Wszystko, co złe na tym świecie, rozpoczyna się o świcie.
Powoli wybudzając się ze snu masz ochotę rzucić budzikiem o ścianę, wiercić się na łóżku przez następne kilka dni, grać na zwłokę tak długo, jak tylko jest to możliwe, pozwolić sobie na to, żeby świat ponownie o tobie zapomniał, żebyś ty mógł zapomnieć o nim. Ale nigdy tak nie jest.
Jungkooka obudziło głośne walenie w drzwi. Początkowo próbował zignorować hałas mając nadzieję, że osoba, która stała za drzwiami nadzwyczajnej w świecie odpuści i uda się w swoją stronę. Niestety tak się nie stało, dlatego przewrócił się na plecy odklejając policzek od miękkiej poduszki. Nie wiedział, jaka siła zmusiła go do otworzenia oczu, z jego kończynami też było jakoś niezręcznie, zwisały bezwładnie, a odnalezienie w sobie wystarczająco dużo samozaparcia, by nimi poruszyć, zajęło mu kilka minut. Rozejrzał się po pokoju drapiąc się w obolały policzek, a w jego głowie pojawiła się myśl, że to chyba jednak nie był jego pokój. Na podłodze warlały się porozrzucane ubrania i puste paczki po chrupkach, cukierkach i innych słodyczach. W dodatku butelka po piwie stojąca przy nodze jego łóżka krzyczała jedno, że dla niego nie ma już ratunku tego ranka.
Leniwym krokiem poczłapał do przedpokoju skąd dobiegał hałas, jednak jego nogi nadal jakoś bez sensu szły, za bardzo szurając, jakby brakowało im siły. Usłyszał burczenie w brzuchu, oporniej niż zwykle i jakby bez przekonania chwycił za pilota, aby włączyć telewizor i kiedy znalazł się w przedpokoju przejrzał się w znajdującym się tam lustrze.
Zapadnięte oczy, czerwony ślad po odciśniętej kołdrze na lewym policzku, wysuszone usta, ślad po pryszczu tuż nad prawą brwią i roztrzepane, przetłuszczone włosy.
— Wywal sobie ten telefon, jak nie odbierasz — warknął stojący w drzwiach brunet, mierząc go złym wzrokiem.
Sprane, zawinięte przy nogawkach spodnie, podniszczone buty pobrudzone błotem, szary podkoszulek, za duża, czarna bluza, w której kieszeniach miał schowane dłonie, a na to dżinsowa kurtka. Do tego wykrzywione w lekkim grymasie usta, w których znajdował się lizak. Z wyglądu przypominał zbuntowanego dzieciaka, który o świcie postanowił uciec z domu, zmęczony ciągłymi zakazami i nakazami rodziców. Cały wizerunek zakłócała jedynie różowa czapka zakrywająca jedno ucho chłopaka.
Taehyung wparował do jego domu, jak zwykle nie przejmując się zaproszeniem, zsunął ze spód buty nie zaprzątając sobie głowy rozwiązywaniem sznurówek, zdjął kurtkę i czapkę rzucając je na szafkę przy wejściu i udał się w głąb domu. Jungkook prychnął, zamykając za nim drzwi i udał się wraz z przyjacielem do kuchni.
— Jest szósta nad ranem, a ty oczekujesz ode mnie, że odbiorę telefon?
— Jest szósta nad ranem, a ty nie szykujesz się do szkoły? — odpowiedział zaczepnie Tae, zaglądając do lodówki.
CZYTASZ
s.m.i.l.e. #yoonseok #taekook
Fanfictions.m.i.l.e. to zwyczajny blog prowadzony przez anonimową osobę. Popularność zdobywa w chwili, kiedy zaczyna zamieszczać krytyczne, a czasami wręcz obraźliwe komentarze na temat swojej szkoły, nauczycieli i pewnego ucznia, który zawsze cieszył się szc...