Prolog.

230 10 0
                                    

Prolog nie oddaje charakteru opowiadania.
To tylko wstęp by wyjaśnić jak Łucja znalazła się w Polsce.

     Lato tego roku było naprawdę gorące. Nawet klimatyzacja nie pomagała na lotnisku wypełnionym po brzegi ludźmi.  Była to jakaś pomoc, bo na dworze nawet w cieniu było trzydzieści stopni, ale niewielka. Dla Łucji, która przyzwyczajona była do nieco lżejszych temperatur z północnej Norwegii był to duży problem. Wręcz roztapiała się na oczach ludzi, którzy mijali ją w biegu. Nie potrafiła zrozumieć skąd mają oni energię do szybkiego poruszania się. Ona ledwo przebierała krótkimi nóżkami. Szła w stronę bramek przy których czekała na nią jej ukochana babcia. Zaraz obok niej szedł ochroniarz, który miał dopilnować by trafiła do odpowiedniej osoby.  Wyglądał na lekko zirytowanego przez tempo dziewczynki, ale po prostu nie dawała rady. Nawet fakt, że była w letniej sukience nie pomagał. Dopiero gdy zobaczyła w tłumie swoją babcię była w stanie ożywić się na tyle, by przyspieszyć i wtulić w kobietę.
-Babciu!-Zawołała szczęśliwa Łucja.-Tęskniłam!
-Ja za Tobą też, skarbie.-Odpowiedziała jej i wzięła młodą na ręce. Pani Zofia była energiczną kobietą w średnim wieku. Bardzo kochała swoją wnuczkę, była to jedyna dziewczynka wśród tłumu chłopców jakich dawały jej dzieci. Niestety nie miały one wielu okazji do spotkań, dlatego też od tego dnia Łucja miała z nią zamieszkać i kontynuować naukę w Polsce.

    Gdy pani Zofia dokonała wszelkich formalności związanych z odbiorem małej Łucji, postanowiła zabrać już dziewczynkę do domu aby odpoczęła. Zaprowadziła ją na parking, gdzie stało zaparkowane auto. Osiedle domków jednorodzinnych w którym mieszkała było daleko od lotniska, więc musiały trochę podjechać.
-Zobaczysz, spodoba Ci się.-Powiedziała babcia Łucji, gdy były już na drodze.-Mamy bardzo miłe sąsiedztwo. Nawet dwóch chłopców jest w podobnej sytuacji co Ty.
-Naprawdę?-Spytała dziewczynka patrząc na swoją opiekunkę.
-Tak. Są bardzo mili, ale na pierwszy rzut oka widać, że nie stąd.-Mówiła kobieta obserwując spokojnie korek.-Pierwsi wprowadzili się państwo Tuan. Chyba są z Tajwanu, czy czegoś takiego. Przenieśli się z Ameryki. Mają uroczego, spokojnego synka, Marka. Niedługo po nich przyjechali państwo Wangowie* z małym Jacksonem. Są z Hongkongu! Będziecie razem chodzić do szkoły.
-A do klasy nie?
-Nie, Łucko.-Rzekła cierpliwie babcia.- Chłopcy są od Ciebie rok starsi.
-Szkoda...-Mruknęła Łucja.
-Spróbuj się z nimi zaprzyjaźnić.-Zaproponowała kobieta.-Zawsze będzie Ci raźniej.
-Nie umiem...-Wyznała zawstydzona dziewczynka.
-To proste, skarbie.-Powiedziała uspokajającym tonem pani Zofia.-Jutro pani Tuan zaprosiła nas na obiad. Państwo Wang też będą. Jesteś kochanym dzieckiem, na pewno Cię polubią.
-Postaram się, babciu!-Obiecała Łucja z uśmiechem.

*Nie wiem czy to się powinno odmieniać, ale taka babcia i tak by to zrobiła więc cóż xD
PS JAK TU SIĘ ROBI PROFESJONALNY AKAPIT?
.
.
.

:>

PlaygroundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz