5

130 7 1
                                    


Z szybko bijącym sercem szłam korytarzem aby dotrzeć na błonia, gdzie miałam spotkać się ze Steve'em. Wcześniej ubrałam się w zwiewną ciemną spódniczkę do kolan oraz golf, mimo, że pogoda naprawdę dopisywała nie czułam gorąca.

Z każdym krokiem posuwając się dalej, mogłam stwierdzić, że wszędzie są jakieś grupy osób. Zaglądałam do różnych klas, sprawdzając kto okupuje pomieszczenia i albo zauważałam Zmiennokształtnych, albo moim oczom ukazywali się nauczyciele rozmawiający o bardzo ważnych zapewne sprawach.

Weszłam na stołówkę i od razu tego pożałowałam, znajdowało się tutaj więcej osób niż na imprezach w ogromnym klubie. No dobra, może przesadziłam jednak naprawdę sporo osób mogłam zliczyć. Czułam jakby miliony spojrzeń kierowało się właśnie na mnie, jakby szepty skierowane były na moją osobę a śmiechy wywołane również mną. Dodatkowo zobaczyłam Heleye, Daisy i inne nieznane mi jak narazie osoby. Wystarczy raz rzucić okiem, a juz wiadome jest jak oceniająco na ciebie patrzą.

Odchrząknęłam, podnosząc dumnie głowę aby pokazać, że głupia i nic nie znacząca dla mnie opinia jest mi obojętna. Nie ważne, że płakałam z tego powodu.

Kiedy miałam chwytać za klamkę aby wejść na błonia czyjaś silna dłoń pociągnęła mnie do tyłu całkowicie zwalając z nóg. Jednak przed zderzeniem sie z podłogą podparłam sie ławki, opanowując emocje. Podnosząc się do góry, zobaczyłam przed sobą chude nogi odziane w ciemne rurki, wyżej zwykły t-shirt oraz bladą skóre. Przęlknęłam wiedząc co mnie czeka.

- Dokąd idziesz? - zapytał kąśliwie i zbytnio flirciarskim tonem zbliżając się - I w dodatku tak ubrana?

- Zostaw mnie - powiedziałam, gwałtownie odtrącając jego dłoń z końca mojej spódnicy.

Chwila ciszy pozwoliła abym zdążyła poprawić swoje żyjące własnym życiem włosy i opanować do końca szybki puls. Loke podszedł jeszcze bliżej, pozbawiając mnie zdolności do reakcji.

- Steve chyba cię nie uratuje - zacmokał ustami, kręcąc głową, nawinął sobie jeden kosmyk moich włosów na palec i przyglądał sie mu - Jesteś zwykłą małą zdzirą.

Przestałam się przejmować tym, że jest silniejszy i, że złamie wszelkie zasady BHP. Chwyciłam stanowczo jego nadgarstki, ścisnęłam i pomyślałam aby zaczął cierpieć z powodu mojej krzywdy jaką mu chciałam wyrządzić. Syknął cicho, nie odczuwając wiekszego bólu kiedy zaczęłam palić jego skórę, po paru sekundach, jak mnie odepchnął przestałam nagrzewać dłonie.

Opanowałam sztuczkę gdy na Wieczorze jej nie potrafiłam.

Loke spoglądał na mnie z nieukrywaną nienawiścią, zmróżyłam oczy, czekając aż odejdzie i gdy to nastąpiło wreszcie dotarłam do umówionego miejsca spotkania ze Steve'em. Chłopak zaskoczył mnie. Ubrał się w elegancką koszulę, użył mocnych perfum i w dłoni trzymał ładną, przyciągająca wzrok róże. Jej granatowy kolor jakby świecił, ale jednak pozostawał ciemny.

Przybrałam lekki uśmiech, przysiadając obok chłopaka na kamieniu, za jego przykładem powędrowałam wzrokiem w kierunku szybko opadającego słońca. Wyglądało pięknie na tle ciemniejącego nieba oraz powoli zlewających się w całość chmur. Z rumieńcami na policzkach przekręciłam głowe w kierunku chłopaka, on już na mnie patrzył i szybko odwróciłam wzrok.

- Ładnie dzisiaj wyglądasz - szepnął, wyciągając w moim kierunku różę - Proszę, to dla ciebie.

- Dziękuje.

Pachniała nadzwyczaj słodko, trzymając ją pokierowałam wzrok z powrotem na chłopaka i miałam ochotę wpatrywać się w jego oczy do końca swoich dni. Spostrzegł, że długo na niego patrzę i znowu spłonęłam rumieńcem.

-Chciałabym cię poznać bardziej - odezwałam się spokojnie.

- Co dokładnie? - zapytał bez żadnych emocji i jakby nieporuszony moim pytaniem.

Zastanowiłam się. Wiedziałam, że był Strzelcem, ale więcej tak naprawdę nie. Steve przyciągał mnie do siebie swoją tajemniczością, gdy przebywał w moim towarzystwie jakby był idealnym materiałem na chłopaka, a gdy unikamy sie na korytarzu jest całkowicie mi obcy. A kiedy byłam w towarzystwie Loke'a, bądź w zagrożeniu, jak w przypadku sytuacji z łazienki stawał się moim opiekunem.

Ponadto jego wygląd, te widoczne naczynia krwionośne oraz idealny zarys szczęki stwarzały aurę, którą chciałam przygarnąć. Mogłam jeszcze stwierdzić, że jest miły, opiekuńczy i stanowczy.

Steve odchrząknął jakby nie mogąc dłużej czekać na moją odpowiedź, a ja poprawiłam się niespokojnie na kamieniu.

- Cokolwiek. Po prostu opowiedz tyle ile uważasz, że możesz mi powierzyć a ja odwdzięczę się tym samym.

Uniósł kąciki ust do góry, przygryzłam wargę.

- Pochodzę z Uranusa, nie z tej planety - przechylił sie w moją stronę na co zachichotałam i słuchałam dalej - Rodzice zaraz po moim urodzeniu zesłali mnie do tej szkoły, musieli wiedzieć, że strasznie nie chciałem, gdy później dowiedziałem sie o sobie wszystko. Próbowałem nawet zniszczyć tą szkołę używając swoich zdolności, które ćwiczyłem jednak jak widzisz się nie udało. No więc jestem tutaj, pomagam szefowi i staram się uczyć więcej. Mam jedną siostrę, Lottię. Kiedyś ją poznasz, ale ostrzegam jest starsza i władcza.

Zasmiał się jakby podsumowując swoją opowieść, usmiechnęłam się na wieść, że nie miał żadnych problemów z dorastaniem czy zaakceptowaniem swojego życia. Po paru minutach opowiedziałam mu o swoim pochodzeniu, ale nie tym prawdziwym tylko to z Kanady. Wspomniałam o swoich nowych rodzicach, o Becce i o tym, że nie posiadałam się z radości żyjąc w takim świecie.

- Tutaj będziesz szczęśliwa, jesteś u swoich - dodał gdy skończyłam.

Podniosłam się z kamienia czując odrętwienie pośladków i wystawiłam dłoń ku chłopakowi. Na początku patrzył na mnie zaskoczony, ale przyjął pomoc i spytał co zamierzamy. Sama nie wiedziałam, ale postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i pozwolić działać sercu.

- Co powiesz na mały spacer? - uśmiechnęłam się słodko, zagryzając wargę.

Niespodziewanie sięgnął po moją dłoń, ciągnąć mnie w kierunku lasu, musiałam trzymać mocniej róże i uważać aby nie przewrócić się na swoich obcasach. Las, w którym przebywaliśmy mienił się od wielokolorwych drzew, od zielonego po fiolety czy czerwienie. Mogłam ujrzeć wszelkiego rodzaju zwierzęta i przez chwilę zastanowiłam się czy to przypadkiem nie jest jakiś uczeń.

Zaprowadził mnie na skraj lasu, od razu rzuciła mi się w oczy szeroka dolina i rozpoznałam ściężke, którą biegłam z Krwiodajcami. Steve wciąż trzymając moją dłoń, stanął blisko mnie, pochylił się patrząc mi w oczy jakby oczekując mojej zgody. Wykonałam za niego dalszą część gestu, przyciskając delikatnie wargi do jego, sekudny później pocałunek stawał się namiętniejszy jakbyśmy oboje byli spragnieni.

Nasze usta zdawały się pasować do siebie, a dłonie chłopaka powędrowały do moich bioder, ściskając je mocno. Wsuwając swoje, w jego gęstę blond włosy marzyłam jedynie o tym aby ten pocałunek nigdy się nie skończył, aby trwał jak najdłużej. Nasze klatki piersiowe stykały się ze sobą z powodu emocji i przyjemności.

Pięć minut później odsunęliśmy się od siebie czerwoni i zdyszeni, Steve zaniósł się śmiechem, a ja mu wtórowałam. Chwilę jeszcze siedzieliśmy nad doliną ze splecionymi dłońmi, niby nic nas jeszcze nie łączyło a ja pragnęłam zostać w jego życiu na zawsze.

*********************************************************************************

Heeej :D 

Przepraszam, że nie wstawiłam wcześniej, ale miałam urwanie głowy. Ponawiam swoją propozycję z wcześniejszego fragmentu. Jeżeli oczywiście chcecie ^^ 

Całuski ^^

AshillaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz