• 4 •

1.4K 151 10
                                    

Charlotte zesztywniała, gdy zobaczyła wysiadających z dużego czarnego samochodu dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn ubranych w policyjny mundur. W jednym momencie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wspomnienia uderzyły w nią z tak ogromnym impetem, że nie zauważyła jak jej klientka Kimberly przedstawia ją jej przyszłemu małżonkowi.

- Przepraszam najmocniej, jestem Charlotte Blackwood - wyciągnęła szybko dłoń w kierunku blondyna, który odwzajemnił gest. Brunetka była okropnie zdenerwowana, jej profesjonalizm i przygotowanie odeszło w zapomnienie.

- Tak, moja narzeczona przed chwilą mi panią przedstawiła... - Jake był zdezorientowany, czyżby jego żona wybrała jakąś wariatkę do organizacji ich ślubu ?

Charlie miała ochotę przyłożyć sobie z całej siły w twarz, ale nie było to możliwe ze względu na to, że tylko pogorszyła by swoją sytuacje, a jej klienci pomyśleli by sobie, że postradała zmysły.

- Możemy na chwileczkę przeprosić? - Spytała Kim i pociągnęła narzeczonego w stronę samochodu.

Przez głowę Charlotte przebiegły najgorsze myśli, już widziała siebie wyrzuconą przez smoczycę na próg. Nigdy wcześniej nie poniosła żadnej porażki i nie miała pojęcia jak się teraz zachować.

- Będzie dobrze - z jej rozmyślań wyrwał ją głos drugiego z policjantów.

Był wysoki, dobrze zbudowany co można było wywnioskować po mundurze który opinał jego mięśnie. Twarz okalał kilkudniowy zarost, długie rzęsy otaczały brązowe oczy, które w tym momencie pilnie obserwowały jej sylwetkę przez co nieco się skrępowała. Ciemne włosy były wygolone po bokach natomiast na czubku pozostawały długie i zaczesane do tyłu. Charlie musiała przyznać, że był przystojny.

- Słucham? - ocknęła się w końcu i odpowiedziała na jego uwagę, chociaż wcale jej nie zrozumiała.

- Nie denerwuj się, Kim i Jake to rozsądni ludzie, a ty wyglądasz... - zawiesił głos po czym kontynuował. - Nie wiem co jest powodem twojego rozdrażnienia, ale wyluzuj.

Charlie zorientowała się że brunet ją rozgryzł. No może nie do końca, ale widział jej niepokój. Zresztą o czym my mówimy, stał przed nią policjant. Dodatkowo jakiś wyjątkowo irytujący, przynajmniej tak sądziła po tym jak kazał jej się wyluzować i wyszczerzył się w jej kierunku. Nie mogła pokazać, że to o czym mówi jest prawdą, więc wyprostowała się i postanowiła w przypływie odwagi odpowiedzieć.

- Nie wiem o czym mówisz - po jej słowach Alex roześmiał się, a Charlie ze złości zmarszczyła brwi.

- Już jesteśmy. Co was tak bawi? Lepiej ustalmy podstawy. A wy przypadkiem nie macie patrolu? - Kim pojawiła się ze swoim narzeczonym i jak najęta zaczęła petlikać.

  - O właśnie, patrol. Kim, skarbie ty nasz, dziękuje że mi przypomniałaś. Może lepiej będzie jak wy kobiety pogadacie sobie same, a my zajmiemy się naszą pracą - Benett złapał przyjaciela za ramię i powolnym krokiem oboje zaczęli wycofywać się w stronę samochodu.

Natomiast zawiedziona Kimberly zaczęła niespokojnie tupać nogą, a dłonie położyła na biodrach przyjmując bojową postawę.

- Alex jak ja cię nienawidzę! Jake pogadamy sobie w domu! - zdążyła krzyknąć za nimi, nim zamknęli drzwi do auta i odjechali.

- Przepraszam cię najmocniej Charlotte. Możemy omówić ubiór sali i ustawienie stolików? - przyszła pani Ross złapała się za czoło i odwróciła w stronę brunetki.

Blackwood ocknęła się i odwróciła w stronę klientki. Przed oczami miała jednak obraz niejakiego Alexa, miała nieodparte wrażenie, że już go wcześniej widziała. Przez głowę przeszła jej myśl, że jest podobny do Niego, ale po chwili jednak ją odrzuciła. Byli tacy podobni, a jednak całkiem różni.

- Tak oczywiście, może wejdziemy do środka i zaprowadzę panią na sale którą dla państwa wybrałam? - nagle poczuła kolejny przypływ pewności siebie i wszystko wróciło na odpowiedni tor. Wraz z odjazdem policji odjechał strach i niepewność.

Gdy znalazły się na sali przedstawiała swoje propozycje i wraz z kolejnymi zdaniami zaczynała czuć się jak ryba w wodzie. Gestykulowała i próbowała przekazać swojej klientce jak najdokładniej to co ma na myśli. Rysowała dłońmi w przestrzeni zupełnie jakby malowała obraz na płótnie. Oddawała się swojej pracy w całości. Była szczęśliwa gdy mogła uszczęśliwić drugą osobę, a Kim zdawała się być zachwycona ponieważ uśmiechała się od ucha do ucha.

- Polecałabym wybrać kwiaty od naszego florysty. Ma szeroki wybór gatunków jak i daje pani gwarancje, że dojadą na czas i będą w nienaruszonym stanie. Zawsze są świeże i pięknie wyglądają - tłumaczyła klientce.

- Dziękuje ci Charlotte, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. I proszę cię mów mi Kim - wyciągnęła dłoń w jej kierunku.

Charlie uśmiechnęła się szeroko i zamknęła segregator, w którym znajdowały się przeróżne kompozycje kwiatowe i odwzajemniła gest blondynki.

- Charlotte, to moja praca proszę... To znaczy Kim - zaśmiała się krótko i poprawiła opadające kosmyki włosów.

- W weekend mamy przymiarki dla drużb i druhen. Pomyślałam, że mogłabyś mi pomóc - brunetka sięgnęła do torebki po telefon i spojrzała w swój kalendarz. Sobotę miała przeznaczoną tylko dla siebie, ale nie miała nic do stracenia po za tym Kim liczyła na nią, a klienci są dla niej najważniejsi.

- Tak z chęcią ci pomogę, akurat nie mam żadnych planów.

Jak zawsze zresztą - ta myśl przemknęła przez jej głowę.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Mam wrażenie, że nadajemy na tych samych falach - Kimberly zdawała się być niezwykle uradowana takim przebiegiem wydarzeń.

- Zaraz prześlę ci adres mojego domu - blondynka zaczęła poszukiwania w swojej torebce jak się okazało telefonu.

- Domu? - Charlotte nie zdążyła zaprotestować, a już usłyszała sygnał, który zwiastował nową wiadomości na jej telefonie.

"Leonard st 56" - tak mówiła wiadomość, którą otrzymała od swojej klientki.

Po powrocie do domu pierwszą czynnością jaką zrobiła było zrzucenie sandałków w kąt. Przechodząc z korytarza do wnętrza salonu rzuciła torebkę na kanapę i skręciła do kuchni. Nalała wody do szklanki i usiadła na wysokim krzesełku przy blacie kuchennym. W jej domu przeważała biel z elementami szarości. Ciepła dodawał jedynie drewniany parkiet w którym od razu się zakochała.

Pijąc wodę starała się uspokoić myśli i ułożyć rozsądny i przyzwoity plan. Do tej pory nigdy nie zdarzało jej się, aż tak angażować się w relacje z przyszłymi pannami młodymi. Zacznijmy od tego, że Charlotte w ogóle ograniczała relacje z innymi ludźmi do swojej pracy. Po za nią nie miała przyjaciół, chciała ich mieć ale obawiała się, że w jakiś sposób On będzie miał do niej łatwiejszy dostęp. W końcu miał swoje znajomości wszędzie.

Postanowiła więc, że z samego rana zadzwoni do Kim i zaproponuje inne miejsce spotkania, w końcu co za różnica gdzie odbędą się przymiarki.

•••

Dziękuje za komentarze pod poprzednim. Książka nabiera pomału rozpędu i mam nadzieje, że zostaniecie do końca i będzie Was więcej.

Personal AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz