Rozdział 1

193 10 5
                                    

Niska postać odziana na granatowo, z gumową maską gazową na twarzy, przekradła się do zdezelowanych drzwi opuszczonej rezydencji, która dawno za sobą miała lata świetności – teraz bardziej przypominała opuszczone zamczysko, niż miejsce jeszcze przez kogoś zamieszkane. Nawet, jeżeli tymi mieszkańcami byli praktycznie sami faceci dbający tylko o miejsce do spania i dach nad głową, a nie o to, jak się to wszystko prezentuje w oczach innych.

Gabinet ich przywódcy wcale nie odbiegał od tej reguły, choć zamiast typowych męskich pierdół porozrzucanych to tu, to tam, jego małe królestwo tonęło we wszelakich papierach, poczynając od listów ze zleceniami, rachunków i notatek, a na portretach pamięciowych kończąc. Jedynym, który potrafił się odnaleźć w tym rozgardiaszu i jednocześnie najlepiej się w nim czuł, był człowiek w czerwonym mundurze, kręcący się przy regale z książkami. Pochłonięty lekturą nawet nie zauważył zamaskowanego, który, powstawszy z kucek, dumnie wyprostowany pojawił się w plamie światła wpadającej przez wybite okno po prawej. Było lato, gorąc nie zobowiązywał wcale do wymiany szyby – przeciągi były wskazane, nawet kosztem bezpieczeństwa.

Przybysz przez dłuższą chwilę przypatrywał się mężczyźnie z umiarkowanym zainteresowaniem, by w końcu obwieścić kobiecym głosem zdeformowanym przez maskę.

-Cel wyeliminowany.

Herszt uniósł dłoń na znak, że dotarła do niego wiadomość, jednak wciąż nie odrywał wzroku od trzymanej książki. Po kilku chwilach ciszy zaznaczył odpowiedni fragment, odłożył ją i zwrócił się do czekającej postaci.

-Czy były jakieś problemy? – Poorana bliznami twarz wciąż miała na sobie resztki wcześniejszego skupienia, była autentycznym symbolem wszystkich zwycięskich walk i doświadczenia nabytego przez całe 42 lata życia. Lecz oprócz tej surowości ci, którzy dobrze znali Dauda, wiedzieli, że pod tą maska krył się wspaniały kompan i niezawodny przyjaciel.

-Spokojnie, jak na wojnie – odparła dziewczyna, ściągając kaptur i przymocowaną do niego maskę Wielorybnika. Była młoda, nie mogła mieć więcej, jak dwadzieścia lat, wciąż z radosną iskrą w szarych oczach. Była dość szczupła, żeby nie powiedzieć chuda, typowy mundur leżał na niej jak na wieszaku, przez co musiała przytrzymywać go kilkoma paskami, by nie zsunął się z niej w trakcie ruchu. Ciemne włosy związywała znoszoną wstążką. – Czyste cięcie i mała znajdźka do rąk własnych – w jej dłoni pojawił się plik kartek zapełnionych równymi literami.

Wzrok Nożownika z Dunwall zmiękł. Podszedł do dziewczyny i odebrał papiery, po czym bez ostrzeżenia poczochrał ją po włosach.

-Adharo, przecież wiesz, że nie lubię, jak jesteś taka poważna.

Przewróciła oczami z udawanym niezadowolonym jękiem.

-Znasz mnie, chcę być profesjonalna. Nie potraktowałbyś mnie poważnie, gdybym wpadła tu z piskiem, powitała cię klapsem niespodzianką i... - Zamarła na chwilę - ...nie, na to ostatnie jesteś za sędziwy.

-Udam, że tego nie słyszałem – łypnąwszy na nią z rozbawieniem, odwrócił się z powrotem do biurka, kartkując dostarczone dokumenty. – Dobra robota, mamy dane kolejnego kontaktu Winterdoma. – Odznaczył coś w notesiku i odłożył go na chyboczącą się stertę obok regału. Nikt, kto choć raz odwiedził to pomieszczenie, nie wiedział, jakim cudem Daud odnajdywał się w tym labiryncie ani jak udawało mu się utrzymać te wszystkie rozedrgane kolumny w miarę pionowej pozycji.

-Jestem ci jeszcze w czymś potrzebna? – Spytała, przybliżając się do długiego biurka. Podobnie jak wcześniej, odpowiedź pojawiła się dopiero po chwili.

Więź | Dishonored [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz