Rozdział 1: Cień w miasteczku

197 19 16
                                    

Pędziłam na rowerze pod górę. Czułam dosłownie każdy mięsień nóg. Właśnie przejechałam prawie całe miasteczko. Kilmore Cove. To tu się urodziłam, tak jak mój tato, jak dziadek i babcia. Znałam tu każdą ścieżkę. Teraz na horyzoncie zaczęło pojawiać się piękne morze i latarnia morska, a za nią drewniany dom. Zmusiłam się do jeszcze większego wysiłku i mocniej nacisnęłam na pedały. Stary rower skrzypnął ostrzegawczo. Jeszcze mój dziadek na nim jeździł. Przejechał na nim całą Anglię! Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zmienić przerzutki. "Przerzutki są dla dziewczyn" zwykł mawiać mój ojciec. Chyba z tego powodu prawie nigdy ich nie używałam. Teraz także stwierdziłam, że jestem zbyt blisko celu, aby je zmieniać. Kiedy dojechałam pod dom zeskoczyłam z roweru i próbując nie sapać ze zmęczenia zapukałam do drzwi. Otworzył mi wysoki chłopak. Miał kruczo czarne włosy i intensywnie ciemne oczy. Był starszy ode mnie o rok, ale nie przeszkadzało nam się to przyjaźnić. Powtarzał 8 klasę i byliśmy razem w klasie.
-Kate!- uśmiechnął się- gotowa na jazdę?
-Cześć, Tom- odparłam, przybijając mu piątkę- mogę wziąć Ariadnę?
Tom był synem Leonarda i Kalipso Minaxo. Kochał konie najbardziej na świecie.
-Wiadomo! Nie dał bym ci Ikara!
Popędziliśmy do małej stajni obok domu. Szybko osiodłaliśmy dwa jedyne konie. Starszą już Ariadnę, piękną, siwą klacz i młodego, karego ogiera Ikara. Ja jak zwykle wsiadam na spokojniejszą Ariadnę. Potem zaczęły się wyścigi. Tom pędził na Ikarze jak burza. Starałam się dotrzymać mu kroku, ale byłam już zmęczona jazdą pod górę na rowerze, klacz była dużo starsza od Ikara, a i Tom był znacznie lepszym jeźdźcem ode mnie. Kiedy wjechaliśmy do miasteczka zwolniliśmy. W to sobotnie popołudnie ludzie spacerowali po miasteczku. Ogólny gwar cieszył uszy. Dzieci biegały, grały w klasy. Na jakiejś ławeczce dwie dziewczynki czytały książki. Nie było tu nic niepokojącego. Do czasu, aż obok mnie przemknął jakiś cień. Tom zatrzymał konia. Najwyraźniej też to zauważył.
-Kate. Zawracamy- polecił stanowczym tonem.
Skierowaliśmy się z powrotem w stronę latarni morskiej. Jechaliśmy teraz szybciej, niż poprzednio. Pod latarnią zeskoczyliśmy z siodeł. Tom wziął z mojej ręki uzdę Ariadny.
-Wracaj szybko do domu. Opowiedz rodzicom o wszystkim, co widzieliśmy
Przytaknęłam i wsiadam na rower. Na całe szczęście, droga prowadziła teraz z górki, bo byłam okrutnie zmęczona. Kolejny zjazd do miasteczka trochę mnie przerażał. To dziwne coś ciągle siedziało w mojej głowie, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Co to było? I dlaczego Tom tak się tego przestraszył? Czyżby... on wiedział? Takie myśli dręczyły mnie, kiedy wracałam do domu. Kiedy zatrzymałam się pod furtką, znowu zobaczyłam, jak coś przechodzi obok mnie. Przerażona zauważyłam lśniące oczy i długi, haczykowaty nos.
Postać wyciągnęła w moim kierunku dłoń w której trzymała... pistolet. Na dłoni postać miała wytatuowany dziwny okrąg, z olbrzymim smokiem wewnątrz.
-Dawaj klucze- szepnął szorstkim, nieprzyjemnym głosem. Zamiast odpowiedzieć, głośno krzyknęłam. Postać rozglądnęła się i szybko zniknęła w cieniu innych budynków... Z domu wybiegł mój tata. Kapitan Rick Banner we własnej osobie. Podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
-Co się stało, Kate?- zapytał zatroskanym głosem.
Zaczęłam opowiadać. Tata patrzył na mnie z coraz większym zdziwieniem. Kiedy skończyłam, wstał i pokazał dłonią w kierunku drzwi.
-Chodź, Kate. Musimy chyba porozmawiać...


---------------------------------------------

Pierwszy rozdział! Jeeeeeeej!!! Oryginalna seria "Ulysses Moore ciągle powstaje, więc nie wszystko, co ja tutaj zapiszę będzie zgadzało się z tym, co napisze Baccalario. Ale ten pomysł tak długo mnie męczył, że w końcu musiałam to napisać.

Ulysses Moore: Wędrowcy ZdumieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz