Prolog

290 11 0
                                    

*26 czerwca 2011 Kudnuz, Afganistan godz.03.54*

-Do wszystkich jednostek cel jest w budynku, powtarzam cel jest w budynku- odezwał się głos z odbiornika.

-Tu Lucyfer, przyjęłam- odpowiedziała kobieta, skradająca się za stertą gruzu. Jej blond kosmyki wysnuwające się z warkocza powiewały na ciepłym, suchym wietrze. Wstała i zaczęła biec do wyznaczonego jej celu, którym był w połowie zrujnowany domek. To tylko terroryści, masz jeden cel, zabic...Dla kraju...Powtarzała w myślach, po czym wpadła do budynku strzelając na oślep. Kiedy rozejrzała się po pomieszczeniu zobaczyła leżące ciała, w tym momencie do domku wbiegło dwoje żołnierzy.

-Dobra robota Lucy!- krzyknął jeden z nich- kolejni wrogowie do piachu!

-C..co? Przecież to zwykli ludzie- powiedziała z niedowierzeniem. Na podłodze leżała rodzina, ojciec z matką oraz dwoje dzieci, chłopiec w wieku około siedmiu lat i dziewczynka, mogła mieć nie więcej niż cztery lata.

-Nie sierżant Crow, to tylko byli wrogowie kraju dla którego walczymy....-rzekł drugi, starszy mężczyzna.

-Tylko wrogowie- mruknęła do siebie, siedząc przy barze w klubie "Absynt", gdzieś w Los Angeles.

-Lucy! Słuchasz mnie w ogóle?!- szturchnął ją czarnoskóry facet w średnim wieku. Miał krótkie czarne włosy i ciemne oczy, był dobrze zbudowany. Ubrany w szarą koszulkę, a na to założoną miał skórzaną kurtkę, do tego czarne jeansy i buty wojskowe.

-Wybacz Adam, zamyśliłam się...-powiedziała, otrząsając się z zamyślenia. Miała długie blond do pasa włosy splecione w warkocz, miała duże zielone oczy i owalną twarz, uszy zdobiły liczne kolczyki. Jej skóra była blada, gdzie niegdzie pokryta bliznami, to większymi, to mniejszymi. Ubrana była w ciemno zielona kurtkę, pod którą skrywała się czarna bokserka, pasujące do niej czarne spodnie z wysokim stanem były poprzecierane, w niektórych miejscach. Na nogach miała czarne buty wojskowe. Spojrzała na mężczyznę pytającym wzrokiem- Co masz tym razem?- zapytała obojętnie.

Adam złapał się za nasadę nosa z irytacja.

-Twój cel to niejaki Eric Fourman, alfons, tyran, diler narkotyków bla bla bla...-powiedział przeglądając papiery- Dostaniesz za niego jakieś pięc kawałków.

-Gdzie i kiedy?- zapytała po krótkim zastanowieniu.

-Dzisiaj ma umówione spotkanie z lokalnym gangiem, mają dokonac transakcji. Spotkanie odbędzie się w Bistro na Olvera Street o godzinie 22- zakończył biorąc łyk wody mineralnej.

-Poinformowany jak zawsze doskonale?- prychnęła, zakładając niesforne pasmo włosów za ucho.

-Inaczej bym w tym nie siedział- odpowiedział z uśmiechem.

-Dobra dawaj to i już mnie nie ma- wzięła teczkę od mężczyzny- Siema!-krzyknęła, wychodząc z baru.

*21.56 Olvera Street*

Leżała na dachu budynku, stojącego na przeciwko Bistro gdzie miało dojśc do transakcji. Miała na sobie czarną kurtkę, w tym samym kolorze bluzkę i spodnie. Na biodrze spoczywał samurajski miecz "Nigdy nie wiesz kiedy może się przydac" miawiała. Właśnie skończyła rozkładac swój SAKO TRG-21.

Usadowiła się wygodnie i namierzyła restauracje, po jakiejś chwili pojawił się cel

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Usadowiła się wygodnie i namierzyła restauracje, po jakiejś chwili pojawił się cel. Kiedy miała pociągnąc za spust coś uderzyło ją w głowę, zrobiło jej się ciemno przed oczami. Lucy przewróciła się na plecy unikając kolejnego ciosu, na dachu stało trzech facetów. Dwóch z nich miało noże, a jeden łom, którym oberwała. Wyciągnęła miecz i przybrała pozycję obronną. Napastnicy powoli okrążali dziewczynę niczym hieny swoją ofiarę. Jeden z nich rzucił się na nią, nie miała na co czekac. Zamachnęła się mieczem i idealnie przecięła tętnice szyjną mężczyzny.

-Dobra, zostało dwóch...- pomyślała.

Drugi z grupy zaatakował łomem, walka trwała może dwie minuty, ale dla Lucy dłużyło się to jakby to były dwie godziny. Kiedy kobieta miała zadac ostateczny cios, uświadomiła sobie jaki błąd popełniła. Zapomniała o trzecim z nich.

-O shit...-powiedziała, czując tym samym rozrywający ból w lewym ramieniu.

Mężczyzna wbił jej nóż rękę, tym spychając przy okazji z dachu. Po raz pierwszy od lat w oczach Lucy pojawił się strach, zacisnęła szczelnie powieki. Poczuła piekielny ból w całym ciele, by po chwili pogrążyc się w głuchej ciemności.

Oto pierwsza częśc opowiadania. Mam nadzieję, że nie wypadło najgorzej :)

Abaddon

Different WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz