A życie codzienne wyglądało tak.
Po przyjściu ze szkoły schodziłam na dół klatki schodowej. Siadałam w kącie i próbowałam się w jakikolwiek sposób porozumieć z moimi znajomymi. Wychodziło mi to średnio, jednak nie odczuwałam żadnej obawy, siedząc tam z nimi.
Zazwyczaj sąsiadka spod dziesiątki wydzierała się na całe gardło, tylko dlatego by nas przegonić. Nikt z nas nie wiedział, że robiła to wyłącznie, dlatego by zaznać chwili spokoju. Gdy ta cała osiedlowa zbieranina przychodziła do bloku, w którym mieszkała ona, stres pojawiał się automatycznie. Mimo tego, że była osobą starszą, ciągle zabieganą to umiała znaleźć czas, aby usiąść i poczytać miejskiej prasy. Lecz miała go mało, bo to chory mąż, bo to problemy finansowe, bo to płaczące wnuki. W bloku tym każdy miał swoje problemy i z każdego uchodziło życie.
Dziś, po raz kolejny śmiech uderzał o ceglane ściany, a ręce młodych ludzi wędrowały po całym ciele, bądź naciskały na zapalniczkę, czy odkręcały butelkę.
A i po raz kolejny siedziałam tu ja. Sama, ale tylko na psychice. Nikt z moich osiedlowych znajomych nie mógł zrozumieć, jak ważne i ciężkie przedstawienie rozgrywało się w mojej głowie. Z początku występy na scenie życia miały sens, ale teraz go straciły. O wiele lepiej, było podziwiać to widowisko, jako widz. Rzadko odzywałam się do kogoś. Rzadko się śmiałam. Zazwyczaj siedziałam w kącie, tam pod drzwiami, a w rękach trzymałam kolejną butelkę. Alkohol miał za zadanie pomóc mi. Wyostrzyć kolory, pokazać wszystko lepiej i pozwolić mi, zrozumieć ojca.
Dziś było tak samo. Znów się nie uśmiechałam. Znów kurczowo przyciągałam do klatki jakąś książkę. Znów moje oczy były bez cienia żywej istoty.Gwar rozmów wraz z echem śmiechu nie cichł. Wręcz przeciwnie, z minuty na minutę przybierał on na głośności.
Dym zasnuł cały korytarz, a spalona żarówka powodowała, że wszystko wyglądało ciemniej i mroczniej.
Mroczniej niż wszyscy ci ludzie. Mało który z nich wszystkich miał pozdawaną maturę. Ba, mało który poszedł do liceum, nie wspominając już o innych możliwościach kształcenia się. Wszystko zaczęło ich niszczyć.
Nagle zdałam sobie sprawę, że mam towarzysza.
Ciekawe, czy ów towarzysz przyniósł ze sobą kluczyk do mojej główki. Bo jeśli nie, to nici z rozmowy ze mną.Miał może metr osiemdziesiąt wzrost, na pewno nie więcej. Patrzył na mnie tym dziwnym wzrokiem, który miał mi mówić wszystko. Jego ciemne, czarne oczy dodawały mu dzikości, a siniak na policzku odstraszał wszystkie inne dziewczyny.
Wbiłam się w kąt jeszcze bardziej, a książkę zaczęłam trzymać jeszcze mocniej, tak jakby ktoś miał zamiar wyrwać mi ją z tych słabych rączek, pozbawionych mięśni.
- Wiesz, nie musisz wisieć nade mną. Żadnych problemów ze wzrokiem nie posiadam - zagadałam.
- Ze wzrokiem to może nie, ale do czubków cię wysłać byłoby warto.
Chłopak się zbliżył. Było czuć od niego alkohol i papierosy. Nie podobała mi się bliska, odległość, jaka nas dzieliła.
- Ładna jesteś - szepnął.
Rzeczywiście, ładna być mogłam, lecz sama nie oceniałam się jakoś obiektywnie. Ciemnobrązowe włosy, których odcień wpadał w czarny, spływały lokami wokół całej mojej twarzy. Zaś ciemne, małe oczy patrzyły przenikliwie na chłopaka, który właśnie przed chwilą mnie w jakiś sposób obrażał. Jednak patrząc w lustro, widziałam siebie. Rozbity wrak człowieka, który nie mógł być synonimem piękności.
Chłopak położył dłoń na moim udzie i zaczął wspinać się palcami coraz wyżej.
Nie wytrzymując presji, jaką kłębiłam w sobie, zaczęłam cofać się do ściany. Nie było tam jednak już żadnej przestrzeni i próby jakiejkolwiek ucieczki właśnie legły w gruzach.- Nie dotykaj mnie. - Położyłam swoją rękę na jego.
- A więc za świętoszka uchodzisz.
Chcąc szybko odpyskować chłopakowi, zauważyłam, jak zamykają się obok drzwi.
- Na ogół, to twoje zdanie nie interesuje mnie, złotko - powiedział i dłoń jego zaś zaczęła sunąć ku górze.
Wszystko nagle się wyostrzyło. Kolory stały się jaśniejsze, muzyka stała się głośniejsza, szepty wszystkich stały się wyraźniejsze, a od posadzki zaczęło ciągnąć chłodem.
- Słyszałeś, co powiedziała? Więc czemu się dalej do niej przystawiasz? Nie wiesz co zrobić, gdy kobieta odmawia? Lepiej powstrzymać te swoje świńskie zaloty - odezwał się ktoś. - Masz większy biust niż ona, a więc na spokojnie możesz starać się o względy u samego siebie - dopowiedział niski, męski głos.
Pierwszy raz pojawił się tu ten mężczyzna. Nigdy nikt go tu nie widział, jednak on znał to miejsce bardzo dobrze. Przecież on też kiedyś tak spędzał te wszystkie wieczory, czy popołudnia.
- O, patrzcie! Wybawca się znalazł. Tak pomagasz tej wariatce, a może...
- Zamknij lepiej ten dzióbek i zatrzymaj komentarze dla siebie - ucieszył go mężczyzna. - A ty dziecinko powinnaś wstać i pójść do domu. To nie jest miejsce dla ciebie. Może bezpieczniej jest pouczyć się na jakiś sprawdzian.
Kolejny będzie mi mówił, jak mam się zachować. Miałam dość domu, dlatego przychodziłam tutaj. To, co się tam działo było okropne, lecz zdawałam sobie sprawę, że tu takich rodzin pełno. Tym razem postanowiłam posłuchać się tego mężczyzny i udać się jak najdalej od tego miejsca.
Wstałam chwiejnie na nogach i ruszyłam przed siebie, patrząc pod nogi, by nikogo nie nadepnąć.
- A więc to dla niego udajesz cnotkę. - Chłopak głośno się zaśmiał.
Rozbite serce szło zniszczyć na drobniejsze kawałki. A im one były mniejsze, tym bardziej delikatne i smutne wnętrze. Wszystko potrafiło jakoś urazić.
Dojrzały mężczyzna, który szedł przede mną, obrócił się. Widząc, że z ciemnych oczu kapią małe łezki, pocieszył dziewczynę:
- Nie słuchaj ich. Oni pewnie nic nie wiedzą, a ich słowa również nic nie znaczą.
Uśmiechnął się do mnie, lecz nie byłam pewna, czy to zauważyłam. Patrzyłam pod nogi, by się nie potknąć, dziś chyba za dużo wypiłam.
Widząc to, mężczyzna podał mi rękę i pomógł mi przejść przez kilka stopni.
- Gdzie mieszkasz? Może pomóc...
- Nie wrócę do domu. Nie chcę tam iść - przerwałam mu.
Był naprawdę życzliwy, choć jego wygląd tak nie mówił. Pełno zadrapań na twarzy, łysa głowa i blizny na rękach odstraszały.
Zapewne wiedział dlaczego. Każdy z nich miał swoją przeszłość, lecz życie w tych blokowiskach było podobne.
- Jak chcesz, choć naprawdę lepiej byś noc spędziła w domu. - Dotarliśmy do chodnika i mężczyzna przyspieszył kroku. - Jak masz na imię? - Rzucił jakby od niechcenia.
- Amelia. A ty? - Zawołałam za nim, lecz on zniknął gdzieś w oddali.
I tym sposobem, to on pociągnął za pierwszy sznurek. A ja całkiem nieświadoma się na to zgodziłam.
CZYTASZ
Lalkarz
RomanceCzy aby naprawić popsute życie wystarczy wziąć do ręki młotek i gwoździe? A może lepiej znaleźć własnego Lalkarza? Tylko jaki sens jest naprawiać to, co zniszczone? Może łatwiej pstryknąć palcami i całkowicie wyparować? Tytułowy Lalkarz to dorosły m...