Zaczynałam powoli odzyskiwać świadomość, czucie w ciele i zdolność do oddechu gdyż wcześniej czułam jakby jakieś wielkie cielsko usiadło na mojej klatce piersiowej. Pare minut później na zmianę szybko otwierałam i zamykałam oczy przyzwyczajając się do bardzo jasnego światła, przez które moje źrenice wołały, wręcz krzyczały o pomoc.
Leżałam jakby w sali szpitalnej, po mojej lewej stronie stały różne dziwne maszyny każde odpowiadające swojej funkcji. Mierzyły mój puls, czynności życiowe czy nawet stan mózgu. Skrzywiłam się czując ból w całym ciele, kiedy próbowałam usiąść, czyjaś silna dłoń pojawiła się na mojej klatce piersiowej przytrzymując.
-Leż spokojnie, jeszcze chciałam zbadać jedną rzecz-poinformowała mnie kobieta, tak myślałam, że to kobieta, gdyż muskularna sylwetka i bardzo krótkie włosy, jak i męskie rysy twarzy utwierdziły mnie w innym przekonaniu.
-Przepraszam kim pani jest? I gdzie ja jestem?-spytałam wreszcie siadając z zwieszonymi nogami nad podłogą.
Zaśmiała się pod nosem nie odpowiadając na moje pytanie, zajęła się podłączaniem specjalnej diody do mojej szyi i mróżąc oczy wpatrywała się w ekran maszyny pokazującej stan mojego mózgu. Zaczęły sie pokazywać zmiany, których nie rozumiałam i powoli ogarniał mnie strach połączony z zdezorientowaniem.
Czy rodzice wiedzą gdzie jestem?
-Tak jak myślałam-mówiła do siebie wciąż się uśmiechając-Wszystko się zgadza, kolor oczu czy zdolności...
Odłączyła ode mnie wszystko i pomogła mi wstać nie puszczając, gdy opanowałam stanie na własnych nogach spojrzałam na kobietę. Dopiero teraz zobaczyłam, że posiadała na szyi symbol, który rysowałam zarówno jak ten od tajemniczej postaci. Różnił się jedynie tym, że posiadał okrąg z pięścią w środku.
-Zaprowadzę cię teraz do szefa całej organizacji-wskazała na wyjście z sali i skinęła głową-On ci wszystko wyjaśni.
Nawet nie miałam zamiaru pytać o cokolwiek, po prostu poszłam za lekarką-jeśli mogłam ją tak nazwać i nie odzywałam się. Idąc za przewodniczką mijałam drzwi zapewne jakiś sal czy tajemniczych pomieszczeń, o których wolałam nie myśleć. Zobaczyłam nawet salę, w której przebywały osoby podobne do mnie, może nie z wyglądu, ale pewnie też schwytani.
Czyli nie jestem jedyna?
Budynek, w którym się znalazłam przypominał wyglądem moją szkołę w Nowym Jorku i przez chwilę pomyślałam, że nadal tam jestem, ale przez uderzenie w głowę i nafaszerowanie lekami uspokajającymi dostałam omamów. Kobieta zatrzymała się przed wielkimi mosiężnymi drzwiami, za nimi pewnie przebywa szef i oczekuje mnie. Za ponaglającym spojrzeniem lekarki, która uchyliła drzwi pchnęłam je odrobinę mogąc znaleźć się w środku.
Pomieszczenie było ogromne, połowę zajmowały wielkie białe kanapy,fotele i kominek ze zmieniającym się na różne kolory i formy ogniem. Dostrzegłam okna i zobaczyłam zielone pole z lasem w tle, zapragnęłam znaleźć się w domu. Mężczyzna stał za wielkim biurkiem zwrócony plecami do mnie, miał na sobie ciemne spodnie, płaszcz prawie do podłogi, która jakimś cudem była nieskazitelnie czysta oraz łysinę.
-Czekałem na ciebie tyle lat-odezwał się wprawiając moje ciało w dreszcz swoim niskim głosem, odwrócił się do mnie i ujrzałam opaskę na jego oku-Ashilla Kinglesy.
-Przepraszam, ale nie za bardzo rozumiem co tutaj się dzieje-wydukałam pocierając pocące się dłonie o siebie i nałożyłam delikatny uśmiech na twarz-Gdzie moi rodzice?
Uniósł dłoń w ten sposób mnie uciszając, zamrugałam oczami i patrzyłam jak wychodzi zza biurka i pokazuje się cały. Również miał na szyi symbol, ale ten zaś przedstawiał okrąg z gwiazdą w środku, miałam już mętlik w głowie. Mężczyzna pokazał na kanapy i rozumiejąc co miał na myśli podążyłam za nim siadając na wygodnych sofach. Po paru sekundach ciszy pokazała się kolejna kobieta w fartuchu i stylowych obcasach, mimo których zwinnie przedostała się między kanapami aż do nas. Postawiła na stoliku dwie szklanki z zieloną cieczą i zwieszając głowę w doł oraz przykładając tace do ciała oczekiwała na rozkazy.
-Co to jest?-spytałam nachylając się do szklanki, zapach napoju był słodki.
-To moja droga jest Ranżada, napój wszystkich pozaludzkich stworzeń. Napij się jest dobre.
Uniosłam brwi po zrozumieniu słów o pozaludzkich stworzeniach, chwyciłam niepewnie szklankę i wahałam się. Jestem człowiekiem nie mogę tego pić. Jednak widząc minę mężczyzny, która mówiła abym napiła się gwałtownie przystawiłam krawędź szklanki wlewając napój. Okazał się być dobry, a słodki zapach również udzielał się smakowi. Na koniec wytarłam wargi językiem i odkładając szklankę przeniosłam spojrzenie na mężczyznę.
-No dobrze, skoro możemy to pozwól, że zacznę ci tłumaczyć-rozsiadł się wygodnie zakładając noge na nogę i opierając rękę na oparcie kanapy, skuliłam się-Nazywasz się Ashilla Kinglesy i tak naprawdę masz tysiąc dwieście siedemdziesiąt osiem lat, twoi prawdziwi rodzice oddali cię na świat ludzi gdy twojemu krajowi groziło niebezpieczeństwo. Niestety zginęli, ale zostawili ci pewne dary. Kolor oczu świadczy o tym, że posiadasz bardzo potężną moc,o której się niedługo przekonasz podczas treningów. Wyglądasz jak typowy osobnik gatunku Magów-Obrońców, włosy, sylwetka i oczywiście symbol-już miałam pytać dlaczego go nie mam kiedy mnie wyprzedził-Symbol ten pokaże się dopiero po udowodnieniu, że jesteś Wybawczynią Exrenix, twojego kraju. Twoi nowi rodzice dowiedzieli się jedynie, że masz przyjechać do Londynu gdy zaczniesz rysować symbole i rzeczywiście dostałem informacje, że tak sie dzieje. Dlatego w dość nietypowy sposób dostałaś się do Brytyjskiej Tajnej Szkoły Osobników Utalentowanych, w skrócie BTSU.
Gdy zapadła cisza zorientowałam się, że mam szeroko otwarte usta i rozszerzone oczy dlatego pośpiesznie poprawiłam się. Mężczyzna zachihotał wstając, zrobiłam to samo i oczekiwałam na dalsze instrukcje. Exrenix? Wybawczynia?
-Steve odprowadzi cię do pokoju-powiedział nagle pokazując na chłopaka w moim wieku, który nie ukrywając prezentował się idealnie. Ponadto niebieskie oczy zawsze działały na mnie magicznie. Mężczyzna skinął na niego-Odprowadź Ashille-zwrócił się teraz do mnie i podniosłam głowę-Od teraz nie jesteś Ash zwykła dziewczyną.
Zdenerwowana poszłam szybkim krokiem za Steve'em, jego dłonie pokrywały czerwone jakby wystające żyły i przeraziłam się. Kiedy zrównałam się z nim odważyłam się nawiązać konwersacje, nie należałam do tych nieśmiałych.
-Kim jesteś?-wypowiedziałam to dość ochryple i odchrząknęłam-Magiem? Duchem?
-Nic z tych rzeczy-zaśmiał się uroczo pokazując tym samym dołeczki i spojrzał na mnie-Jestem Strzelcem, moją bronią są naczynia krwionośne.
-Brzmi strasznie.
-I też tak wygląda, chodź.
Pociągnął mnie w bok tak gwałtownie, że tracąc równowagę prawie runęłam na podłogę, ale w pore opanowałam się. Steve zaprowadził mnie dośc ciemnym korytarzem do końca i zatrzymaliśmy się dopiero przed czerwonymi drzwiami. Widniało na nich moje imię i zdjęcie, ale to przypominające mnie jako Ashille, a nie Ash. Przesunęlam delikatnie po zdjęciu i uśmiechając się pokręciłam głową.
-Masz chwilę czasu na ochłonięcie, przyjdę po ciebie.
Weszłam do pokoju po tym jak Steve nie mówiąc nic odszedł zostawiając mnie samą. W środku znajdowały sie wszystkie moje rzeczy, a wygląd pokoju był jak..Jak ten z Kanady. Zagryzłam wargę nie chcąc sie rozpłakać na wspomnienia nadchodzące z każdych stron kiedy patrzyłam na plakaty czy wygląd moich ubrań w szafie.
Pewnie jest zaczarowany.
Usiadłam na łóżku dochodząc do siebie. Od teraz moje życie diametralnie się zmieni, niby nie dowierzałam do końca słowom mężczyzny, ale to wszystko wydawało się być prawdziwe. Ponadto wydarzenia ze szkół czy wyzwiska, no własnie.
-Jestem Ashilla Kinglesy-powiedziałam pewnie zaciskając pięści.
Ale czy w to wierzyłam?
******************************************************************************************
Heeej
Dzisiaj trochę dłuższe. Nie wstawiałam, bo byłam chora. Kolejna część już niedługo.
Całuski^^
CZYTASZ
Ashilla
FantasyAshilla Kinglesy Gross zwykła siedemnastolatka prowadząca życie typowe dla jej wieku. Szkoła, znajomości, problemy i oczywiście pierwsza miłość. Jednak są wydarzenia, których nie rozumie, a w dodatku dostaje się do zupełnie nieznanej dla niej szkoły...