Oglądanie rzeczywistości przez zielone szkło wydawało się całkiem ciekawe. Zniekształcone kształty, zakolorowane na spokojny kolor odrywały od miejsca, w którym się znajdowałam. Pozwalały nawet przekonać, że wszytko, co złe przeminie. Jednak owa nadzieja była zgubna.
Dookoła leżało kilka rozbitych butelek, a wszystkie posiadały etykiety tego samego trunku. Mogło to oznaczać, że ktoś po wypiciu alkoholu miał bardzo bujną wyobraźnię i w stanie uniesienia, po prostu je potłukł. W najgorszym wypadku ten sam ktoś, rzucał nimi o ścianę, a one bezwładnie upadając, tłukły się.
Winowajca całego pomysłu nie zaprzątał sobie głowy sprzątaniem. Zostawił wszystko w kompletnym zgiełku. Poza rozwalonym szkłem, dookoła było pełno papierów, które zawierały wypociny biednych uczniów. Pod oknem leżała rozbita doniczka z rozsypaną wkoło ziemią, a w całym pokoju pachniało stęchlizną.
Nie mając wiele do gadania, poszłam do łazienki i wyciągnęłam miotłę. Robota raczej nie paliła mi się w rękach, ale i tak wolałam uporządkować duży pokój.
Pozbierałam całe szkło, niepotrzebnie kalecząc się w dłoń. Niewielka rysa pozostawiła ślad na ręce i zaraz wypłynęła z niej krew. Chcąc wstać z podłogi, uniosłam się i zostawiłam na niej czerwoną mazę. Krew niewinnie leciała mi z dłoni, a ja powodowałam większy kataklizm bałaganu.
Już po mnie - pomyślałam. Nie dość, że moja magiczna moc tworzenia na gorsze, zepsuła dziś wszystko, to zaraz jeszcze się wykrwawię.
Dramaturgia sytuacji tylko rosła. Moje imię właśnie teraz miało szansę stać się sławne. Mogłam zaistnieć wśród gazet, jako ta, która umarła od przecięcia.
Zrezygnowana szukałam dalej apteczki. Wywaliłam już wszystko z szafki, ale głupich plastrów nie umiałam znaleźć. To tak jakby one zapadły się pod ziemie. Wyparowały. Zmieniły stan skupienia. Bóg wie tam, co jeszcze.
Zapewne w niemodnym mieszkaniu były złośliwe chochliki. Paskudny rodzaj wróżek. Wkradają się w apteczki i niczym dementor wysysają z niej wszystko, co potrzebna. Na dodatek, te malusie przekleństwa popijają swój posiłek, wodą utlenioną. W spokoju zostawiają tylko bandaże, a wytępienie ich z któregokolwiek domu, jest wręcz niemożliwe.
Mój dom, te małe stworki musiały zamieszkać już dawno. Wyjadały one, poza plastrami, radość z życia domowników, a w moim mózgu na dodatek musiały pozostawiać ohydne dziury. W postaci bałaganu, bólu, złych myśli i sklerozy.
Ojciec chyba sam je zaprosił. Pewnie zrobił to, przynosząc pierwszą butelkę wódki. A może zrobił to, pozwalając mi żyć, co z reguły musiało być jednym z najgorszych pomysłów całego świata.
Jestem cholernym nieudacznikiem.
Niemiłe myśli wynikające z braku akceptacji mojej własnej osoby, już dawno dawały się we znaki. Z początku nie chciałam im wierzyć, lecz z czasem się poddałam. Uległam im. A szkoda.
Prawdopodobnie upadłam już przed całym światem. Domem, szkołą i tatą. Wykluczyłam się całkowicie ze społeczeństwa, nie rozmawiałam z ludźmi i wszystkie emocje tłumiłam w sobie. Strach w sobie też zostawiłam.
A on to ponoć najgorsze oszustwo. Nie potrafi odpuścić, dopóki samemu nie stoczy się z nim walki.
Najlepiej znaleźć magiczne nożyczki, które odetną wszystkie zmory od człowieka. Pozwolą mu być w jakimkolwiek stopniu wolnym. A oszustwo, które przegra, pozwoli mu nawet się uśmiechnąć. Znaleźć nowy kolor tęczy.
Ja z racji tego, że jestem bałaganiarzem, nożyczek jeszcze nie znalazłam, a znając moje szczęście, w ogóle nigdy ich nie znajdę.
Usłyszawszy dźwięk otwierania drzwi, wyrwałam się z zamyślenia.
I oto on.
Ledwo trzymając się na nogach, stał w drzwiach. Pan mojego życia i mojej śmierci.
Popatrzył na mnie niemrawo, a następnie przeniósł wzrok na duży pokój w dali.
Nieszczęsny kataklizm nie został przeze mnie uprzątnięty. Swoją marnością jedynie pogorszyłam go bardziej.
Zobaczyłam, jak jego nieobecny wyraz twarzy zmienia się na pobudzony. W jego oczach widniał gniew.
Wątłe ciało zaczęło poruszać się do przodu, zmierzając w moim kierunku. Ojciec pchnął mnie, a ja upadłam na nieuprzątnięte szkło.
Cały dom zniósł się jego krzykami, a na moim ciele powstały kolejne rysy.
Tylko że te nie bolały aż tak bardzo. Mocniej krwawiły rany, które on zostawił na moim sercu.
A moja idealnie zepsuta dusza zaś rozbiła się na kawałki.
CZYTASZ
Lalkarz
RomanceCzy aby naprawić popsute życie wystarczy wziąć do ręki młotek i gwoździe? A może lepiej znaleźć własnego Lalkarza? Tylko jaki sens jest naprawiać to, co zniszczone? Może łatwiej pstryknąć palcami i całkowicie wyparować? Tytułowy Lalkarz to dorosły m...