Rozdział 2

82 14 11
                                    


Już od samego początku wtorkowego dnia napawałam się myślą o dzisiejszym pierwszym treningu. Dowiedziałam się, że tutaj nie liczą dni w postaci nazwy tygodnia, ale w odmienny sposób, zliczając kolejno dni do fazy księżycowej, kiedy grupa Zmiennokształtnych znika na jedną noc do lasu znajdującego się na błoniach aby wyszaleć się podczas tej jednej fazy w cyklu.

Dzisiaj na śniadanie podawano nadomiar dietetyczne posiłki, nie znaczyło to o moim niezadowoleniu, wręcz przeciwnie. Zawsze odżywiałam się zdrowo i odpowiednio do swojej masy ciała, zapotrzebowania i pamiętając, że wciąż dojrzewam. Postawiłam na zwyczajne dwa tosty, szklanke wody oraz ser w plastrach. Nie widziałam nigdzie Steve'a czy Loke'a oraz osób z grupy Krwiodajców, możliwe, że nadal są na mnie śmiertelnie obrażeni z powodu nieplanowanego incydentu podczas treningu i omijają mnie szerokim łukiem.

Nie bronię im, jak chcą prosze bardzo.

Wyszłam pośpiesznie ze stołówki, nie będąc przez nikogo zatrzymywana i kierowałam się prosto do gabinetu szefa, jak powiedział wczorajszego wieczora. Obawiałam się, że nie znajdę większej ilości znajomych oprócz Steve'a, który prawdopodobnie był na mnie skazany na krótki okres służący zapewne do czasu aż oswoję się z szkoła i zasadami panującymi tutaj.

Stanęłam przed mosiężnymi drzwiami, zapukałam i słysząc głośne "Wejść!", pchnęłam drzwi. Powitał mnie widok szefa w swoim codziennym płaszczu i ciemnych dodatkach oraz obecność innej osoby. Przyjrzałam się dokładniej nie chcąc przeoczyć żadnego elementu na ciele, twarzy czy charakteru ubioru. Osobą tą była bardzo niska kobieta z wystającymi rogami zza włosów zamiast uszu, powstrzymałam swoje zaskoczenie i przeskanowałam jej małe ciało. Nic szczególnego poza symbolem okręgu ze znajdującym się w środku liściem nie wyróżniało jej. Chociaż jakby patrzeć bez usilnego skupienia na pierwszy plan wchodziły krótkie zielone włosy, jasne źrenice oraz niesamowicie szerokie usta.

Towarzyszka szefa zorientowała się, że długo się jej wpatruje, pożegnała mężczyznę skinieniem z drobnym ukłonem i znalazła się przy mnie. Zrozumiałam, że też mam iść i po krótkim wypowiedzeniu słów pożegnania pognałam za szybkimi krokami kobiety. Rozpoznałam, że zmierzamy w kierunku sali, w której byłam już z Krwiodajcami i miałam moment, w którym zastanawiałam się nad ich obecnością tam. 

Wchodząc na salę zobaczyłam zmiany, worek treningowy zniknął a zamiast wolnej przestrzeni z materacami pojawił się ring bokserski. Kobieta od razu podeszła do niewielkiej komody koło wejścia do szatni, odłożyła swoją torbę i ponownie zwróciła się w moim kierunku. Jej wzrok wręcz robił mi skan na wylot i może jeszcze dalej, utwierdziłam spojrzenie pomiędzy jej oczami.

- Nazywam się Creiseida Mackinley i od dzisiejszego dnia jestem twoją trenerką mocy. -Przemówiła typowo kobiecym głosem, aż nadto spokojnie - Nie musisz się obawiać porażek, ale u mnie nie ma laby.

Skinęłam. Tylko.

- Cóż..Doskonale wiem kim jesteś, skąd pochodzisz i jakie jest twoje przeznaczenie. Przez wiele lat swojego życia zostałam szkolona właśnie po to aby pełnić rolę trenera mocy. Każdej możliwej.

Hm, robi wrażenie, dlatego szczęką mi opadła odrobinę jednak szybko poprawiłam swoją postawę i kolejny raz pokiwałam głową po jej słowach. Creiseida ruszyła w kierunku ringu, zgrabnie i zwinnie wdrapała się na jego powierzchnię i skierowała wzrok na mnie.

- Na ringu ćwiczymy twoje podstawowe umiejętności, jak telekineza, czary i inne zaklęcia. -Przerwała abym mogła spokojnie wejść i stanąć jej naprzeciw - Mówisz cokolwiek czy odebrano ci mowę?

- Zostałam nauczona nie przerywać starszym podczas ich przemówień. - Oznajmiłam poirytowana.

Kobieta uniosła kąciki ust.

AshillaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz