Rozdział 7

79 1 0
                                    

Za to Olek odwrócił głowę. Od razu doszłam do siebie, (no prawie), wstałam i rozkazałam.

- Wstawaj głąbie! - spojrzał na mnie dziwnie, ale mnie to nie obeszło, uraził mnie, moje uczucia. Poniesie za to karę, za to i za ucieczkę. - Ostrzegałam Cię! - syknęłam na niego ostro. Zrobił zdziwioną minę, chciał coś powiedzieć, ale nie dałam Olkowi dojść do słowa. - Za ucieczkę czekają Cię konsekwencje, srogo tego pożałujesz.
- Ale ja nie uciekałem! - zaczął się bronić, nie ze mną te numery. - Tylko szedłem po drzewo, miałem nie odchodzić daleko, ale było takie duże, że poszedłem.
- Tak, jasne. I niby gdzie to duże drzewo? - zrobiłam cudzysłów.
- Tam. - wskazał ręką, było może z 3 metry za nami, mniej więcej tam, gdzie wcześniej na niego skoczyłam. Zrobiło mi się głupio, musiałam z tej sytuacji wyjść z głową, godnością.
- Trzeba było mi powiadomić, jak myślisz, co mogłam sobie pomyśleć? - powiedziałam kpiąco. - Bierz to drzewo i jazda. - powiedziałam z głową dumnie uniesioną. Jedyną pozytywną rzeczą w tej sytuacji jest to, że posmakowałam Jego cudowne usta. Są tak rozkosznie miękkie, ciepłe i przyjemnie.

Po godzinie, gdy już zaciągnęliśmy cale drzewo pod domek, i gdy łamaliśmy je rękoma i nogami, zostawiając te najgrubsze, których nie daliśmy rady nawet we dwoje połamać. Zanieśliśmy połowę pod piec kaflowy, a drugą połowę pod platę.
Zabrałam się za robienie jedzenia. Wzięłam kilka produktów które wytrzymają dzień lub dwa bez lodówki, więc te trzeba najpierw zużyć. Po kolacji Olek miał rozpalić w piecu kaflowym, ja wzięłam kluczyki i poszłam do samochodu. Odpaliłam samochód z sercem mocno bijącym, i z zgaszonymi światłami cofnęłam samochód. W końcu podjechałam  pod wysokie choinki. Wysiadłam, podeszłam do choinek, położyłam dużą latarkę na ziemi, podkręciłam światło na maksa, i wróciłam do samochodu. Gdy padał śnieg, tata kiedyś chował tam samochód. To jest dobry schowek. Tylko po ciemku, w pojedynkę ciężko aby nie wjechać w drzewo, pamiętać pod jakim kątem wjechać aby nie rozpieprzyć samochodu. Cofałam powoli, poczułam delikatny opór. I...
Udało się! Uff. Nie wiem jakim cudem, ale dałam radę. Poczułam, że jestem z siebie dumna. Wyłączyłam samochód, zamknęłam go, podeszłam latarki, wyłączyłam ją i skierowałem się do domku. Po 10, może 15 minutach dotarłam​ na miejsce. Zobaczyłam Olka, który układał na małym stoliku puzzle. Nie mogłam się powstrzymać​, szeroki uśmiech rozszedł się po mojej twarzy. Podeszłam do niego, podniósł na mnie swoje spojrzenie błękitnych oczu, widziałam, że jest zawstydzony. Odsunęłam krzesło, i przyłączyłam się do Olka.

Układaliśmy puzzle, rozmawialiśmy, czasami żartowaliśmy, a kiedy się śmiał, błyszczały mu oczy, a moje serce miękło. Powoli, mozolnie ukazywał nam się Kubuś puchatek.
Zaczynaliśmy się poznawać, i dobrze nam się rozmawiało. Na drugiej stronie Tygrys, skoczył wysoko, prawie tak wysoko jak drzewa, i zamarł w takiej pozycji.

Gdy zaczęłam rozpoznawać postać Klapouchego, spojrzałam na czas. I aż zachłysnęłam się powietrzem, była 02.06. Olek patrzył na mnie zdziwiony moją reakcją.

- Jest po drugiej. Idziemy spać. - wstałam, i chciałam już zacząć zbierać puzzle, ale Olek mnie powstrzymał.
- Czekaj. Jutro możemy to dokończyć.
- Nie, to jest jedyny stół. Jest on mały, ledwo puzzle się tu mieszczą, a przecież jutro będziemy musieli gdzieś jeść.
- Poradzimy jakoś sobie. - spojrzał na mnie i powiedział to tak, że ciepło mi się zrobiło na sercu. - Proszę.
- Ale... - spojrzał na mnie, zrobił wielkie oczy szczeniaka, i powtórzył. Nie mogłam się oprzeć Jego spojrzeniu.
- Proszę. - zamknęłam oczy i pokiwałam głową na zgodę.
- Dobra, niech Ci będzie. A teraz spać. O 7 rano wstajemy. - o ile się dobudzę.
- A dlaczego tak wcześnie?
- Bo ja tak mówię, a po za tym mamy dużo do roboty. Więcej drzewa, więcej porządków, zapewne jakieś naprawy, i... nie wiem, coś zapewne się znajdzie. Oraz gorące źródło termalne. - uśmiech wpłynął mi na usta. - A, i jeszcze jedno, nawet jeżeli znajdziesz mój telefon, wpiszesz poprawne hasło, to i tak nigdzie się nie dodzwonisz. Nie ma zasięgu. - zamknęłam drzwi frontowe na klucz, gdzie ja mam spać? W pokoju moich zmarłych rodziców? Czy może tam gdzie spałam razem z moimi braćmi, na jednym dużym łóżku, którzy również nie żyją? - Chodź, zaprowadzę Cię do pokoju w którym będziesz spać. - będzie spał w pokoju rodziców, tam nie ma okna, ale jest bliżej do drzwi wejściowych. Za to tam jest metalowa rama. - Może być?
- Okej, jako zakładnik raczej nie mam zbyt dużo do gadania. Co nie? - spojrzał na mnie krzywo.
- Masz rację, nie masz tu dużo do gadania. Dziś prześpimy się pod zatęchłymi pościelami. Jutro wielkie pranie i wietrzenie. - zrobiłam śmieszną minę. Olek się roześmiał.
- Nie jesteś taka zła. - a moje głupie serce zaczęło dudnić. - Ale nadal nie rozumiem dlaczego mnie porwałaś. Chciałbym zrozumieć. - problem w tym, że ja sama nie wiem.
- Może kiedyś Ci zdradzę ten wielki sekret. A teraz to rozbieraj się, i siadaj. - patrzy na mnie i nie rusza się z miejsca. - Na co czekasz? Rozbieraj się. - nadal nic. - No już! Pomóc Ci? - podchodzę do niego. Wtedy zaczyna się bardzo powoli rozbierać. - Co chcesz do spania? Może śpij w koszulce i bieliźnie? - kiwa tylko głową. Zdejmuje bluzę, potem zaczyna odpinać spodnie, przyspiesza mi tętno. Gdy ściągnął spodnie, nie mogę się opanować, moje ciało pragnie go. Wyciągam z bluzy kajdanki, przypominam Olka prawą rękę, zaczyna się wyrywać. - Przestań, jak nie przestaniesz to Ci przyłożę. - uspokaja się. Przypominam go do ramy przy łóżku. - Dobranoc.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 22, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Porwany przez dziewczynęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz