-Jak się czujesz? - zapytała czule Barbara, przynosząc mi kubek gorącej herbaty.
-To dopiero piąty miesiąc - zaśmiałam się - Najgorsze jeszcze przede mną - westchnęłam, gładząc lekko zaokrąglony brzuszek - Niedługo dowiem się jakiej płci jest maluszek.
-Myślałaś już nad imieniem? - rozłożyła się wygodnie, okrywając się kocem. W dłoni trzymała szklankę ulubionej whisky z colą. Choć zima dobiegała końca, temperatury nadal były bardzo niskie, a gruba warstwa śniegu przykrywała wszystko w zasięgu naszego wzroku. To była pierwsza tak długa zima od dawien dawna. Po raz pierwszy byłam zmuszona do kupna solidnej, ciepłej kurtki oraz wszelkich akcesoriów w postaci czapki, szalika i rękawiczek. Czułam się jak bałwan.
-Nie - odpowiedziałam krótko - Najważniejsze, aby urodziło się zdrowe.
-Racja - skinęła, nie drążąc tematu. Choć maluszek był największym szczęściem, jakie spotkało mnie w ostatnim czasie, to nadal bolało mnie, że będzie wychowywać się bez ojca. Zastanawiałam się jakby to wszystko wyglądało, gdyby Jerome był teraz ze mną. Zapewne każdego wieczora wracałby do domu, chwaląc się ile osób dzisiaj zabił. Ja za to kręciłabym głową z niedowierzaniem, zastanawiając się z jakim wariatem przyszło mi żyć. Wariatem, którego kocham ponad życie. Tymczasem jedyne, co mi zostało to snucie domysłów i niestworzonych historii. Za cztery miesiące miałam zostać samotną matką i nic już nie mogło tego zmienić. Mimo wszelkich przeciwności lodu, chciałam jednak zostać jak najlepszym rodzicem, by zapewnić dziecku to, czego sama nie doświadczyłam - miłość.
Co zmieniło się w moim życiu? Ze względu na obecny stan, w wolnym czasie zajmowałam się co najwyżej papierkową robotą lokalu The Sirens. Co prawda niezbyt wiele osób wiedziało o ciąży, którą skrzętnie ukrywałam pod luźnymi sukienkami i bluzkami. Jak powszechnie wiadomo, plotki szybko się rozchodzą, a po świecie chodzi zapewne niejedna osoba, która chciałaby nas skrzywdzić. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie teraz, kiedy byłam najsłabsza.
Brudną robotę zostawiałam dziewczynom, które ostatnio przeżywały zafascynowanie testowaniem rozmaitych tortur na nielojalnych klientach. Co do lokalu, udało nam się go otworzyć dzięki uprzejmości Oswald'a Cobblepot'a. Miejsce, w którym zbierała się śmietanka towarzyska przestępczego półświatka, było niedostępne dla przeciętnych obywateli, całkowicie poza kontrolą funkcjonariuszy prawa, co dawało nam duże poczucie bezpieczeństwa. Od śmierci Jerome'a użyteczność glin spadła do minimum. Szybko wyszli z założenia, że główny problem został wyeliminowany, a miasto znów jest bezpieczne.
***
-Od kiedy masz tajemniczego wielbiciela, który zostawia pod drzwiami takie prezenty? - zapytała podejrzliwie Tabitha, trzymając w dłoniach ogromny bukiet czerwonych róż - Cóż, nie wiedziałam, że wśród naszych klientów są tak romantyczne jednostki - pokręciła głową z niedowierzaniem.-Nie w głowie mi romanse, spodziewam się dziecka, jakbyś jeszcze nie zauważyła - przewróciłam oczami, sięgając po dołączony do kwiatów liścik. Tam powinna być odpowiedź lub przynajmniej wskazówka, czyj zapał należy zdusić w zarodku.
-Niewinny flirt jeszcze nikomu nie zaszkodził. Poza tym możesz to chyba uznać za komplement, że obcemu facetowi nie przeszkadza twoja ciąża, huh? Nie możesz być wiecznie samotna, a męska ręka w domu zawsze się przyda. Chodź, Babs. Dajmy jej trochę prywatności - pociągnęła zaciekawioną blondynkę za sobą - Jutro wypytasz - ucięła, zamykając za sobą drzwi.
-Chciałbym, aby te kwiaty mogły choć w połowie oddać twoje piękno. RW - przeczytałam na głos - Kim do cholery jest RW? - parsknęłam, odrzucając bukiet na bok - Przykro mi, kochany.
***Moim oczom ukazało się czerwone, welurowe pudełeczko, a ja wstrzymałam oddech. Niepewnie zajrzałam do środka, aby ujrzeć piękny naszyjnik, wykonany z białego złota. Niewielka zawieszka w kształcie serca wysadzana była mieniącymi się w słońcu kryształkami. Biżuteria sprawiała wrażenie niesamowicie drogiej, a ja nie miałam pojęcia czym zasłużyłam sobie na takie prezenty.
-Ukradłem to dla ciebie - parsknęłam śmiechem - Nie odbierz tego źle, bo naprawdę chciałem to kupić, niczym porządny obywatel miasta Gotham, jednak jubiler był trochę zbyt nerwowy. Chciał dzwonić na policję, więc musiałem go zabić(...)
-Może to zabrzmi tandetnie, ale jesteś najlepszym, co spotkało mnie w moim dotychczasowym życiu. Wiem, że na początku byłem strasznym dupkiem wobec ciebie i jest mi z tego powodu bardzo przykro, bo wiem, że nigdy nie zasługiwałaś na takie traktowanie. Wiedz jednak, że wybiłbym całe Gotham gołymi rękami, gdybyś tylko poprosiła. Sprawiasz, że po raz pierwszy czuję pragnienie stabilizacji w życiu, bym mógł zatroszczyć się o ciebie.
Spojrzałam po raz kolejny na złote serduszko, a samotna łza spłynęła po moim policzku.
CZYTASZ
book two ● change ● jerome valeska
FanfictionZMIANA (1.1) «fakt, że ktoś staje się inny lub coś staje się inne niż dotychczas» (1.2) «zastąpienie czegoś czymś» Nikt z nas nie zmienia się z czasem, lecz jedynie dociera bliższej istoty swojej natury. photo @pinterest