Rozdział 7. 'R.I.P. to my youth.'

247 29 7
                                    

Obudziły mnie naprawdę głośne odgłosy kroków.

Zdałam sobie sprawę, że leże pod ciepła kołdrą. Jestem w pokoju, nie na dachu. Przypomniałam sobie wydarzenia sprzed paru godzin. To było...dziwne. Ale w dobrym sensie dziwne. Poczułam coś, czego już dawno przy nikim nie poczułam, ale nie wiedziałam co to jest. Natomiast byłam pewna jednego, chciałabym to przeżyć jeszcze raz. I trochę mnie to przerażało.

Z zamyślenia wyrwały mnie kolejne kroki i dźwięk otwieranych drzwiczek od szafek.

- Perrie? - Zapytałam, nadal mając zamknięte oczy. Nie chciałam wstawać, chciałam spać lub ewentualnie wspominać dzisiejszy poranek.

Odpowiedziała mi cisza i dźwięk zamykanych drzwi. Osoba chodzącą chwilę wcześniej po pokoju wyszła.
Westchnęłam i otworzyłam oczy.
Byłam sama w pomieszczeniu. Zasłony były zasłonięte, a moja sukienka leżała na komodzie razem z butami. Oprócz tego w pokoju był niezły bałagan: na podłodze leżały białe teczki, wszystkie szafki były szeroko otwarte, a obok mojej sukienki spoczywały inne ubrania wraz z butami.

Zabrałam mój telefon z podłogi (musiał spaść) w celu sprawdzenia godziny.

9:33.
3 nieodebrane połączenia od Cassie
12 wiadomości od Cassie i 1 od Mama.

Przestraszyłam się, Cassie nigdy nie napisała do mnie tylu wiadomości pod rząd.

|00:44|

Cassie: szkoda, ze nie ma Cie ze mną!!xx

|1:00|

Cassie: nie jesteś ma mnie zla, co nie?

|1:54|

Nieodebrane połączenie od Cassie

|1:55|

Cassie: blvgam odnjerz

|1:56|

Cassie: cody chcial soe zabicc

|1:56|

Cassie: poklocilismy sie i nie zauwazyalm ze z nim zle. wyszlam na impreze chwile po kłótni. eodzice znaleźli go w mojej łazience

|1:57|

Cassie: nie wybacze sonie jak mu się cos stanie

|4:56|

Nieodebrane połączenie od Cassie

|4:57|

Nieodebrane połączenie od Cassie

|1:57|

Cassie: jest z nim zle, bardzo źle

|1:57|

Cassie: Może nie przeżyć

|1:57|

Cassie: jestem w szpitalu. Nie pozwalają mi do niego wejść.

|2:06|

Cassie: mama się poplakala

|2:13|

Cassie: lekarze nic nie mówią

|2:13|

Cassie: ale ja to czuje, jade. on chce się pożegnać

|7:55|

Mama: Cody Floren nie żyje, zmarł w szpitalu o 2:23. To takie straszne i przykre, musisz teraz wspierać Cassie. To będzie dla niej bardzo ciężkie.

Kurwakurwakurwakurwa

Odrzuciłam od siebie telefon i momentalnie zebrało mi się na płacz.
Cody miał 21 lat, był średniego wzrostu blondynem o szarych oczach. Miał piękny głos i niesamowicie śpiewał, gdy byłam młodsza często przychodziłam do niego po kłótni z Cassie, żeby trochę pośpiewać. Aż do tamtego roku. Coś się zmieniło.
Cody już nie był tym wiecznie wesołym chłopakiem, z którym grałam w Scrabble śpiewając Hips Don't Lie o poranku. Zmienił się też w stosunku do Cassie, zaczął być bardziej chłodny, momentami nawet wredny. Nigdy nie dowiedziałam się czemu... I już nigdy nie dowiem.

TORN [Jerrie] (w trakcie edycji)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz