Guinevre

290 12 7
                                    

             Nowa szkoła. Czy ten dzień mógłby zacząć się jeszcze gorzej? Oczywiście, że tak. Kiedy przeszłam przez bramę szkoły zobaczyłam mundurki. Wszędzie. Ludzie obsypywali mnie krzywymi spojrzeniami. Na sobie miałam podarte jeansy i T- shirt z AC/DC.  Szkoda, że moi szanowni rodzice nie raczyli mi powiedzieć o tym, że powinnam się ubrać bardziej formalnie. Są prawnikami, jednak ich pamięć do detali jest zadziwiająco wybiórcza. Powiedzieli mi, że to szkoła publiczna. Wiecie, taka zwykła. Jednak budynek wyglądał jak Hogwart, a dziedziniec przed szkołą był ogromny (z drugiej strony to Wielka Brytania, więc mogłam się tego spodziewać). Wszędzie rosły drzewa i przypominało to bardziej park. Na środku znajdowała się marmurowa fontanna, w której były umieszczone postacie. Każdej z nich z ust leciała woda. Usiadłam na ławce jak najbliżej bramy wyjściowej. Uznałam, że najlepiej będzie poczekać aż wszyscy wejdą do środka. Próbowałam się jakoś uspokoić. Wiedziałam, że to nic takiego, ale to mój pierwszy raz kiedy zmieniłam szkołę. Do podstawówki, gimnazjum i dwóch klas  liceum chodziłam w Polsce. Wiem, że to głupie. Zostawić wszystkich przyjaciół na rok. Ale rodzice mówią, że w Anglii będę miała lepszy start na tutejszych uniwersytetach. Próbowałam im tłumaczyć, że mogłabym skończyć ostatnią klasę w Polsce, a potem przenieść się tu, ale oni byli nieubłagani. Znacie uczucie bezsilności? Tak właśnie się czułam przeprowadzając tu. Bezsilna. I wierzcie mi, to jedna z najgorszych rzeczy na tym świecie.
             Dzwonek zabrzmiał, wyrywając mnie z zamyślenia. Serce zaczęło mi szybciej bić. Dłonie zaczęły się pocić. Dziedziniec szybko się wyludnił. Stanęłam przed wejściem. Ogromne dębowe drzwi przytłaczały swoim pięknem. Wyglądały jakby były zrobione przez rzemieślników w średniowieczu. Każdy cal był wykorzystany w pełnym stopniu. Płaskorzeźby były cudowne. Na pewno przedstawiały jakąś historię, niestety nie miałam pojęcia jaką. Może wkrótce się tego dowiem. Spojrzałam na napis drzwiami: "Look on every exit as being an entrance somewhere else". Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. 
"Nowy start"- pomyślałam i nacisnęłam mosiężną klamkę.
            

        W środku zaskoczyło mnie to jak stara jest ta szkoła. Nie mówię w tego złym sensie. Podłoga wyglądała jednak najgorzej, była zrobiona z kamienia i miejscami była nierówna, jednak reszta wnętrza była piękna. Wysoki sufit na korytarzu sięgał naprawdę wysoko, a co kilka metrów pojawiały się małe kopuły, przez które wpadało światło dzienne. Jednak to przez ogromne okna umieszczone po lewej stronie wpadało najwięcej światła. Wyglądając przez nie można było dostrzec dziedziniec przed szkołą. Chciałam usiąść na parapecie i podziwiać ten piękny widok, jednak musiałam stawić się u dyrektorki. W dalszej części ściany były pokryte obrazami, flagami i ramkami ze starymi dokumentami. Po kilku minutach wałęsania się, uznałam, że dobrym pomysłem będzie się spytać o drogę do dyrektorki. Jakaś miła pani zaprowadziła mnie na piętro po dębowych schodach.

To piętro wyraźnie wyglądało na nowe, a przynajmniej nowsze. Podłoga była drewniana, wszędzie wisiały piękne żyrandole, a w oknach powieszone były długie aksamitne zasłony. Naprawdę czułam się jak w zamku. Nie chciałam tego przyznać, ale zaczynałam się cieszyć, że rodzice posłali mnie akurat tu. Do szkoły- zamku, zamiast do prawdziwej publicznej szkoły. 

Pani Smith (tak się przedstawiła) wprowadziła mnie do pokoju dyrektorki. Życzyła mi powodzenia i zostawiła samą.

Biuro pasowało do reszty szkoły. Wchodząc poczułam zapach książek, które znajdowały się na półkach wzdłuż ścian pokoju. Ciemne, drewniane biurko stało na środku pokoju, a przy nim na czarnym fotelu siedziała pani Edenmann- takie nazwisko widniało na plakietce na biurku. Podniosła na mnie wzrok. Od razu wstała, przywitała się i dała mi wiele broszurek o szkole. Powiedziała mi wprost, że ludzie w moim wieku bardziej przyswajają broszurki, a nie wykłady. Czułam się, jakby potraktowała mnie jak głupią blondynkę (Którą jestem. ... W sensie nie głupią, tylko blondynką), ale z drugiej strony oszczędziła mi nudnej rozmowy. Nie omieszkała wypomnieć mi mojego stroju. Oczywiście przez to, że  dopiero się tu przeprowadziłam potraktowała mnie ulgowo. 

Cześć, jestem Artur i wbrew sobie zostałem KrólemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz