16 | the diary of jane

3.2K 265 338
                                    

ᴛʜᴇʀᴇ's ᴀ ғɪɴᴇ ʟɪɴᴇ ʙᴇᴛᴡᴇᴇɴ ʟᴏᴠᴇ ᴀɴᴅ ʜᴀᴛᴇ

- • -

Gdyby chciał, mógłby do niej zadzwonić i wszystko jej wyjaśnić. W sumie to chciał, ale jakoś nie mógł się do tego pomysłu przekonać. Nie uważał bynajmniej, że popełnił błąd. Nie żałował, więc nie miał za co przepraszać.

Pewnie ułożyła sobie życie, tak jak jej życzył. Zawsze była bardziej odpowiedzialna, mądrzejsza, potrafiła więcej. On nadrabiał młodzieńczą radością i spontanicznością. Nie uważał tego za cechy wybitne, ale czasami przydawały się w codziennym życiu. Dopiero gdy wyjechał, zrozumiał, jak bardzo nie radził sobie bez Alice. Funkcjonował na makaronie z proszku, dopóki nie skończyły mu się pieniądze. Złe decyzje sprowadziły go w ślepy zaułek, na skraj nędzy i desperacji. Duma zabroniła mu wrócić do rodzinnego miasta i liczyć na pomoc. Nie był typem syna marnotrawnego. Skoro się czegoś podjął, musiał się tego trzymać, bez względu na to, jak koszmarne by to nie było.

- Nie mam - usłyszał od młodego chłopaczyny. Miał może z siedemnaście lat, choć szczerze go to nie interesowało, więc nie zagłębiał się w temat. Nie wyróżniał się niczym szczególnym spośród rosyjskiego społeczeństwa.

- Jak to nie masz? - Po miesiącach takiego życia wyrobił sobie pewien stanowczy ton, którym uświadamiał młodocianym narkomanom, że ten rodzaj umowy działa w obie strony. Każdy chce ugrać jak najwięcej jak najmniejszym kosztem.

- Do soboty... - Im więcej mówisz, tym szybciej możesz oberwać. Chłystkowi chyba to umknęło. Całe szczęście przypomniał sobie, czując pięść na swojej twarzy. Rzadko kiedy ktoś się tu bawił w urządzanie dyskusji. Zaś tradycyjne, swojskie dostanie po mordzie wciąż obowiązywało.

- Do soboty to ty możesz nie dożyć - warknął.

Odprawił chłopaka, nie załatwiwszy nic, po czym oparł się się plecami o zawilgotniałą ścianę jednego z wielu podobnych do siebie budynków. Blokowisko na przedmieściach Petersburga jak każde inne, może z lekko wzmożoną działalnością przestępczą, chociaż nie wykraczało poza średnią krajową. Mógłby śmiało pochwalić się swoim udziałem w tym przedsięwzięciu, gdyby tylko zechciał przejechać się na komisariat.

Nie był na tyle głupi, by rozpowiadać na prawo i lewo, z czego żyje. Nieco roztrzepany, owszem. Ale na pewno nie głupi. Z całą pewnością musiał brnąć w to dalej, udając, że tego właśnie chciał, biorąc odpowiedzialność za własne decyzje.

* * *

Loki Laufeyson niewątpliwie był masowym zabójcą, ale wyglądał niesamowicie niewinnie, kiedy spał. Wtedy to on bał się świata, a nie świat jego. Był całkowicie bezbronny.

Pojedyncze pasma włosów opadały mu na nos i policzek, kontrastując z bladą jak śnieg cerą. Zaciśnięte usta ułożyły się w cienką, prawie prostą wstęgę. Na odkrytych plecach odznaczała się linia kręgosłupa, przywodząca na myśl górskie pasmo lub strumień wyznaczający swą trasę pośród łąk. Tworzył sztukę samą w sobie, i to nieświadomie.

Alice przesunęła ołówkiem po kartce papieru w szkicowniku. Rysowanie śpiącego boga rozbitych szklanek i wiecznego niezadowolenia to ostatnia rzecz, o jaką by siebie posadziła. Musiała być naprawdę zdesperowana, by uwieczniać jego podobiznę na kartce.

Ciekawe o czym śnił. Patrząc na to, że albo nie sypiał wcale, albo dość marnie, gdy wreszcie mu się to udało, zapewne o czymś, czego wolałaby nie przeżywać osobiście. Chociaż nigdy nie powiedział naprawdę, co takiego nawiedzało go w snach, mogła się domyślić, że nie było to coś, co chętnie zatrzymałby na dłużej.

ILLUSION        ❪ loki laufeyson ❫ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz