VI. It's your father

1.2K 91 31
                                    

-Słucham? - zatrzymał się, marszcząc brwi. Westchnęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem - Ruby, co powiedziałaś? Wytłumacz mi to - wyjąkał, gdy nie otrzymał stosownej odpowiedzi. Jego głos drżał, a mięśnie napięły się do granic możliwości. Chyba czas napisać poradnik pod tytułem: jak zadziwić kryminalistę w dwóch słowach?
Bądźmy szczerzy - nie lubiłam się powtarzać i myślę, że bardzo jasno przekazałam mu to, co miałam do powiedzenia. Jestem w ciąży - czy mogłam to wytłumaczyć w bardziej dosadny sposób? 

-Myślę, że to nie czas na brednie o pszczółkach i zapylaniu kwiatów, Jerome - mruknęłam pod nosem.

Powoli podciągnęłam materiał luźnej bluzki, ukazując zaokrąglony brzuch. Z uwagą obserwowałam początkowe przerażenie, które zmieniało się w zdziwienie, by ostatecznie stać się radością.
-To moje? - zapytał z szerokim uśmiechem.

-A czyje? - odpowiedziałam sarkastycznie. Cóż, miał prawo być zaskoczonym - w końcu przekazałam mu informację o tym, że zostanie ojcem w najmniej romantyczny z możliwych sposobów.

Zamknął drzwi, powoli zbliżając się do łóżka, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Ukucnął obok mnie, z zainteresowaniem przyglądając się brzuchowi tak, jakby był to, co najmniej, eksponat w muzeum. Po chwili zastanowienia, wyciągnął dłoń, którą jednak szybko cofnął. Niemal od razu spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, zupełnie jakby bał się zapytać o zgodę. Delikatnie skinęłam, co widocznie podniosło go na duchu. Ponownie wystawił zimną rękę, by tym razem przyłożyć ją do brzucha. Momentalnie poczułam dreszcz, wywołany dotykiem zimna na rozgrzanej skórze.

-Hej mały - szepnął - Tu twój tata - w odpowiedzi poczułam delikatny ruch dziecka, które dotychczas prawdopodobnie spało - Nie jestem dobry w te klocki - westchnął.
-Reaguje na twój głos - uśmiechnęłam się - Mów dalej - zachęciłam go.

-Do niedawna myślałem, że twoja mamusia jest najlepszym, co mogło mnie spotkać w życiu. Teraz okazało się, że mam dwa powody, by dalej żyć. Nie znamy się jeszcze dobrze i nie mogę zapewnić, że będę najlepszym ojcem na świecie, ale bardzo cię kocham, wiesz? Ciebie i twoją mamusię. Chciałbym, abyśmy w przyszłości mogli stworzyć normalną rodzinę i zaznać szczęścia, którego dotąd nie miałem. Być może kiedyś kupimy duży dom, tylko koniecznie z ogródkiem! Latem będziemy kąpać się w basenie, a zimą lepić bałwana. Co ty na to? - w odpowiedzi ruchy dziecka stawały się coraz szybsze i silniejsze - Hej, chyba ci się podoba!

Uśmiechałam się smutno, słuchając jego słów. Czy kiedykolwiek dostaniemy szansę, by spełnić nasze marzenia? Byliśmy przestępcami skazanymi na banicję, wieczną ucieczkę przed światem zewnętrznym. Jaki przykład mogliśmy dać naszemu dziecku? Jedyną pewną rzeczą, którą mogliśmy mu podarować była miłość - tylko i aż. Resztę mogliśmy włożyć między bajki.

-Naprawdę wróciłeś - szepnęłam, patrząc mu w oczy.
-Hej, jestem Jerome Valeska. Nie pozbędziesz się mnie tak szybko - zaśmiał się, jednak szybko spoważniał - Mam teraz w życiu dwie ukochane istotki, o które muszę dbać - objął mnie ramieniem - Widzę, że mi nie wierzysz, Ruby, ale ja naprawdę się zmieniłem. Nie ma już we mnie tamtego Jerome'a. Mam nadzieję, że kiedyś dostanę od ciebie drugą szansę, choć wiem, że na nią nie zasługuję. Byłem egoistycznym dupkiem i masz największe prawo do tego, by mnie nienawidzić. Pewnie to nic nie zmienia, ale nawet nie wiesz jak się czułem, budząc się każdego ranka. Codziennie patrzyłem na swoje odbicie w lustrze, widząc nieudacznika, który przegrał swoje życie. Na początku tego nie rozumiałem, ale dopiero twoja strata uświadomiła mi, że od początku byłaś jedną jedyną osobą po mojej stronie. Krzywdziłem cię, ale zawsze byłaś obok. Nigdy mnie nie skreśliłaś, nigdy nie oceniłaś. Zawsze byłaś tylko dla mnie, mimo że nie mogłaś na mnie liczyć. Płakałaś, krzyczałaś, prosiłaś, ale nie odeszłaś. Ruby, wiedz, że od kiedy cię poznałem, stałaś moim wszystkim - tlenem, rozumem, sercem, całym życiem. Choć fizycznie nie umarłem, czułem jak wewnątrz mnie wszystko więdnie.
-Nigdy więcej mnie nie zostawiaj.

***

-Szefowo, co tak radośnie dzisiaj? - zapytał Jason, próbując przekrzyczeć tłum pijanych gości dookoła nas. Godzina 20 oznaczała godziny szczytu - kompletny brak wolnych miejsc, a co za tym idzie, spokoju i ciszy. Czułam się dziś wyjątkowo dobrze - wszelkie bóle i mdłości nareszcie ustały. Uznałam więc, że Barbara i Tabitha mogą śmiało odpocząć i, biorąc pod uwagę fakt, że bywały w The Sirens praktycznie codziennie, wysłałam je na przymusową randkę. Początkowo miały wiele obiekcji co do pracy w moim stanie, jednak przekonało je to, że miałam obok siebie Jason'a i resztę najlepszych chłopaków, więc czułam się pewnie i bezpiecznie.
-Można powiedzieć, że się zakochałam - zaśmiałam się, podnosząc głowę znad stosu papierów i przecierając zmęczone oczy. Ugh, na dziś koniec. Mogę przysiąc, że przez najbliższe tygodnie będę widziała jedynie cyferki, przecinki i procenty. Musimy poważnie zastanowić się nad zatrudnieniem jakiegoś doradcy finansowego lub księgowej.

-Mam nadzieję, że to ktoś wystarczająco dobry, szefowo! W razie problemów, proszę przyjść do mnie, a ja usadzę delikwenta na swoim miejscu. Szefowa może na mnie liczyć, zawsze i wszędzie - wyszczerzył się. Cóż, może i jego metody opierały się głównie na przemocy fizycznej, ale przynajmniej wobec mnie był lojalny i sympatyczny.

-Takich ludzi jak ty, to tylko szukać ze świecą - poklepałam go po ramieniu - Na pewno nie zapomnę o twojej ofercie, Jason - mrugnęłam porozumiewawczo.
Korzystając z wolniejszej chwili rozejrzałam się po klubie. Standardowy obchód - sprawdzić, czy nikt nie robi problemów, awantur, czy nie doszło do morderstwa lub gwałtu. Standard, nieprawdaż?
-Wyjątkowo spokojnie - przyznał Jason - To...

-Podejrzane - dokończyłam. Jak na zawołanie, naszą uwagę przykuły głośne wystrzały broni ciężkiego kalibru i przerażone krzyki zgromadzonych gości. Cholera, to są ci przestępcy, tak? Zdecydowanie musimy pomyśleć nad poprawą renomy tego miejsca.

- Hej! - krzyknęłam, podnosząc się ze skórzanej kanapy - Co do kurwy?

-GCPD, wszyscy na ziemię! - krzyknął niewyraźnie jeden z policjantów o charakterystycznym akcencie i barwie głosu - Jesteście zatrzymani pod zarzutem... Znalezienia się w nieodpowiednim miejscu i niewłaściwym czasie. Sorry... - poważny głos zmienił się w radosny chichot - Ale nie jest mi przykro.

book two ● change ● jerome valeskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz