Mijały lata i miesiąca, a Ikane wyrastała na coraz to mądrzejszą i odważniejszą kobietkę. Z siedmioletniej niewolnicy mafii stała się osiemnastoletnią członkinią Agencji detektywistycznej. Była dumna z tego przeskoku, ale dalej zostawały rany z przeszłości i pamięć o kapeluszniku. Zastanawiała się jak tam u niego. Jak sobie radzi z mocą i w ogóle. Może nie jest tak źle?
Była w mieście ze skrzypcami. Wyszła na taras widokowy i rozpoczęła grę. Chciała dawać przyjemność i radość ze sluchania jej utworów. Przechodnie podchodzili bliżej i uśmiechali się. Co niektórzy również klaskali i tupali butem do rytmu utworu. Cieszyło ją to. Niektórzy chcieli dać jej monetę po występie, e za każdym razem odmawiała.
W głębi wypatrzyła kogoś. Stał w bezruchu wsłuchując się w muzykę dziewczyny mimo, że już skończyła grać. Osobnik mimo uśmiechu na ustach wydawał się przygnębiony. Podchodziła do niego powoli zaczynając spokojnie i cicho grać. Odwrócił się w jej stronę. Zarost na brodzie, rudawe włosy i spokojne oczy. Nie znała tego osobnika, ale to się nie liczyło. Chciała go jakoś pocieszyć. Gdy po chwili skończyła grać uśmiechnął się i zbliżył się do niej.
- Dziękuję za umilenie czasu. Będę o tym pamiętał w ostatnich chwilach życia. - wyszeptał jej do ucha a do kieszeni jej płaszcza wsadził kilka papierkowych pieniędzy. Wzdrygnęła się i chciała oddać zapłatę, ale ten już odszedł. Wzięła pokrowiec, spakowała instrument i ruszyła w kierunku, gdzie odszedł nieznajomy. Przecież może go jeszcze znaleźć.
Po kilkunastu minutach wreszcie go wypatrzyła. Pognała za nim jak cień. Nie pozwoli, aby te pieniądze zostały z nią. Zwinnie przebiegła przez tłum ludzi nie gubiąc z oczu rudej czupryny. Dobrze dla niej, że osobnik był wysoki i łatwo rozpoznawalny wśród niższych.
- P.. Przepraszam! Te pieniądze! - krzyknęła, ale ten nie usłyszał. Wzdychnęła i szła za nim dalej. Już miała go dogonić, gdy ten wszedł do lasu. Zdziwiła się nieco, ale poszła za nim. Nie tylko chciała mu oddać własność, ale teraz także dowiedzieć się co ma zamiar zrobić nieznajomy. W końcu powiedział do niej takie dziwne słowa.
Szła i szła, aż zobaczyła jakiś stary budynek a na nim jakiś facetów z bronią. Wzdrygnęła się. Niebezpieczeństwo. Wiedziała to. Nie jest tu bezpiecznie. Co tutaj chcę ten rudzielec? Wyskoczyła zza drzewa i w momencie gdy ten wyszedł z ukrycia, aby zastrzelić snajpera wleciała w niego. Syknął coś pod nosem i znowu znalazł się osłonięty drzewem.
- Skrzypaczka? Co tutaj robisz, uciekaj stąd! - warknął cicho.
- Nie pozwolę ci tutaj zostać. Tu jest niebezpiecznie. - odpowiedziała marszczac brwi zerkając na budynek.
- Wracaj do miasta. Nie jesteś tutaj potrzebna. - odpowiedział wyszarpujac jej się.
- Ach, tak? - uniosła jedną brew i wyjęła skrzypce zaczynajac na nich grać uprzednio ostrzegajac, aby zatkał uszy. Muzyka była leniwa, senna. W ciagu kilku minut wszyscy strażnicy upadli na ziemię i zasneli głębokim i twardym snem. Spojrzała na rudowłosego, ktorym tylko przewrócił oczami i dalej kazał jej stąd uciekać. W czasie gdy on wchodził do środka ona pilnowała, aby czasami żaden uśpionych ludzi nie wstał zbyt szybko.
Rozbrzmiały wystrzały z broni. Spięła się i zacisnęła mocniej pięści na korze drzewa. Przełknęła ślinę i ostrożnie zaczęła podchodzić do budynku. Kolejny strzał. Przyspieszyła. Kolejny. Ponownie przyspieszyła i wbiegła do środka budynku. Zaczęła obawiać się o swojego nieznajomego przyjaciela.
Zobaczyła krew. Mnóstwo trupów i śmireci. Lecz pomiędzy nimi nie było ciała spokojnego mężczyny. Znowu ten widok. Znowu krew. Syknęła niepokojąc się. Przeszłość coraz szybciej się jej przypominała. Chwyciła się za głowę chcc wymazać okropny obraz.
Strzał. Wzdrygnęła się. Podbiegła do drzwi i je otworzyła. W środku stał rudzielec mierzący w jakiegoś mężczyznę bronią. Strzelili do siebie. Jej źrenice się rozszeżyły. Nogi miała niczym zrobione z waty. Kto upadnie? Kto zginie?
- Hej?! - krzyknęła i podleciała do poznanego wcześniej przechodnia. Jego napastnik upadł zraniony w pierś kulą. Uśmiechnęła się blado, lecz jej radość szybko minęła. Zaczął upadać. Przyspieszyła kroku i złapała go w samą porę. Jego głowę umieściła na swoich kolanach i z całych sił próbowała zatamować krwawienie z rany postrzałowej.
- Miałaś... Zostać na zewnątrz. - powiedział przez zęby. Zaczęła płakać. Oczy zalśniły jej od łez. Nie chciała go stracić. Nie znała jego imienia, ale zawsze, gdziekolwiek chodziła grać w mieście on był tam. Stał z boku i delektował się przyjemnymi dźwiękami imstrumentu.
- Nic nie mów. Zabiorę cię do szpitala, wszystko skończy się dobrze. - próbowała pocieszać samą siebie jak i umierającego.
- Odasaku! - usyszała za sobą czyiś głos i po chwili szybkie kroki. Syknęła pod nosem czując jak ten ktoś próbuje ją odepchnąć.
- Chciałbym... Abyś zawsze grała tak, jak grasz na ulicy. Z pasją i uśmiechem... Zawsze poprawiałaś mi humor w tym szarym świecie... Podziwiam cię za to, mimo... Że cię nie znam. - prychnął cicho ze zmęczonym uśmiechem. Zacisnęła mocniej wargi i zwróciła chwilową uwagę na osobnika obok. Brązowe włosy, kasztanowe oczy. Zaraz...
- Odasaku, trzymaj się! - powiedział i wtedy jego przyjaciel chwycił go za policzek, aby przestał mówić.
- Pomagaj słabszym. Ratuj sieroty. Bądż dobrym człowiekiem. - powiedział i po chwili jego ręka opadła odsłaniajac przy okazji oko osobnika zakryte do tej pory pod bandażem. Wstrzymała oddech na moment. Na jej oczach odeszła kolejna osoba od tak dawna. Obiecała sobie, że nigdy do czegoś takiego nie dopuści. Jednak pozwoliła na to. Przestała uciskać ranę i odstawiła jego głowę na ziemię z zamiarem wstania.
Wtedy drugi osobnik drgnął. Do tej pory nie zwracał uwagi na skrzypce leżące koło dziewczyny. Nie zwracał uwagi na słowa przyjaciela wypowiedziane w jej stronę. Zrozumiał kim była. Gdy miała powoli odejść chwycił ją za nadgarstek zatrzymując ją w pół kroku. Odwrócił ją w swoją stronę i przyjżał się jej twarzy. Te same przerażone i zaskoczone oczy co jedenaście lat temu.
- I... Ikane? - wydukał wpatrując się w nią jak w obrazek. Nie mógł w to uwierzyć. Odnalazł ją? Czy to na prawdę ona? To ta sama Ikane co kiedyś? Przez moment wpatrywała się w niego bez zrozumienia. Ale zaraz... Te bandaże. Te oczy i włosy. Ten dojrzalszy głos.
- Dazai? To ty? - spytała przyglądając mu się. Czy to na prawdę on? Ten, co wyśmiewał się z jej słabości a potem w ostatniej chwili zostali przyjaciółmi? Zatkała usta dłońmi i w popłochu uciekła z pomieszczenia.
- Hej! Czekaj! Ikane! - krzyczał za nią chcąc ją zatrzymać. Pobiegł za nią, lecz gdy wybiegł z budynku już jej nie widział. Co ona tutaj robiła? Dlaczego uciekła? Miał tyle pytań a tak mało odpowiedzi. Syknął pod nosem z niezadowolenia wiązkę przekleństw i spóścił głowę w dół.
Biegła przez las nie zatrzymując się ani na chwilę. Nie patrzyła za siebie, po prostu chciała być w domu, pod kołdrą u boku Fukuzawy. Odpowiedzieć mu to wszytsko i wyżalić mu się. Wiedział o niej wszystko. Wiedział o mafii i o tym co robiła. Doceniała w nim to, że mimo to pozwolił jej ze sobą zostać.
Przed chwilą na jej oczach zginął nieznany mężczyzna. Jednak również spotkała dawnego znajomego z dzieciństwa. Miała bardzo zmieszane uczucia. Co jeśli mafia ją znajdzie i ujara za ucieczkę? Co wtedy będzie? Musiała to wszystko przemyśleć. Musiała znaleźć się w domu.
CZYTASZ
My Nightmares / Prolog
FanfictionNie słuchaj ludzi, którzy wytykają cię palcem. Oni cię po prostu nie znają.