Po twoim odejściu /II

1.7K 197 34
                                    

~Yuri~*

Od naszego ostatniego spotkania, minął rok. Dokładnie 365 dni. Będąc ze sobą szczerym, byłem w żałobie przez przynajmniej 4 miesiące. I to nie byle jakiej... Siedziałem w pokoju 24/7, nie wychodząc nawet do łazienki czy na jakikolwiek posiłek. Nie mam pojęcia jak ja to przeżyłem, można zwalić na cud. Jak to później określiła moja siostra "Gdyby ktoś zbliżył się do Ciebie na mniejszą odległość niż 2 metry - prawdopodobnie zginąłby na miejscu.". Tak więc przez ten okres w całej okolicy uważany byłem za NEET'a, który mizia się z poduszkami z nadrukiem ulubionej postaci z anime, z biustem dwukrotnie większym od  głowy. Jak się można domyślić - Niezbyt podobało mi się to określenie, a że w końcu musiałem pogodzić się z faktem, iż już nigdy nie ujrzę TEJ osoby, wyszedłem ze swojej "nory".

Jak się okazało - 4 miesiące nic nierobienia miały swoje konsekwencje. Bieganie szło mi opornie, brzuszki czy inne ćwiczenia to był dla mnie istny koszmar rodem z horrorów. Czyli inaczej -  Lenistwo mocno obiło się na mojej kondycji, a co za tym idzie, moje umiejętności łyżwiarskie również nieco ucierpiały. To nie tak, iż stałem się beztalenciem, który w czasie jazdy musi korzystać z pomocnego pingwinka, o nie. Nie po to trenuję od najmłodszych lat, żeby teraz to wszystko stracić. W rodzinie słynąłem ze swojej wytrzymałości, a uradowana siostrzyczka, z powodów uczczenia mojego powrotu, wyznaczyła sobie za zadanie przywrócenie mojej dawnej figury. Nie była łaskawa... przeciwnie... znęcała się nade mną... nawet teraz, gdy przypominam sobie jej przerażającą minę każącą mi zrobienie 6 okrążeń wokół Hasetsu, przechodzą mnie ciarki. Ale jedno jest pewne. Przez jej zwyrodniałe metody, zawdzięczam odzyskanie dawnej formy.

Zmieniło się coś jeszcze. Moja osobowość. Według mnie na lepsze, ale co ja amator w psychologii mogę się na takich rzeczach znać. W każdym razie, przestałem zamartwiać się przeszłością, a przeciwieństwo tego obchodziło mnie tylko na tyle, na ile było potrzebne. Ważne dla mnie aktualnie jest tu i teraz. Może i nie pojawiłem się na tegorocznym Grand Prix, jednak obrałem sobie inny cel. Trochę oczywisty i mało oryginalny, jednak sprawdzony. W przyszłym sezonie ukaże moje nowe, prawdziwe ja. I zaskoczę publiczność stokrotnie bardziej, niż kiedykolwiek mogłem sobie to wyobrazić.

***

Po skończonym treningu, tym razem z własnej woli (popamiętasz mnie, Mari!) Udałem się na lodowisko. Mogłem wziąć chociaż prysznic... jednak zbyt długo odstawiłem spotkanie z zamarzniętą taflą lodu, znajdującą się niedaleko. Zarzuciłem na ramię czarną bluzę i pobiegłem. Jednak to złośliwe ubranie nie chciało się trzymać. Tak więc zmuszony nieposłuszeństwem mojego ulubionego nakrycia, zawiązałem ją sobie wokół bioder. Szybko dotarłem na miejsce. Otworzyłem drzwi. Po chwili ogarneło mnie przyjemne uczucie. Tęskniłem za nim.  Zimne powietrze, jakie wypełniało ogromną przestrzeń, przyjęło mnie z ogromną czułością, gdyż dosłownie po sekundzie stania w miejscu cały zmarzłem.  Wzdrygnąłem się na dotyk chłodu z moją jeszcze spoconą skórą. Może ten prysznic to wcale nie był zły pomysł?

- Zimno... - złapałem się za ramiona i mocno je pocierałem, z nadzieją, iż to trochę mnie ogrzeje.

- Nikt ci nie kazał tu przychodzić od razu. - Za moimi plecami usłyszałem znajomy, kobiecy głos. Yuko opierała się o ścianę. Jak zazwyczaj ciemne rude włosy spięte w niedbały kok, oraz szeroki uśmiech napawał mnie szczęściem. Jej niesamowity optymizm już mnie dopadł, choć nic się jeszcze takiego nie stało. Wręcz podskakując do mnie podeszła. 

- Jakoś nie mogłem się powstrzymać. - podrapałem się po karku. Nawet jeżeli użyłbym jakiejś nic nieznaczącej wymówki - od razu by mnie nakryła. Nie ukrywam, ze pewnie bym za to oberwał, czego wolę uniknąć. Co jak co, ale silna w łapie to ona jest.

Inna Strona // Victuuri ♢ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz