Moja podróż dobiegła końca. Jako jedyna wysiadłam na niewielkim i bardzo zaniedbanym peronie. Wokół były same łąki i pola, żadnego domu, budynku, nawet żywego ducha, tylko oddalający się pociąg, za którym podążałam wzrokiem, aż przestałam słyszeć charakterystyczny stukot kół o szyny. Sprawdziłam napis na tabliczce wiszący na peronie, czy aby na pewno wysiadłam w dobrym miejscu. Mama utwierdzała mnie w przekonaniu, że będzie czekał na mnie sąsiad dziadków, który jako jedyny we wsi ma samochód. Super. Tylko, że tutaj nikogo nie było.
"Zawierów". Na moje szczęście, albo i nieszczęście wszystko się zgadzało. Rozejrzałam się wkoło; nic prócz pół i łąk. Gdzieś tam bardzo, bardzo daleko było widać mały las i tyle. Horyzont był równy i gdyby nie potwierdzone badania naukowe, dałabym sobie rękę obciąć, że ziemia jest płaska. Zeszłam z betonowego podestu, rozglądając się za jakąkolwiek drogą. Przeciskałam się przez liczne chaszcze, aż w końcu wyskoczyłam na żwirową trasę.
Teraz w prawo czy w lewo? Żadnego znaku, chodź jedynego jakiego się spodziewałam to z napisem "koniec świata". Słońce już niebawem miało schować się za kwiatami. A ja stoję jak ta idiotka; zmęczona i niewyspana po całym dniu podróży, mocno powątpiewając, że dzisiejszą noc spędzę w wygodnym łóżku. Gdzie jest ten idiota co miał po mnie przyjechać. Na bank pomyliłam perony, albo co gorsza on o mnie zapomniał! Ze zrezygnowaniem usiadłam na torbie podróżnej i nasłuchiwałam co dzieje się wokół mnie. Wiatr przyjemnie muskał mnie po twarzy i poruszał wysoką trawą. Zamknęłam oczy i skierowałam twarz w stronę słońca, napawając się czystym powietrzem. Moje zdenerwowanie, które tliło się gdzieś w środku wyparowało. Tutaj było tak cicho i spokojnie. Nieopodal mnie rechotała żaba... skąd ona się wzięła skoro nigdzie w pobliżu nie ma żadnej wody? Szum trawy i zboża uginający się pod wiatrem komponował swoją własną melodię. Nie wiem czy to wszystko działało uzależniająco i napawało spokojem, czy ja byłam tak zmęczona, że byłam gotowa położyć się na środku drogi i spać, aż do jutra. Co najgorsze wcale mi to nie przeszkadzało.
W tle mojej muzyki pojawił się jeszcze jeden dźwięk, kompletnie nie pasujący do istniejącego tutaj akompaniamentu. Otworzyłam oczy chcąc namierzyć intruza. Rozejrzałam się po drodze. Podążała w moją stronę ogromna fala kurzu i pyłu. Przez myśl przebiegła mi burza piaskowa, ale skąd taki wiatr i to jeszcze podążający w lini prostej i tylko po drodze? Zamiast zejść z piaskowej drogi chroniąc się przed osypaniem, siedziałam tam jakby ktoś przykleił mnie do torby. Z biegiem czasu moim oczom ukazał się czerwony samochód, a konkretnie maluch i gdyby tu był asfalt, z całą pewnością zatrzymałby się koło mnie z piskiem opon. Fala kurzu wyprzedziła pojazd obsypując mnie całą. Nie było nic widać. Nawet musiałam zamknąć oczy, by małe ziarenka pasku nie wpadły mi do oczu.
- Wsiadaj, mam jeszcze kupę roboty w polu - usłyszałam, głos chłopaka i momentalnie otworzyłam oczy. Spojrzałam na niego czy robi sobie ze mnie żarty czy to akcent typowy do tego regionu.
W samochodzie siedział chłopak i na moje oko miał z 20 lat. Ciemne włosy w idealnym nieładzie, oczy niebieskie niczym ocean, a spod ciemnej koszulki wystawały pokaźne mięśnie. Chyba spostrzegł, że uważnie mu się przyglądam, bo na jego ustach pojawił się zadziorny uśmieszek. Czym prędzej wstałam na równe nogi zalewając się rumieńcem. Zarzuciłam torbę na tylne siedzenie i zajęłam miejsce obok niego. Sprawnie zawrócił zahaczając o pobocza i teraz nie słyszałam już nic oprócz głośnego warkotu silnika i żwiru walącego o podwozie samochodu.
- Asia - przywitałam się w końcu podając mu dłoń
Chłopak spojrzał na nią i uniósł jedną brew do góry. Odwrócił głowę z powrotem w kierunku drogi, nadal trzymając obie ręce na kierownicy.
CZYTASZ
Koniec świata
RomanceJest takie miejsce na ziemi gdzie czas się zatrzymał. Dni mijają, ale nic poza tym. Wieś do jakiej wysłali ją rodzice jest swego rodzaju końcem świata. Krajobraz nie zmienia się z upływem kilometrów. NA pierwszy rzut oka nie można znaleźć żywej dusz...