• 5 •

1.3K 130 10
                                    

Kiedy chcemy za wszelką cenę czegoś uniknąć, to zazwyczaj dzieje się zupełnie na odwrót i ta rzecz przychodzi do nas ze zdwojoną szybkością.

Była sobota popołudniu, Charlie właśnie stała w korytarzu i zakładała swoje ulubione szpilki w odcieniu brudnego różu. Była okropnie zdenerwowana, jej żołądek postanowił fikać koziołki do tego stopnia, że zaczęło ją mdlić. W zasadzie mogła zadzwonić do Kimberly i powiadomić ją o swoim marnym samopoczuciu, ale zaraz wykreśliła ten pomysł ze swojej głowy, wiedząc że blondynka jest bardzo bystra. Bycie narzeczoną policjanta zobowiązuje. No właśnie, policja. Gdy tylko brunetka przypominała sobie o tym fakcie momentalnie na jej rękach pojawiała się gęsia skórka. Nie było odwrotu, musiała stawić temu czoła.

Pół godziny później znalazła się pod podanym dwa dni wcześniej adresem. Była zszokowana bogactwem tej dzielnicy. Wiedziała, że Kim i Jake zarabiają nie małe pieniądze, ponieważ śluby organizowane przez jej agencje do najtańszych nie należą.

W kolejne pięć minut pokonała odległość przez podjazd do ogromnego domu i gdy znalazła się przed drzwiami nabrała powietrza do płuc. Gdy chciała je z powrotem wypuścić, drzwi otworzyły się, a w nich pojawiła się rozpromieniona blondynka.

  - Widziałam taksówkę i domyśliłam się, że to ty! - Blackwood zanim się zorientowała została wciągnięta do środka. - Wchodź już prawie wszyscy są!

Ciemnowłosa stała jak wryta w ogromnym korytarzu wykonanym w odcieniach błękitu i bieli z elementami drewna. Z sufitu zwisał ogromny kryształowy żyrandol, a na środku kraciastej biało czarnej podłogi stał stolik z wielkim bukietem różowych piwonii. Były to jej ulubione kwiaty.

  - Charlotte coś się stało? - z salonu wychyliła się Kimberly.

  - Wszystko w porządku, już idę - brunetka uśmiechnęła się i ruszyła w kierunku kobiety.

Wchodząc do salonu trzeba było zejść po dwóch płaskich schodkach. Po zachwycie nad korytarzem Charlie myślała, że już lepiej być nie może. Jednak myliła się, ponieważ salon przebił jej jakiekolwiek wyobrażenia. Był wielki i przestronny z ciągnącymi się przez całą ścianę szybami z widokiem na zielony, spowity wszelaką roślinnością ogród. Na środku znajdował się drewniany stolik na kawę, a otaczał go komplet jasnych kanap i foteli. Z sufitu zwisał kolejny piękny żyrandol, a drewnianą ciemną podłogę zdobił wzorzysty dywan.

Okazało się, że w domu znajduje się pełno ludzi. Nie mal wszyscy mieli w ręce drinki lub tak jak większość mężczyzn, piwo. Rozmawiali pomiędzy sobą wybuchając co rusz gromkim śmiechem.

  - Napijesz się czegoś? - nagle przy jej boku pojawił się Jake.

  - Nie dzięki, staram się nie pić alkoholu - uśmiechnęła się delikatnie i zgarnęła włosy na jedną stronę.

Jej serce zaczęło bić szybciej.

  - Naprawdę? No to teraz mnie zaskoczyłaś - roześmiał się wyraźnie zszokowany odpowiedzią brunetki. - To może wody?

  - Wody z chęcią - przystała na propozycje, ponieważ poczuła jak robi jej się sucho w ustach.

Widząc, że Jake ruszył się z miejsca, postanowiła pójść za nim. Jak się okazało punktem docelowym była kuchnia, która nie umniejszała poprzednim pomieszczeniom. Równie przestronna z wyspą na środku.

Pierwszą osobą jaką zauważyła po drugiej stronie była Kimberly, która szykowała jakieś przekąski. Zaraz koło niej przeszedł Jake, który w przelocie musnął jej policzek na co blondynka rozpromieniła się jeszcze bardziej. Można było zauważyć, że bardzo się kochają. Charlie poczuła ścisk w żołądku, nie tylko z powodu zazdrości, ale również dlatego że zauważyła kolejną postać w tym pomieszczeniu. Stał oparty o blat kuchenny, w ręku trzymał piwo, był lekko przekręcony w prawo, przez co nie widział Blackwood. W dodatku rozmawiał z jakąś kobietą. Atrakcyjna, oliwkowa cera, czarne włosy i całkiem niezły tyłek. Nie dziwmy się Charlie, że zwróciła na to uwagę. Tego nie da się nie zauważyć.

Personal AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz