Rozdział 5. 'If this night is not forever at least we are together.'

270 30 2
                                    

- Więc - zaczęłam. - Co to za impreza?

Od piętnastu minut siedziałam w samochodzie z Perrie. Cicho obserwowałam drogę i co jakiś czas spoglądałam na blondynkę. Ubrana była w ciemno zielone jeansy, ogromną szarą bluzę z kapturem i czarne vansy. Włosy miała lekko zakręcone a makijaż mocny i wyrazisty. Jej długie paznokcie stukały o kierownicę w rytm puszczanej z radia piosenki.

- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - Mój kolega, Liam, wspominał coś o "grupie studentów organizujących kolejną głupią imprezę, ale będzie darmowy alkohol i duży basen więc przyjdź".

- Okej. - Odpowiedziałam i wróciłam do obserwowania drogi.
Wydawało mi się, że Perrie nie jest dziś zbyt chętna na rozmowy. Od początku jazdy (oprócz wcześniejszej rozmowy) powiedziała tylko "Hej, ładna sukienka" i "Zapnij pasy".
Westchnęłam cicho i nawet nie wiem kiedy, ale zasnęłam. Obudził mnie delikatny powiew zimnego wiatru i czyjeś ręce szturchające moje ramiona.

- Jade, wstawaj. - Otworzyłam oczy i ujrzałam Perrie stojącą w drzwiach po mojej stronie. Schylała się nade mną i próbowała wybudzić. - Jesteśmy na miejscu. - Mruknęła i odsunęła się tak, abym mogła wyjść z pojazdu.

- Tak, tak. Już idę. - Wzięłam szybko torebkę i wyszłam z samochodu. Zachwiałam się lekko przez długi czas siedzenia w jednej pozycji, ale na szczęście obok mnie stała Perrie, która w odpowiednim momencie mnie złapała, tym samym ratując mnie od upadku.

- Uważaj. - Uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową w stronę bogato wyglądającego domu. - Idziesz?

- Jasne. Too.. Gdzie tak właściwie jesteśmy? - Zapytałam obserwując okolice. Dom był dwupiętrowy, z dużymi oknami i olbrzymim tarasem. Był cały wykonany z czerwonej cegły, miał ciemne drzwi i czarny dach. Wyglądał o wiele przytulniej niż bardziej nowoczesny dom Perrie.

- Przedmieścia. Jakieś dwie godziny od twojego domu. - Odpowiedziała mi blondynka zmęczonym tonem głosu.

- To dosyć daleko.

- Mhm. - Kiwnęła głową nawet się nie uśmiechając. Coś było nie tak. Ale oczywiście, gdy już chciałam spytać o to Perrie podbiegł do nas jakiś wysoki szatyn.

- Perrie! Boże, już myślałem, że nie przyjdziesz. - Krzyknął i rzucił się na dziewczynę. - Ale się stęskniłem, ty stara pindo. - Wybełkotał w jej szyję i owinął ramiona wokół jej tali, na moje oko zbyt mocno, ale sądząc po minie dziewczyny - dla niej też.

- Liam. - Jęknęła zirytowana. - Zostaw mnie.

- Ale Perrie! Ja cię kocham! - Po raz kolejny krzyknął, ale oderwał się od dziewczyny i tym razem wyrzucił ramiona w górę.

- Liam. To jest Jade. Jade, to jest Liam. - Odchrząknęła blondynka i kiwnęła głową w moją stronę, przez co Liam w końcu mnie zauważył.

- Jezusie Chrystusie, skąd się biorą takie śliczne dziewczyny? - I tak, znowu krzyknął. - Witaj śliczna pani, jestem Liam. - Powiedział próbując użyć poważnego tonu głosu, ale brzmiało to co najmniej zabawnie. Po chwili chciał się ukłonić, ale stracił równowagę i wylądował na ziemi.

- Wiesz co, Liam? My już pójdziemy, jakby coś to dzwoń. - Krzyknęła do niego Perrie i pociągnęła mnie za rękę w stronę drzwi od domu. - Pa, Liam!

- Na razie ślicznotki! - Odparł próbując podnieść się z betonu. Nie wyszło mu.

- Wybacz, był już nieźle wystawiony. - Normalnie się tak nie zachowuje.

- Jest okej. - Zaśmiałam się i pozwoliłam ciągnąć się dziewczynie za rękę przez tłum spoconych ludzi.
Po kilkunastu sekundach weszłyśmy do niewielkiej sypialni. Wyglądała na nieużywaną, łóżko było pościelone a szafki zakurzone. Ściany były pomalowane beżową farbą, wszystkie meble były ciemno brązowe, a pościel miała kolor dojrzałych czereśni. W pokoju były też dwa duże okna przysłonięte długimi, czarnymi zasłonami na których były wyszyte czerwone róże.

TORN [Jerrie] (w trakcie edycji)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz