Elizabeta leżała na kanapie, czytając książkę. Wcześniej zrobiła sobie herbatę, która obecnie stygła na stoliku obok. Za oknem było już ciemno, dlatego w pokoju zapalone było światło. Z błogiego spokoju wyrwało ją pukanie do drzwi.
Postanowiła je zignorować. Nie mając ochoty z nikim rozmawiać, wróciła do czytania. Robiło się jednak coraz głośniej. Ktokolwiek stał za drzwiami, musiał być mocno zdesperowany. Z uporem godnym wariata walił w wejście, szarpiąc czasem za klamkę. Dziewczyna zaczynała obawiać się, że zaraz je wyważy.
Westchnęła ciężko, odkładając książkę na stolik. Pukanie było coraz głośniejsze, a im bliżej drzwi była, tym lepiej słyszała krzyki za nimi. Szybko poznała, że to Gilbert wykrzykuje jej imię.
- Czego ty chcesz?! - zapytała, gdy już stanęli twarzą w twarz
Zauważyła jak bardzo chłopak jest zdyszany i wyraźnie zmęczony. Zgiął się w pół, starając się złapać oddech. Sprawiło to, że dziewczyna nieco złagodniała.
- Musisz mi pomóc! - powiedział w końcu, w dalszym ciągu oddychając ciężko
- Ale co się stało?
Albinos wyprostował się w końcu. Elizabeta zauważyła, że jej kolega jest czerwony i spocony, co było zapewne wynikiem biegu. Chłopak najwyraźniej zdał sobie sprawę, że ta już na niego nie nakrzyczy, gdyż po cichu odetchnął z ulgą.
- Twój, pożal się Boże, psiapsi ukradł mi portfel! - stwierdził w jednym wydechu
Dziewczyna zamrugała kilka razy, patrząc na niego z niedowierzaniem. Widząc jego gniew, a jednocześnie przerażenie, nie potrafiła się nie uśmiechnąć.
- Co cię tak cieszy?!
- To było do przewidzenia. - oznajmiła z niewinnym uśmiechem - W końcu niecodziennie zasypiasz na drzewie blisko centrum.
Już miał odpowiedzieć, jednak sam nie wiedział co. Otwierał więc usta, by po sekundzie je zamknąć i tak w kółko, aż Elizabeta nie wybuchnęła śmiechem. W jej oczach wyglądał dość żałośnie, a jednocześnie komicznie.
Chłopak patrzył na nią z wyraźnym niezadowoleniem, podczas gdy ta śmiała się w najlepsze.
- Dobrze, pomogę ci. - powiedziała w końcu, nieco poważniejąc, jednak uśmiech nie schodził z jej twarzy - Ale niczego nie obiecuję.
Gilbert spojrzał na nią z niedowierzaniem, po czym uśmiechnął się delikatnie.
- Danke Elka.
Ruszyli w kierunku miejsca zamieszkania Łukasiewicza. Droga nie była długa, jednak przez cały ten czas Gilbert wpatrywał się w Elizabetę. Ona jako jedyna potrafiła połączyć upór i waleczność z delikatnością i kobiecością. Była piękna i dzielna, czyli jego ideałem. Od zakończenia II wojny światowej nie potrafił pozbyć się wrażenia, że to właśnie ona jest mu pisana. Ironią był fakt, że znali się od zawsze, a on zrozumiał to dopiero teraz.
Ona natomiast nie miała głębszych przemyśleń. Chciała mu pomóc ze względu na to, że było go jej zwyczajnie szkoda. Fakt, w pewnym stopniu go lubiła, jednak miała do niego ogromny żal. Ich historia nie była wcale różowa, a okrucieństwa jakich dokonał Gilbert wraz z bratem sprawiły, że Elizabeta nigdy nie patrzyła na niego tak samo. W jej oczach stracił tą niewinność, którą miał jako dziecko. Ale mimo to, nie odmówiłaby mu pomocy, czego dowodzi obecna sytuacja.
W końcu dotarli. Z mieszkania Feliksa dochodziła głośna muzyka, a z okien wyraźnie widać było jaskrawe kolory przysłaniające salon, który zazwyczaj było przez nie widać. Beilschmidt i Hedervary wymienili zdziwione spojrzenia, po czym weszli po schodach prowadzących do drzwi wejściowych.
CZYTASZ
[APH] PruHun "Szeretlek"
Hayran KurguKrótkie opowiadanie bez najmniejszego sensu o tym, jak Prusak zakochał się w Węgierce. Okładka by @APH_Czestochowa