Epilogue: It's come full circle

1K 93 82
                                    

-Nareszcie się budzi - usłyszałam nad sobą zmartwiony, damski głos.

Moja głowa...

-Co się dzieje? - wychrypiałam, powoli otwierając oczy. Znajdowałam się w ciemnym, śmierdzącym wilgocią pomieszczeniu. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest mi ono dziwnie znajome - Gdzie jest moje dziecko?

-Jakie dziecko, kochanie? - zapytała Barbara.

-Moje i...

-Pamiętasz swoją ostatnią wizytę u pani psycholog? - zapytał ostrożnie mężczyzna w białym kitlu - Zaszła potworna pomyłka i dostałaś niewłaściwe leki. To cud, że w ogóle jesteś tu z nami.

-Jakie leki? Jaka psycholog? Nic nie rozumiem - złapałam się za głowę - Przecież byłam w ciąży i zostałam postrzelona - pociągnęłam nosem, czując jak emocje biorą nade mną górę. Nie rozumiałam sytuacji, w której się znalazłam - Co chcecie mi wmówić?

-Jesteś nieco skołowana, to normalne - lekarz uśmiechnął się smutno - Niedługo wszystko wróci do normy. Gdyby działo się coś złego, jestem do twojej dyspozycji. Byłoby dobrze, jeśli zgłosiłabyś się do mnie za jakiś czas na rutynowe badania - dodał, wychodząc z pomieszczenia - Życzę zdrowia.

-Jak się czujesz? - zmierzyłam wzrokiem blondynkę ubraną w paskudną, pasiastą sukienkę, by nareszcie dowiedzieć gdzie jestem. Arkham - Uhm - zawahała się, gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi z mojej strony - Chodźmy do łazienki. Pewnie chciałabyś się umyć. Mam dla ciebie czyste rzeczy.

***

Niepewnie stawiałam kolejne kroki, gdy przeszłyśmy przez próg stołówki. Oczy wszystkich więźniów były skierowane w moją stronę. Słyszałam ciche szepty: To ona, to ta, patrz na nią. Czułam się napiętnowana, lecz milczałam. Próbowałam ignorować głosy, choć wewnątrz miałam silną potrzebę ucieczki. Najlepiej do swojej celi, która byłaby w tej sytuacji jedyną oazą spokoju.

Wiedziałam, że byłam chora psychicznie, może nawet szalona. Potrzebowałam pomocy. Żyłam wymyśloną historią, która nigdy się nie wydarzyła, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu o mojej chorobie. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że wszystko, co przeżyłam było jedynie pierdoloną fikcją. Dlaczego się obudziłam? Spełniły się moje marzenia, to, do czego dążyłam od wczesnego dzieciństwa - dom, miłość, dziecko, normalne życie. A teraz... Wszystko runęło, niczym domek z kart. Zostałam zamknięta w czterech ścianach na całe życie. To był koniec. Upadły wszystkie ideały. Musiałam pogodzić się z myślą, że nigdy nie zostanę szczęśliwą żoną, matką, normalną kobietą, która każdego wieczoru oczekuje na powrót męża z ciepłą kolacją. Nigdy.

-Jesteś głodna? - spytała Barbara. Pogrążona we własnych myślach, w odpowiedzi pokręciłam jedynie głową - Powinnaś coś zjeść.

-Nie chcę - ucięłam.

-Myślę, że...

-Nie - podniosłam głos - Dziękuję.

-Cholera, jesteś śliczna - usłyszałam znajome słowa, które sprawiły, że moje serce ponownie zabiło szybciej - Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę, śpiąca królewno. Tak szybko chciałaś ode mnie uciec? - poruszył znacząco brwiami.

-Jerome - szepnęłam, czując jak łzy napływają do moich oczu. Momentalnie wstałam, by przytulić go z całych sił. Wpierw zaskoczony, szybko odwzajemnił czuły uścisk, delikatnie gładząc moje plecy.

-Hola, hola, gorgeous. Nie miałem pojęcia, że tak się za mną stęskniłaś - zaśmiał się szczerze. Bez nuty arogancji, przesadnej pewności siebie, psychopatycznego, zachrypniętego tonu. Szczerze.

-Nawet nie wiesz jak bardzo - szepnęłam, zacieśniając uścisk, choć mogło to zabrzmieć idiotycznie - nie znaliśmy się w rzeczywistości. Cała nasza znajomość była jedynie wytworem mojej chorej wyobraźni, podsyconej sporą ilością silnych leków. Mogłabym jednak przysiąc, że jego skóra nadal pachniała tak samo, a sposób w jaki mnie dotykał, nie uległ żadnej zmianie. To chore, pokochałam człowieka, którego wcale nie znałam. Rudowłosego wariata, który pokazał mi czym jest prawdziwa miłość, choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.

-Jestem Zaardon! Pokłońcie mi się, moi poddani - zimny dreszcz przeniknął wzdłuż mojego kręgosłupa - Moja cierpliwość się kończy, oddajcie mi wasze dusze! - Spojrzałam przerażonym wzrokiem w stronę Jerome'a, po czym uścisnęłam go jeszcze mocniej. On jeszcze nie wiedział - Jeśli tego nie uczynicie, przysięgam, że nakarmię się waszym bólem, nasycę udręką... - urwał, a z jego ust wydobył się przeraźliwy, duszący kaszel. Chwilę później jego bezwładne ciało opadło z hukiem na ziemię.

Nie.

To nie może być prawda.

Cholera.

Wszystko się zgadza.

Kurwa.

-Mhm, ciekawe - mruknął Jerome - A więc na czym skończyliśmy, gorgeous?

Zostało tylko...

-Zakryć twarze! - krzyknął jeden ze strażników, w momencie, gdy z ust nieznajomego zaczął ulatniać się podejrzany, duszący gaz o błękitnym kolorze. Resztkami sił zdążyłam jedynie uśmiechnąć się, gdy nasze otulone sobą ciała upadły na zimną posadzkę.

A więc historia zatoczyła koło. Już wiem, że to nie koniec.
To dopiero początek.


Zatem witam was w ostatnim odcinku. Dziękuję wszystkim, którzy wspólnie ze mną przeżywali tę historię (albo hejtowali XD) - zarówno smutne, jak i wesołe chwile. Słowa nie mogą wyrazić tego, jak bardzo jestem wdzięczna za wszystkie gwiazdki i miłe komentarze. JESTEŚCIE NAJLEPSI <3. Sama jestem zdziwiona, że udało mi się to doprowadzić do końca, zatem brawo ja! Osobiście bardzo zżyłam się z postacią Ruby, która poniekąd była moim lustrzanym odbiciem. Wiem, że wszystko, co dobre, kiedyś się kończy...

Ale...

Muszę powiedzieć, że...

Widzimy się już wkrótce!

:>

PS. Śledźcie opowiadanie Madness autorstwa xoxoMadness, bo już wkrótce czeka tam na was niespodzianka

 Śledźcie opowiadanie Madness autorstwa xoxoMadness, bo już wkrótce czeka tam na was niespodzianka ❤

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
book two ● change ● jerome valeskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz