Po wielu dniach spędzonych w Londynie w pierwszej rezydencji Cheshire, postanowiłam zostać na zawsze w Anglii. Mam w głębokim poważaniu co królowa na to powie. Kilka dni temu wysłałam do niej list, gdzie napisałam o zwolnieniu się ze służby jako Motyl, a że nie przepadałam za tym, to zrobiłam to z czystą przyjemnością! Ale mieszkanie tu ma też swoje plusy i minusy. Na początku prawie codziennie Ciel do mnie przyjeżdżał, albo ja do niego, w tym czasie zawsze graliśmy przynajmniej dwie rundy szachów. Jedna rozgrywka trwała czasami prawie dwie godziny. Miło się gra w towarzystwie osoby z podobnym umiłowaniem do gier. To był plus. Niestety od kilku dni, nie ma żadnego śladu po Ciel'u i Sebastianie. Jakby rozpłynęli się we mgle. Czasami jak tak przypominam sobie nasze gry, uśmiech tak po prostu wkrada się na moje usta.
- Pora wstawać. - Matthias odsłonił zasłony, a światło słoneczne trafiło w moje nadal zamknięte oczy. Jak ja nie lubię być budzona przez słońce.
- Mam coś w planach? - z nadal zamkniętymi oczami wstałam i usiadłam na łóżku.
Przeciągnęłam się trochę, czując ból w plecach, przypominając sobie co się wczoraj działo. Musiałam chodzić po całym mieście w poszukiwaniu jednej, małej, głupiej rzeczy. No, nie za bardzo głupiej. Był to mój rodowy pierścień, który używam jako naszyjnik, gdyż moje palce są na niego za chude.
- Tak. Dostałaś zaproszenie na Bal z kostiumami. - w końcu zrozumiał, że w rezydencji, kiedy jesteśmy sami, ma zwracać się do mnie bez formalności. Po tak długim czasie!
- Do kogo? - przystosowywałam oczy do światła. Niestety, ale wcześnie spać wczoraj nie poszłam.
- Hrabiego Trancy. - nie znam takiego. Pierwsze słyszę. W sumie, to wielu nie znam.
- Kiedy jest ten Bal? - oby za tydzień. Nie mam zamiaru robić wszystko na ostatnią chwilę.
- Niestety, ale poczta spóźniła się z dostarczeniem listu o cały tydzień, więc Bal jest dziś wieczorem. - z powrotem położyłam się na łóżku, nie mając ochoty tam iść! Kiedy raz nie zjawie się na Balu, moja reputacja szlachcianki nie legnie w gruzach, prawda?
- Nie mam ochoty. - mruknęłam i z powrotem nakryłam się kołdrą, zakrywając przy tym całą twarz.
- Dobrze wiesz, że może to zniszczyć dobre zdanie o rodzie Cheshire. - czemu on zawsze ma racje? Czasami jest to na prawdę denerwujące.
- O której się zaczyna? - zabrałam pierzynę z siebie i siadłam na krawędzi łóżka.
- O osiemnastej, więc wyruszymy godzinę wcześniej, gdyż rezydencja Trancy nie jest zbyt daleko. - wyjął z szafy ubrania na dziś, w kolorze błękitu i czerni. Ciel przekonał mnie do błękitu, a raczej bardziej do granatu.
- Masz jakiś pomysł na moje przebranie? - spytałam patrząc w jego fiołkowe oczy. Matthias zaczął rozpinać moją koszulę nocną, po czym zdjął ją z mojego ciała.
- Obstawiałbym księżniczkę, ale znając twój charakter, bardzie kobieta pirat, albo kobieta rycerz. - założył mi granatową koszulę i zaczął zapinać guziki.
- Pirat mi się podoba. - podniosłam głowę do góry, by mógł lepiej zawiązać wstążkę na mojej szyi.
- Przygotuję kostium. - wstałam, a on zaczął zakładać spodnie na moje nogi. Tym razem czarne i krótkie, czuję się wtedy swobodniej. W rezydencji sobie pozwolę, w końcu i tak nikogo nie ma, kto by mi mówił, że nie ubieram się jak na damę przystało. Z powrotem usiadłam, a Matthias założył mi długie skarpety i pantofle. Pod koniec, granatowa marynarka wylądowała na moich ramionach.
Po naszym poranku i ubraniu mnie, siedziałam w altance na zewnątrz. Jest taka ładna pogoda, szkoda ją przesiedzieć w zamknięciu, nie mając co robić. Nawet ja potrzebuje czasem słońca, choć jestem blada jak ściana.
CZYTASZ
Biało-włosa |Kuroshitsuji|
Fiksi PenggemarPoprawki zakończone Isabelle Cheshire to niby zwykła 13 letnia francuska szlachcianka, choć nikt nie wie jaka jest na prawdę. Ukryta pod grubą skorupą swojej oschłości, idzie przez życie, nie raz się w tym czasie potykając. Smutna przeszłość doprowa...