Rozdział 1

248 3 1
                                    

Idę na miejsce spotkania, w którym jestem umówiona z Wiktorem. Jestem spóźniona już 20 minut, ale nie śpieszę się, On wie jak jest, i zapewne sam się spóźni bo wie, że nie ma sensu być punktualnie. Gdy prawie jestem na miejscu słyszę gwar rozmów. Myślałam, że chce się spotkać tylko ze mną, ale widocznie się pomyliłam. Widzę połowę naszej paczki, widocznie pozostała połowa aktualnie brudzi sobie rączki. No cóż, nie jesteśmy grzeczni, pracujemy nielegalnie, i za takie roboty które robimy, poszlibyśmy siedzieć jak nic, ale za to dostajemy dużo forsy. Widzę jak Zając (Kajetan) gapi się na mój chudy tyłek w obcisłych szortach, i ślini się na ten widok. A Motyl (Kazik) pręży swoje nikłe mięśnie, bo jego muskulatura jest naprawdę marna. Bodzio (Marcel) nasz paker, Mózdżak (Staś) który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. No i wreszcie wyłania się Wiktor (zwany przez niektórych Wiking), jest jeszcze bardziej przystojny niż kiedy go poznałam, a jednak jako facet mnie nie pociąga. (Jest dla mnie jak brat, a chyba żadnej siostry nie pociąga brat. Mimo, że Wiktor nie jest moim bratem.) Jest jedynym facetem którego kocham. Żaden facet nie zdołał mnie w sobie rozkochać. Gdy jestem już koło niego staje lekko na palcach i całuje go w usta, to nasze rytualne powitanie. Każda jego laska wścieka się o to. I mimo, że niektóre z nich naprawdę kocha, to nie zaprzestał tego. Muszę stawać na palcach, jest wysoki, to prawda. Ale ja też nie jestem niska, a do tego mam obcasy dość wysokie, ale taki już z niego wielkolud.

- Były korki? - i posyła mi kpiący uśmiech. Będzie jego głupkowaty, ulubiony tekst... - Ale zaraz... Przeciż Ty nie jechałaś samochodem. Ani autobusem, metrem, tramwajem, trolejbusem, motorem, ani nawet rowerem! Ty szłaś przecież pieszo!
- Dobra, dobra, skończ już z tym. - odwracam się i krzyczę. - Siema chłopaki! - słyszę jak odpowiadają, Zając oczywiście dodaje jak to ja pięknie nie wyglądam. Za wysokie progi Zajączku hehe. - Jak tam wczorajsza akcja? Jakie łupy? Bo z dzisiejszej akcji jak widzę jeszcze nie wrócili. - dałam sobie spokój bo miało pójść jak z płatka.
- Ahh, gdybyś Ty wiedziała Balbi, gdy...
- Ty lepiej mnie nie wkurwiaj Wiktor.- przerywam mu ostro, nie zabrał mnie wczoraj na akcję, zabrał tego ciotę Motyla, a mnie nie cholera!
- Uspokój się, prawie zawsze jesteś, tylko raz nie poszłaś z chłopakami. - wciągam go za kontener i syczę. Mało kiedy na niego podnoszę głos, czy też jestem wkurzona, ale teraz...
- Dobrze wiesz, że jestem lepsza od nie jednego z tych ciot!
- Wiem, Balbina Ja to wiem, ale... - nie dokańcza bo słyszymy wołanie. I to kogo? Sabinki, tej głupiej laski, jak Ja jej nie znoszę, i musiała przyleźć akurat teraz! - Zwinąłem go dla Ciebie, wiem, że mamy nie brać towaru bo możemy mieć duże kłopoty, ale pamiętam jak się na niego gapiłaś. - i wyciąga ten zajebisty wisior który widziałam miesiąc temu. W pierwszej chwili chcę rzucić mu się na szyję, ale zamiast tego walę go mocno w ramie. Syczy z bólu, może trochę przesadziłam, ale zaraz daje mu buziaka.
- Ty debilu, dobrze wiesz, że to jest cholernie groźne, zabierać towar?
- Wiem, ale musiałem go wziąć, masz. Chłopaki nic o tym nie wiedzą.

I tak ma zostać, dokańczam w myślach. Patrzę na to cacko, i mimo, że było to głupie z jego strony, cieszę się z tego, że to wziął. Złoty gruby wisior, z oczkami różnego koloru, ciemne złoto wygląda cudownie. Zakładam go i chowam pod bluzką, oraz zakładam apaszkę na szyję która owinięta była wokół mojego nadgarstka. Jestem w tej chwili szczęśliwa, ale oczywiście w tej samej chwili musiały mnie nawiedzić mroczne wspomnienia z przeszłości.

10 lat wcześniej, 2 dom dziecka.

Wychodzę z łazienki i idę do pokoju który dzielę z Lilą, Matyldą i Bożeną. Jest godzina o której nie możemy być poza pokojami, ale mi bardzo się chciało siku. Gdy miałam 6 lat i trafiłam do poprzedniego domu dziecka miałam problem z trzymaniem moczu, i dopiero w wieku 11 lat przestałam mieć ten problem. Dożo dzieci mi przez to dokuczało, więc teraz kiedy już od dwóch lat jestem wolna od tego problemu, boję się, że nie wytrzymam i znowu się zacznie, a bardzo tego nie chcę. Gdy czuję, że chce mi się siusiu zaraz idę do kibelka, w nocy czy w dzień, obojętnie. I wszystkie Panie to rozumieją, nie mają nic przeciwko pod warunkiem, że nie będę nigdzie chodzić. Ale Pani Gabrysia nie toleruje tego. Więc zawsze bardzo się staram gdy Ona zostaje na noc wytrzymać, ale dziś bardzo mi się chciało, wiedziałam, że jeśli nie wstanę i nie zrobię siku, to popuszczę w majtki. Nie obudziłam nikogo, i bardzo się ucieszyłam.
Następnego dnia rano słychać było krzyki, i zobaczyłam, że Matyldy nie ma, a reszta dziewczynek z pokoju patrzy się na mnie. Spojrzałam na zegar i zdziwiona odkryłam, że pół godziny przed wstawaniem jest taki szaszor (hałas). Nagle wpadła do pokoju Pani Gabrysia a za nią Matylda. Tyle, że to Pani Gabrysia zwracała moją uwagę dużo bardziej. Była cała czerwona i najwyraźniej wściekła, podeszła do mnie wyszarpała mnie z łóżka, a ja upadłam na podłogę, zaczęła na mnie krzyczeć, potem szarpać. Mówiła bardzo szybko i nie wyraźnie, płakałam przestraszona i nie wiedziałam o co chodzi. Krzyknęła jeszcze głośniej.Odpowiadaj! A Ja zaniosłam się jeszcze głośniej płaczem, i wtedy mnie uderzyła. Mocno.
Okazało się, że Matylda zgubiła naszyjnik który mi się bardzo podobał. Rano zobaczyła, że go nie ma, i pobiegła do Pani Gabrysi, a ta pomyślała od razu o mnie, bo przecież chodzę w nocy. Dwa dni później naszyjnik się znalazł. Lecz Ja w tamtym momencie, gdy mnie uderzyła, posikałam się, i mój problem zaczął się od nowa. Trwało to przez dłuższy czas. A dokładniej, tyle od kiedy pierwszy raz mnie uderzyła, a skończyło w dniu kiedy została zwolniona. Miałam wtedy 15 lat, a została zwolniona bo wygadałam się opiekunce na pięciodniowym obozie. Powiedziałam, że niekiedy Pani Gabrysia mnie szarpie, czasami uderzy, i bardzo często poniża. Opowiedziałam jej to ostatniego dnia, była obcą osobą którą poznałam na obozie, i bardzo ją polubiłam. Uznałam, że więcej się nie zobaczymy więc mogę powiedzieć, nic mi nie zależy. Gdy to wszystko jej opowiadałam, a jej mina robiła się coraz bardziej zszokowana i przerażona, oraz mając to wszystko ponownie przed oczami, popuściłam w majtki. A ona na koniec zamiast nakrzyczeć i powiedzieć, że mam się przebrać, przytuliła mnie, i mówiła, że wszystko będzie dobrze, nie muszę się już bać, to się więcej nie powtórzy. A Ja uwierzyłam tej Pani z obozu.

Otworzyłam szybko oczy i wzięłam głęboki wdech, jakbym wypłynęła na powierzchnię, po dłuższym wstrzymywaniu powietrza w płucach. Poczułam, że mam mokro między nogami. Czasami gdy te wspomnienia powracają, tak się dzieje. I tylko Wiktor o tym wie. Tylko jemu ufam.

_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_

1103 słów

Witaj!Na razie pokazałam Balbinę z takiej słabszej strony, ale nie długo to się zmieni. Zrobi coś szalonego! Możliwe, że będzie to w następnym rozdziale. To chyba najkrótszy rozdział jaki napisałam heh. Mam nadzieję, że wyszło w miarę dobrze, i zachęciłam Cię do dalszego czytania. ;)

27.01.2017r.

Porwany przez dziewczynęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz