Rozdział 5

123 5 2
                                    

      Thorin patrzył na całą trójkę, albo raczej czwórkę  szeroko otwartymi oczyma. No z resztą jak cała reszta. Biedna Lucy stała bezradnie, czekając aż w końcu ktoś przerwie tą niezręczną ciszę. Wybawcą był nie kto inny jak Dwalin.
-Co to za bydlę?- burknął wlepiając oczy w zwierzę- mieliście kupić konia takiego, który nadąży za resztą, a nie bambaryłe, która nadaje się tylko na kabanosy- dokończył.
-EJ! Ale konia to ty szanuj, jest bardzo proporcjonalna w przeciwieństwie do ciebie psia mać. Masz wielki łeb (pusty jak widać) i króciutkie nóżki konusie!- kobieta podeszła do karła i nachyliła się lekko nad nim, gdyż była minimalnie wyższa od niego (jakieś 3-5cm)- z resztą zrobilam deal życia, dostałam konia za darmo- dokończyła już spokojniej szczerząc się niczym sam Szatan.
Przez chwile grupa zastanawiała się nad słowem "deal", gdy odezwał się Gandalf.

-To prawda, panna Lucy dostała go w podarunku i niegrzecznie byłoby odmówić. Teraz myślę, że powinniśmy wrócić do gospody- spojrzał wymownie na całe towarzystwo.

Thorin złapał się za grzbiet nosa, po czym westchnął.
 -Dobrze, zaprowadźcie to coś do stajni- powiedział na co koń tupnął potężną nogą.
Kobieta posłusznie zaprowadziła klaczkę do wolnego boksu i rozsiodłała. Pogładziła ją po sierści, która w świetle księżyca niemal święciła, mieniąc się najróżniejszymi odcieniami czerni.
-Do jutra Liza, śpij dobrze- powiedziała, po czym zwróciła się w stronę karczmy.

Wszyscy siedzieli przy dużym stole z kuflami piwa. Mimo późnej godziny- jak zauważyła Lucy- wciąż było dużo osób i w głównej mierze byli to nie pierwszej świeżości panowie.
-Widzę, że nie jest Ci obce picie piwa- stwierdził Balin z sympatycznym uśmiechem.
Dziewczyna spojrzała na niego przypominając sobie piątkowe wypady ze znajomymi ze służby na browarka.
-Nie, nie jest. Podczas mojej służby w armii, między turami często wychodziliśmy z towarzyszami broni, żeby się trochę odstresować- powiedziała. Wypowiedź Lucy zwróciła uwagę reszty.
-Co to są tury?- zapytał Kili.

-Tak się nazywa okres kiedy żołnierz wyjeżdża na wojnę do innego kraju- odpowiedziała kobieta biorąc kolejny łyk piwa.

-Ile razy byłaś na tych turach?- zapytał Gandalf, nikt nie ukrywał, że wojownik z innego świata bardzo ich interesował chociaż okazywali to w różny sposób.

-Byłam trzy razy średnio po 7-8 miesięcy, za każdym razem w tym samym miejscu- rzekła Lucy.

-Opowiedz nam więcej jak to miejsce wygląda, co robiłaś, z kim walczyłaś, mógłbym to opisać w książce!- mówił podekscytowany Ori.

-Ori, przestań!- uderzył go łokciem brat- przepraszam, jest czasami zbyt przejęty swoimi książkami- skończył po czym spojrzał krytycznie na brata.

-Nie, nie. spokojnie nie przeszkadza mi to, mogę odpowiadać na jego pytania. Nawet to miłe, że ktoś tak się tym interesuje- uśmiechnęła się do młodego krasnoluda. Nasza jednostka stacjonowała w Afganistanie, kraju o bardzo suchym i gorącym klimacie. Wojna zaczęła się piętnaście lat temu, mnie wysłali po sześciu latach. Walczyliśmy z talibami ja byłam snajperem...-  opowiadała dziewczyna dopóki nie przerwała jej niemal cała grupa.
-Czym?- Lucy przewróciła oczami, ponieważ musiała teraz wszystko tłumaczyć niczym pięcioletnim dzieciom.
-Można powiedzieć, że byłam strzelcem o bardzo długim zasięgu- krasnoludy patrzyły na nią z podziwem lub jak niektórzy trochę sceptycznie.

Kobieta kontynuowała objaśnianie swojego fachu upraszczając co nieco poszczególne elementy, raczej nikt nie chciał, aby wojownikom przegrzały się mózgi.

Minęła godzina od kiedy Lucy zaczęła swoją opowieść, a temat zboczył na strzały z rekordowych odległości.
-Jaki był twój?- nagle zapytał Dwalin.
-Mój rekord?- odparła blondynka opierając się na krześle. Wszyscy kiwneli głowami, byli ciekawi swojej nowo poznanej towarzyszki.

Different WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz