6

1.3K 102 13
                                    

- Jestem Thomas.

Brunet wyciągnął w moją stronę rękę. Uścisnęłam ją (już z przyzwyczajenia) i spojrzałam badawczo na nowopoznanego. Na szczęście, ani trochę nie przypominał Gally'ego.

- Zuzanna.

- Wiem i chyba wszyscy już zdążyli cię poznać - przyznał lekko rozbawiony.

Dziewczyny pewnie rzucałyby się na niego, śmiejąc się z każdego wypowiedzianego słowa. Poprawka, prawie wszystkie dziewczyny, bo ja także nią byłam, ale urok Thomasa przyjęłam na chłodno. Za dużo zmartwień, żeby wpaść w zauroczenie.

- Jesteś tego zdania co Gally i masz zamiar mi to wykrzyczeć w twarz? - spytałam sarkastycznie.

Thomas przecząco pokręcił głową.

- Gally, to typ, którego trudno zrozumieć. Większość streferów jest po twojej stronie, w końcu ty uratowałaś Alby'ego.

"Uratowałaś"? Ja tylko starałam się pomóc i prawie sama zginęłam. Nie czułam się bohaterką. Nie czułam się nikim ważnym.

- Zmieńmy temat - mruknęłam i ruszyłam z miejsca.

- Zaczekaj, Zuza! - Thomas chwycił mnie za ramię. - Patelniaka już nie ma, a domyślam się, że jesteś głodna.

- Zawsze - odparłam uśmiechając się. Czułam, że się dogadamy, może dlatego, że poruszył kwestię jedzenia..

- Ogej. W takim razie zapraszam do mnie. Chuck już czeka.

Bez zbędnych słów skierowaliśmy się do jednego z "szałasów". Co tu dużo mówić, wszystkie wyglądały tak samo.
Kiedy stanęliśmy w drzwiach Chuck zaniósł się serdecznym rumieńcem gestem pokazując nakryty stół.
Usiadłam na pierwszym wolnym miejscu chwytając wzrokiem co smaczniejsze potrawy.

- Podebrałem trochę przypraw Patelniakowi. Sądzę, że jemu i tak by się nie przydały - pochwalił się Chuck siadając obok mnie. - Nieźle narozrabiałaś mańkucie.

Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, ale rozbawiło go to jeszcze bardziej.
Thomas grzebał w skrzyni ustawionej za stołem. Klnął pod nosem przerzucając kolejne papiery.

- Mam! - wykrzyknął i podniósł się z ziemi.

Wyciągnął w moją stronę rękę z małym stworzonkiem.
Uniosłam brew i nieznacznie się odsunęłam. Nie jestem pierwszą osobą, która brzydzi się żukopodobnych.

- To kamery. Ludzie, którzy nas tutaj zesłali kontrolują każdy ruch za pomocą tego.

Wsunął mi do ręki małe zawiniątko. Obróciłam go w palcach. Wydawał się mikroskopijny, chociaż moja dłoń także nie była pokaźnych rozmiarów.

- Czemu mi to mówisz?

Thomas oparł ręce o stół i westchnął.

- Bo jesteś jedną z nas. Należy ci się prawda - odparł spokojnie.

Miał rację. Należała mi się prawda i chciałam ją poznać.

- Dzięki.

- Za co?

Ukradkiem zerknęłam na Chucka. Był zajęty jedzeniem.

- Dobrze, że wtedy przyszedłeś. Nie wiem do jakiego stopnia posunąłby się Gally.

- Drobiazg. Lepiej trzymaj się od niego z daleka.

Tę uwagę zatrzymam dla siebie. Może być przydatna.

- Zuza, właśnie sobie przypomniałem - odezwał się Chuck wycierając ręką resztki kolacji.- Minho chciał z tobą rozmawiać.

Poderwałam się od stołu, a leżące na niej tace zadźwięczały głucho.

- Gdzie on jest? - spytałam stojąc już koło wyjścia.

- Pewnie tam, gdzie znajdują się Biegacze - prychnął, jakby to dla wszystkich było oczywiste.

Wypadłam na zewnątrz szukając mieszkania, które różniłoby się od innych.
Wreszcie znalazłam, to czego szukałam.
Zapukałam, ale przez dłuższy czas nikt nie otwierał.
Zdecydowałam się, że wejdę bez uprzedzenia. Minho, Newt i kilku innych streferów oblęgali okrągły stół. Gdy tylko weszłam każda para oczu skierowała się ma mnie.
Newt wstał od stołu i czekał ma moje wyjaśnienia.

- Ja..Ja do Minho - wydukałam rozglądając się za azjatą.

Newt kiwnął głową. Przez chwilę wydawało mi się, że posmutniał, ale odsunęłam tą myśl.
Minho wstał od stołu i ramieniem zagarnął mnie na dwór.

- Po co tutaj przyszłaś? - zagadnął opierając ręce na piersiach.

- Chuck mówił, że chciałeś ze mną porozmawiać - mruknęłam.

Minho podrapał się po głowie przestępując z nogi na nogę.

- Po prostu chciałem wiedzieć jak się czujesz, to wszystko.

- Wszystko ogej. Widzę, że ty też nie wyglądasz źle.

"Może skończymy tą sztuczną rozmowę?" - cisnęło mi się na usta.

Jestem pewna, że tu nie chodziło tylko o moje zdrowie, to nie w stylu Minho.

- Odejdźmy dalej. - Minho wskazał ręką na łąkę.

Gdy dotarliśmy na zielone pole zatopiłam wzrok w trawie.

- Jeśli chodzi o tego robaka, to Thomas już ...

- D.R.E.S.Z.C.Z.

- Że co? - byłam kompletnie zbita z tropu.

- D.R.E.S.Z.C.Z., tak nazywa się ten twój "robak".

Kiwnęłam głową i po raz kolejny nastała głucha cisza.

- Jutro zebranie, w twojej sprawie.

- Wiem, zdaję sobie sprawę, że złamałam zasadę, ale to było w dobrym celu.

- Zostaw wytłumaczenia na jutro. - Minho wziął głęboki oddech i włożył ręce do kieszeni. - Musisz wiedzieć, że będę po twojej stronie. Ja uciekłem, a ty zostałaś.

Machnęłam lekceważąco ręką. Normalny ludzki odruch. Tak mnie uczyła mama..Właśnie, mama.. Nie pamiętam jak wyglądała, ani kim dokładnie była, brakowało mi jej. Potrzebowałam osoby, która potrafiłaby mnie pocieszyć.

- Dzięki Minho. Teraz mam pewność, że będzie nas więcej.
Minho spojrzał na mnie smutno.

- Nie zawiedziesz się.
Chwilę się wahał, jakby szukał odpowiedniego gestu, który miałby mi dodać wsparcia.

- No chodź, wiem, że tego chcesz - westchnęłam uśmiechając się.

Minho objął mnie mrucząc coś do ucha. Był sporo wyższy, więc moja głowa wtulona była w jego tors. Serce biło szybko.
W końcu azjata zwolnił uścisk, a na jego twarzy malowało się zadowolenie.

- Całkiem miło - przyznał unikając mojego spojrzenia.

Uśmiechnęłam się w duchu, bo mi także poprawił się humor.
Domyślając się, że Minho nie ma mi już nic więcej do powiedzenia odeszłam wolno.
Jutro czekał mnie sądny dzień. Dzień w którym Newt miał wydać na mnie wyrok.

__________________________

Mówiąc szczerze, ten rozdział nie wyszedł fantastycznie, ale spokojnie, nie bijcie w kolejnym będzie ciekawiej 💪🙄

Niezniszczalni [TMR] cz.1  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz