoim dachem alkoholika.

- W takim razie gdzie byłeś? Znikasz na całe dnie, ja nie wiem... - Westchnięcie wydobyło się z jej ust.

Nachyliła się nad nim i usiłowała wpłynąć na niego spojrzeniem, wierząc, że to zadziała. To, że coś ukrywał, nie pozostawiało wątpliwości, ale dawało pretekst do rozmyślań nad jego wątpliwą moralnością.

- Okej, dobra - westchnął, przenosząc punkt skupienia wzroku z jej dekoltu na oczy - ja... pracuję.

- Co? - spytała wybitnie tępo. Chwila, co?

- No pracuję - powtórzył.

Roześmiała się w głos. Już dawno tak się nie bawiła. Loki i praca - serio, jest mistrzem kłamstw, mógł wymyślić coś bardziej wiarygodnego. Uznałaby nawet wypasanie tęczowych, pięcionogich jednorożców z waty na radosnej farmie, gdzie króluje miłość i przyjaźń, za bardziej prawdopodobne niż nordyckiego bożka, zarabiającego na życie w pracy.

- A tak serio? Jakieś układy z tą agencją? Coś? - Usiadła obok, wypiła kilka łyków z butelki Laufeysona, który patrzył na nią tak samo rozczarowany, jak zaskoczony i pewna wygranej rozłożyła nogi na stoliku przed sobą. Niski mebel z płyty wiórowej, bezczelnie podającej się za drewno, nie protestował.

- Dzięki, że mi wierzysz - burknął i zabrał jej piwo siłą.

- Ale poważnie? Jak? Zostałeś bossem ulicznego gangu? - zakpiła sobie z niego.

- Mógłbym - syknął - ale nie - dodał zawiedziony, że niedane mu było życie gangstera. Dziewczyny na to lecą, chyba.

- Więc?

- Powiem ci... - obiecał z uśmiechem na ustach, który miał ją przekonać - ale nie teraz.

Fuknęła tylko coś pod nosem, czego nie zrozumiał i nie zrozumiałby, nawet gdyby próbował, po czym ruszyła w kierunku lodówki.

ILLUSION        ❪ loki laufeyson ❫ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz