Dwadzieścia dwa.

50 5 0
                                    

       Przekroczyłam próg szkoły z Yugyeomem, którego trzymałam za rękę, Markiem i Jacksonem. Ci ostatni jakoś średnio przepadali za chodzeniem łapka-w-łapkę w szkole, ale cóż poradzić.
-Dzięki za podwiezienie.-Powiedział Kim do chłopaków.
-Przyzwyczajaj się.-Odrzekł mu Wang.-Bo na życzenie Lucy będziesz jeździł z nami codziennie. I nie mów, że nie.
-Dla nas to nie problem.-Dodał Mark. Pożegnali się z nami i odeszli w kierunku sali gimnastycznej, gdzie mieli mieć zajęcia. Te głupki zawsze zostawiali kurtki w samochodzie, więc nie musieli przejmować się szatnią. My za to ruszyliśmy na dół, żeby odłożyć swoje płaszcze. Ludzie, którzy nas kojarzyli patrzyli na nas dziwnie. Rozumiałam o co im chodzi. Do niedawna to BamBam latał za mną krok w krok, na krótko przed wyjazdem nieco przystopował, a gdy tylko go nie było, ja już podbiegłam do Yugiego. Zdawałam sobie sprawę, że nie wygląda to dobrze. Nie wiedzieli jednak jak jest naprawdę. Chociaż nie wiem czy to by coś pomogło... Przejmowanie się tym nie miało sensu. Chciałam tylko, żeby Kunpimook znalazł kogoś, kto pozwoli mu zapomnieć, w kim się zakocha. No i najlepiej, żeby był to ktoś stąd, bo minęło tak niewiele czasu, a ja już tęskniłam za przyjacielem. I ja miałam tak wytrwać kilka miesięcy? To brzmiało jak niezbyt zabawny żart. Przesiadłam na ławce, wyciągając swoje krótkie nogi i wychylając głowę do tyłu, aby oprzeć ją na parapecie tuż za mną.
-Boże, za jakie grzechy.-Jęknęłam cierpiętniczo. Poczułam jak Yugyeom oplata mnie rękoma i przytula do siebie. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.
-BamBam wróci, wszystko będzie dobrze.-Pocieszył mnie Kim, który od razu domyślił się o co chodzi.-Spróbuj myśleć o tym, że dzisiaj widzisz się z dziewczynami.
-Tak, masz rację... dziękuję Yugi.-Bąknęłam cichutko. Miał rację, nie powinnam była się tak przejmować. Szczególnie, że tego dnia umówiłam się z Domką i Verą na pizzę, bo znowu zbyt długo nie spędzałyśmy czasu tylko we trzy. To było naprawdę smutne. Jedną pochłaniały rysunki i Youngjae, drugą koszykówka, a mnie... cóż, ja ostatnio w ogóle nie wiedziałam co robiłam w swoim życiu. Jeśli już coś organizowano to całą grupą, a wtedy zazwyczaj ktoś mnie kradł i tyle z rozmowy z dziewczynami. Postanowiłyśmy to zmienić, zanim w ogóle zapomnimy, że jesteśmy najwspanialszą trójcą ze wszystkich, w których jestem, a mianowicie:
a) Święta Trójca (VerciaxDomciaxJa)
b) Blond Trio (MarkiexJackiexJa)
c) Human Trio (JinxYoungiexJa)
W sumie nie wiem czy nie powinnam dopisać punktu d) z Bamem i Yugim, ale w sytuacji w której się znajdowałam nie brzmiałoby to zbyt dobrze. Pomińmy więc czwartą opcję i uznajmy, że oprócz całości są jeszcze trzy podgrupy ze mną i na tym skończmy te rozważania, proszę.

       Zmęczona życiem wrzuciłam plecak do samochodu Marka, który obiecał mi, że zostawi go w moim pokoju. Nie chciało mi się taszczyć książek ze sobą, a miałam trochę pracy domowej. Nie, żebym miała zamiar sama z siebie zrobić polski, ale wiecie, może się przydać. Na przykład do utrzymania ognia w kominku, polecam. Przytuliłam chłopców i dołączyłam do swoich przyjaciółek. Chcieli nas na początku podwieźć, ale nie miałyśmy jakoś specjalnie daleko. Jak już kiedyś chyba mówiłam, nasza szkoła była w idealnym miejscu i wszędzie mieliśmy blisko. Przeszłyśmy się trochę, na pewno nam to nie zaszkodziło. Normalnie pewnie by się nam nie chciało, ale Jackson i Vera obok siebie to średnio dobrym pomysł. Mieli ze sobą wtedy wf i znowu ją wkurzał. Te pięć minut w samochodzie mogłoby doprowadzić do trzeciej wojny światowej i to wcale nie jest przesada. Wchodząc do pizzerii poczułam się w końcu bezpiecznie, mniejsze szanse na wybuch wulkanu, bo zapach unoszący się w pomieszczeniu uspokoiłby każdego. Ruszyłyśmy w kąt sali, który był naszym ukochanym miejscem. Jak zwykle musiałam usiąść po turecku na krześle, co zawsze bawiło ludzi dookoła. Taki miałam styl i nic nie mogło tego zmienić. Nawet na lekcjach tak robiłam. Wzięłyśmy karty do ręki.
-Co bierzemy?-Spytałam przewracając strony.
-Mięso?-Zaproponowała Vera.
-A może Margarita?-Rzekła Domka.
-To już prędzej.-Stwierdziłam kiwając głową. Koniec końców zdecydowałyśmy się i zawołałyśmy kelnerkę.
-Tak?-Podeszła do nas młoda, wysoka blondynka. Aż zrobiłam się zazdrosna o jej sylwetkę.
-poprosimy dużą Margaritę.-Powiedziałam patrząc na kobietę.
-Na jakim cieście?-Dopytała zapisując coś w notatniku.
-...A jaka jest różnica między grubym i cienkim?-Odezwała się Rain. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Grube jest dużo grubsze.-Wyjaśniła kelnerka z taką powagą, że zaczynałam się zastanawiać nad IQ ludzi pracujących tu.
-No tak, to... dość logiczne.-Bąknęłam zdezorientowana. W tym czasie Dominique próbowała za wszelką cenę nie wybuchnąć śmiechem. Nie dziwiłam się, sama miałam na to ochotę.
-W takim razie na grubym.-Zdecydowała Vera. Kiedy blondynka odeszła to nie wytrzymałam i walnęłam twarzą w stół. W jednym momencie zaczęliśmy śmiać się z Lorrain tak głośno, że ludzie dookoła nie wiedzieli co się dzieje.
-Ale o co chodzi?-Nie tylko oni, Rain również nie ogarnęła.
-A jaka może być różnica między grubym, a cienkim ciastem?-Wydusiłam z siebie wręcz płacząc. Głupota przyjaciółki czasami mnie zaskakiwała. Będąc szczerym, każda z nas tak czasami miała. To żadna hipokryzja, z samej siebie śmieję się zazwyczaj jeszcze bardziej.
-...No jak tak teraz o tym wspominacie, to faktycznie głupio.-Przyznała dziewczyna.-Oj bo wtedy wydawało się to logiczne!
-No, dla kelnerki chyba też.-Parsknęła Lorrain. Uspokoiłyśmy się dopiero po kilku minutach, ale i tak nie na długo. Nasza Vercia zawsze wiedziała, jak doprowadzić nas do mocnego bólu brzucha.
-Ej, ale wiecie co?-Spytała, gdy już dostałyśmy nasze zamówienie. Dziewczyny jadły rękoma, a ja jak zwykle musiałam grzebać się z nożem i widelcem. One już nawet nie protestowały, nie wspominały nawet o szybszym sposobie. Tak miałam i już.
-Bo bycie arbuzem jest spoko, co nie.-Ciągnęła dalej, a ja już czułam, że to będzie hit.-Ale takim BOJOWYM to już w ogóle. No wiecie, arbuz-wojownik.
-Arbuz-mag.-Dodała Domka.
-Arbuz-łucznik.-Rzuciłam rozbawiona.
-Albo taki arbuz-palladyn.-Rzekła Rain.-Dzięki, wiedziałam, że mnie zrozumiecie. I tak wypełniać misje dla danej klasy. Boże, to by było dopiero życie.
-Ej, umie któraś z was programować?-Spojrzałam po przyjaciółkach.
-No ja zawsze chciałam się nauczyć, a co?-Mruknęła Dominique po przełknięciu kawałka pizzy.
-Możnaby zrobić grę o arbuzach bojowych.-Zaproponowałam.-To byłby hit roku. Liga Arbuzów.
-...chyba pójdę na kurs z tego wszystkiego.-Parsknęła Kanadyjka. Pośmiałyśmy się z tego jeszcze trochę, ale musiałyśmy dokończyć pizzę zanim wystygnie. Tyle kalorii na trzy osoby, brzmi jak raj. No może nie dla moich kilogramów, ale w końcu lekarz kazał mi przytyć, prawda? Co jak co, ale pizza to życie.
-Czuję się dziwnie, tylko ja tu nikogo nie mam.-Stwierdziła Vera.
-To bierz Jaebuma.-Zażartowałam krojąc kolejny kwadracik z ciasta.
-A może wezmę.-Zaśmiała się dziewczyna.-Chociaż bardziej brałabym Jinyounga. Albo jakąś dziewczynę.
-Najlepsza opcja w tej sytuacji.-Rzekła Lorrain.-To trójkąt w naszym wykonaniu.
-Zgadzam się.-Przyznałam. Skończyłyśmy jedzenie i wyszłyśmy z budynku. Nie wiedziałyśmy co robić dalej, bo na dworze było zbyt zimno, żeby robić sobie spacer do jakiegokolwiek miejsca. Wsiadłyśmy w pierwszym autobus, który prowadzi pod dom którejkolwiek z nas. Padło na Domkę, u której aktualnie przebywał tylko brat dziewczyny. Grał z przyjaciółmi, więc nie przeszkadzałyśmy mu i zajęłyśmy pokój dziewczyny. Włączyłyśmy telewizor, leciał jakiś serial paradokumentalny. Nie żeby coś, ale kochałyśmy tego typu rzeczy. Nawet nie myślałyśmy o tym, żeby przełączać. Oglądałyśmy poczynania głównych bohaterów odcinka, parskając śmiechem na każde głupoty jakie robili. Wielki, rudy kot leżał pomiędzy mną i Domką, machając ogonem z niezadowoleniem. To były naprawdę fajne chwile. Niby normalny dzień, ale dla mnie to było coś więcej. Ostatnio wszystko mi Sue zaczynało układać, nie mogło być lepiej. Szczególnie kiedy Vera zaczęła rzucać popcornem w ekran. To była tak komiczna scena, że aż chłopak z pokoju obok przyszedł żeby ogarnąć dlaczego byłyśmy tak głośno. Mniejsza z tym, że przez to również oberwał kukurydzą.

       Tak bardzo nie chciało mi się stać na przystanku, że poprosiłam Marka o przyjechanie. Fajnie mieć brata, który kocha Cię tak bardzo, że przejedzie przez całe miasto żeby Cię odebrać. Siedziałam obok niego na przednim siedzeniu i opowiadałam mu o całym dniu. Ten tylko uśmiechał się delikatnie i słuchał tej paplaniny. Albo udawał, że słucha. Miał w tym takie doświadczenie przy Wangu, że wcale by mnie to nie zdziwiło. Z drugiej strony też średnio by mi to przeszkadzało, więc nie zastanawiałam się nad tym zbyt mocno. Musiałam się wygadać, bo miałam jakiś super aktywny dzień i nie mogłam się zamknąć. W takim wypadku osobie obok pozostawały dwie opcje: słuchać, albo dołączyć. Uwaga, haczyk jest taki, że nie obchodzi mnie ten wybór.
-Masz klucze do domu?-Spytał brat, kiedy lapałam oddech w przerwie pomiędzy dwoma różnymi wypowiedziami.
-Nie, a co?-Spojrzałam na niego i zmarszczyłam czoło.
-Twoi dziadkowie pojechali godzinę temu.-Wyjaśnił Tuan. Westchnęłam tylko i pokręciłam głową z niedowierzaniem. No tak, mój fart zawsze musi się uaktywnić.
-A wiesz kiedy wrócą
-Nie.-Odrzekł Mark.-Chodź do mnie.
-Okej...-Zgodziłam się, bo nie miałam innego wyjścia, ale też lubię spędzać czas z tą blondyneczką, a już tym bardziej, kiedy pozwala mi rozłożyć się u siebie na łóżku. Często tak było, tym razem też. Markie walnął się obok mnie i zajęliśmy się swoimi sprawami. To było fajne w przebywaniu z nim, jeśli mu się nie chciało, to po prostu Cię olewał.

OUT

Lugyeom: BANG BANG BANG XD
Sunshine: Wypad się udał? XD
Lugyeom: A i owszem 😉
Zazdrosny? 😘
Sunshine: Nawet jeśli pairingujesz się z Domką, to nie xD
Bo to ja właśnie zabrałem ją na spacer z Coco 😘
Lugyeom: TO ODŁÓŻ TEN TELEFON 😑
Sunshine: ... fakt.
Lugyeom: Debil XDDD
Yucy: O, wróciłaś 😁
Lugyeom: Hej Yugi ❤
Yucy: Jak było?
Lugyeom: Cudownie 😍
Yucy: Cieszę się 😁
W ogóle... chciałabyś iść na mój trening w klubie? ;;
Znowu będą bitwy grup ;;
Lugyeom: Jejku, chętnie *_*
Yucy: Super 😄
Chic&Sexy: Chcesz jej pokazać jak przegrywasz? 😘
Yucy: Przepraszam, ale zamierzam to wygrać 😉
Szczególnie, jeśli Lucy będziesz patrzeć~
Lugyeom: ❤❤
Jark: WON MI Z TYM CUKREM OK? 😑
Markson: Daj jej się cieszyć.
Słodko się uśmiecha 💓

(Markson) wysłał/a zdjęcie.

Markson: Aż usiadła

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Markson: Aż usiadła.
Yucy: 😳💓
Jark: ... jeśli tak ma wyglądać to pozwalam;;;;
CZEKAJ, CZY U CIEBIE JEST LUCY?
Markson: Ano ☺
Jark:... idę do was.
Yucy: 😅😅
ThaiPrince: Czy ja widzę koszulę, którą Ci wmusiłem?
Lugyeom: ... może 😘
ThaiPrince: Warto było się obudzić, żeby to zobaczyć~
Jak przyjadę to pójdziemy jeszcze raz 😎
Lugyeom: Okej! :3
ThaiPrince: Przygotuj się na to psychicznie xD
Kurcze...
Zazdroszczę Ci takich widoków z bliska, Yu 😥
Yucy: Wiesz... ja sobie chyba też 😏


PlaygroundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz