Wciąż czułem ,że spałem. W głowie, głośnym echem odbijały się odgłosy jadącego pociągu po szynach. Wiał ciężki, ciepły wiatr. Na zewnątrz wagonu panował okropny skwar. Kraj obraz zmieniał się z sekundy na sekundę w zalesione tereny i wielkie pola. Moja głowa , co każde skrzywienie, czy wybrzuszenie na drodze podskakiwała uderzając o cienką szybę, przez co ja wykrzywiałem twarz w grymasie. Nagle z pół snu wyrwał mnie dzwonek maszynisty, aż dziw bierze że zgodziłem się jechać takim rzęchem. Rozejrzałem się po wagonie. Wokół mnie znajdowało się parę osób w całkowitym negliżu, czytając książkę lub śpiąc. Na pewno przed nim droga dłuższa niż moja. Pociąg stanął. Dotarłem do mojego celu. Wciąż w to nie wierzę. Zmuszono mnie bym pojechał do Chin, z Korei pociągiem. Nienawidzę mojego szefa.
Zabrałem swój bagaż i wyszedłem na dwór. Spodziewając się kogoś kto mógłby mi pomóc się dostać do miasteczka ,którego nie jestem w stanie nawet wymówić, rozejrzałem się dookoła. Na szczęście, umiem trochę chiński, co mnie pociesza. Nikogo nie było, co w sumie trochę przeczuwałem i w czasie drogi kiedy nie spałem studiowałem mapę okolicy. Mając swoje bagaże ruszyłem kamienistą drogą prowadzącą przez bambusowy zagajnik.
Moja historia jest najzwyklej prosta. Jestem internistą z zawodu, zajmuję się chorobami wewnętrznymi. Ostatnio w Seulu, gdzie zacząłem pracę duże grupy osób zostają wysyłane na stałe do pracy w terenie. Jadą do najbliższych państw jak Japonia, Wietnam i jak ja Chiny. Chociaż wolałem pozostać w stolicy, zmuszono mnie do wyjazdu, bo przecież posiadam charyzmę, znam się na pracy i znam język. Na co mi to było? Wszystkie wysłane osoby trafiają do miast lub miasteczek gdzie opieki zdrowotnej nie ma, no cóż, a trafiłem do miasteczka typowo rolniczego, słynącego z ryżu i lotosów. Przynajmniej wiem co będą mi podawać do końca mojego życia.
Wędrowałem przez lasy już jakąś porządną godzinę, a miasta, a nawet głupiego domu albo krowy. Nic, tylko głupie drzewa. Cholera jasna czy ja idę w dobrym kierunku? Jeszcze droga zwężała się niebezpiecznie, co mnie mocno niepokoiło. Taszcząc moją czerwoną walizkę zdecydowałem się wyciągnąć mapę. Poparłem walizkę o pień drzewa i otworzyłem plecak. Okazało się ,że mapa znikła. Jak na złość. Kopnąłem kamień leżący na przeciwko mnie.
-Dlaczego mi się to przytrafia- burknąłem pod nosem
Spojrzałem na zegarek. Dobrą godzinę półtorej powinienem być już na miejscu. Słońce zachodziło w strasznym tempie. Nie chce przeżyć nocy w lesie. Przestraszony i zniecierpliwiony pociągnąłem za mój bagaż i ruszyłem przed siebie. Wszędzie drzewa, głupie bambusy, brzozy cokolwiek to jest. Dlaczego nikt mi nie pomoże!? Zrezygnowany usiadłem na kamieniu. Oczywiście tradycyjnie na takim pustkowiu nie można liczyć na zasięg. Bo przecież po co? Oparłem się o pień i westchnąłem głośno. Nagle w oddali usłyszałem gwiżdżecie. Prawie puściłem to mimo uszu myśląc ,że to jakieś zwierze. To człowiek. Rozejrzałem się dookoła. Gdzieś z parę metrów ode mnie szedł jakiś wysoki mężczyzna w koszem na plecach. O mało nie krzyknąłem z radości. Mój wybawca!
-Przepraszam! –odezwałem się gdy znalazł się w moim pobliżu- Wie pan jak dotrzeć do najbliższego miasteczka?- zapytałem nawet nie próbując wypowiedzieć nazwy. Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem jakby nie był pewny w to co widzi.
-Bierz swoje rzeczy i chodź za mną- rzucił obracając się na pięcie-Rusz się! Ponaglił odchodząc ode mnie. Co? Czy tak zachowywaną się tubylcy? Jaki buc. Dlaczego to ja mam pecha do ludzi?!
***
Droga do miasteczka minęła mi na targaniu za sobą kilowego bagażu idąc za dziarsko idącym mężczyzną z koszykiem na plecach. Nawet mi nie pomógł, nie zapytał czy mi pomóc. Czy on nie myśli? Eh, czyli tego mam się spodziewać po tutejszych, tak? Zapowiada się ciekawy pobyt na całkowitym zadupiu. Miasteczko było całkiem spore. Z osiem ulic na pewno. Domki w starym stylu, piętrowe i ciemnymi dachami ,i małymi ogródkami. Gdy wysiedliśmy z lasu , co było dla mnie jak zdobycie Moutn Everestu , oczy miejscowych zwróciły się w moją stronę. Pierwsza zobaczyła mnie starszyzna, a potem dorośli. Z grupki osób ,która się stworzyła wyszedł wysoki mężczyzna ubrany w kolorowe ,krótkie spodnie i koszulkę.
CZYTASZ
My Doctor | SULAY
FanfictionJestem Kim Junmyeon , pracuję jako internista i jak na złość trafiłem do Chin. Gatunek : fluff, love, funny Paring główny: Sulay Inspirowane mangą : "Pod niebem pełnym gwiazd" autorstwa Isaku Natsume #117 w #funny