Zimne Spojrzenie

76 5 1
                                    

Znaleźli ją. Martwą. Ponoć nie żyje od 393 dni, czyli zginęła tego dnia. 12 sierpnia. Dzień w którym widziałam ją po raz ostatni, kiedy zostawiła mnie kompletnie samą. Po tym jak zaginęła szukaliśmy jej przez trzy miesiące. Każdy centymetr w mieście został przeszukany. Każdy dom i budynek. Pytali wszystkich ale nikt nic nie wiedział. Aż w końcu pochowaliśmy pustą trumnę, wtedy zrozumieliśmy, że Ruby nie wróci. Zostawiłam swoje życie za sobą. A także wszystkie wspomnienia. Wmawiałam sobie, że moja siostra nigdy nie istniała. Chciałam lepszej siebie i udało mi się to. Zmieniłam się dla niej aby ją pomścić. Czułam, że to właśnie muszę zrobić. Znaleść odpowiedź na pytania, które mnie męczyły. Przestać być słaba a stać się odważna.

Siedziałam w swoim pokoju, gapiąc się w cztery ściany. Wszystko było na miejscu, jak dawniej. Jakbym cofnęła się w czasie. Beżowe ściany na których wiszą plakaty z różnymi zespołami i gwiazdami koszykówki. Stare meble z obitymi rogami i porysowaną powierzchnią. Wielkie skrzypiące łóżko i biurko pełne zakurzonych papierów. I charakterystyczny zapach bez i malinowej herbaty. Wszystkie momenty w tym pokoju jakby wróciły i przelatywały przez moją głowę.

A na przeciwko pokój Ruby. Nie zmieniony. Nadal jest umeblowany, pełen ciuchów. Mama posprzątała go w całości, ja jednak nie mam ochoty tam wchodzić. Po cholerę? Ona nie wróci. Zostawiłaby ją w spokoju, niech spoczywa na wieki.

Do pokoju weszła mama, niosąc kolejne pudło. Widać po niej było, że wszystko w niej buzowało. Cierpienie, smutek i przemęczenie dawało się w niej znaki. Jej skóra nie była pełna koloru jak kiedyś. Oczy z niesamowitego błękitu przeszły w nudną szarość. Włosy jak u Marilyn Monroe stały się oklapłe i bez życia. Udawała twardą to trzeba jej przyznać. Jednak wiem jak bardzo cierpiała. A ja nie potrafiłam jej pomóc.

- Kochanie, nie siedź tak. Mogłabyś nam pomóc. - powiedziała udając wesołą. Wstałam wzdychając i złapałam za czarną bluzę z kapturem. - A ty dokąd?

- Przed siebie. - wyszłam z domu, schowałam ręce do kieszeni i ruszyłam w drogę ulicami miasta. Na upartego zaczął padać deszcz. Jest wrzesień, kuźwa, a nie listopad. Nie ma to jak urocze Roverwood. Mijałam znajome miejsca a drogę oświetlały światła przeróżnych samochodów. Kiedy byłyśmy młodsze zawsze chodziłyśmy do The Trek's. To kawiarnia na uboczu z niesamowitą kawą mrożoną. Ciasto bezowo - kokosowe miażdżyło kupki smakowe. Cieszyła się dużym zainteresowaniem a ludzi było w niej masa. Jest to jedyna kawiarnia czynna 24 godziny na dobę. Jest godzina 22.18 może akurat nikogo nie będzie. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Nie chciałabym kogoś tutaj spotkać.

Wspomnienia z Ruby wracały z każdym krokiem jakim zrobiłam. Chociaż nie widziałam jej od ponad roku, teraz widzę ją wszędzie.
Chociaż nie jest prawdziwa. Z daleka zobaczyłam napis i neony na budynku kawiarni. Kiedy okazało się, że nikogo nie ma, ucieszyłam się. Przynajmniej nikt nie będzie mnie męczył. Wchodząc poczułam wspaniały zapach kawy i ciast. Zawsze się zastanawiałam dlaczego Pan Herthy, który jest tu właścicielem, ma otwarte tak długo.

Starszy mężczyzna uśmiechnął się do mnie kiedy podeszłam do kasy. Nic się nie zmienił. Nadal miły i uprzejmy staruszek.

- Proszę jedną kawę mrożoną. - powiedziałam prosto z mostu. Niebieskie oczy zaczęły mnie skanować jednocześnie robiąc kawę.

- Czy my się znamy? - zapytał z zainteresowaniem. Lekka chrypka ominęła jego gardło.

- Nie sądzę. Jestem tutaj nowa. - odpowiedziałam i poszłam usiąść. Po jakiś 2 minutach dostałam swoje zamówienie i od razu zapłaciłam. Wzięłam łyk i rozkoszowałam się znajomym smakiem. Usłyszałam dźwięk wiadomości więc wyciągnęłam telefon.

RoverwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz