-To było dobre! Teraz moja kolej, Ed! - rozłożyłam się wygodnie na jednym z krzeseł. Leniwa niedziela, jedna z wielu. Mój mąż, Jerome, jako szef, pochłonięty toną papierów nie zwracał najmniejszej uwagi na poczynania innych. Lex, Harvey i Floyd, którzy również stanowili część drużyny, dyskutowali żywo na temat wyższości broni białej nad bronią palną, zaś ja i Riddler toczyliśmy pojedynek na zagadki, z którego wychodziłam zwycięską ręką. Nie chwaląc się oczywiście. Może powinniśmy stworzyć unikalny duet i stać się panią i panem Riddler?
-Ruby, a ty jak myślisz? Włócznia czy topór? - zapytał Floyd.
-Włócznia jest szybsza i bardziej skuteczna, ale wymaga też wprawy w jej używaniu. Topór pozwala jednak na efektowne pozbawienie życia ofiary. Wybieram topór.
-Mówiłem - odpowiedział dumnie chłopakom - Jerome ma świetny gust.
-Powiedz mi coś, czego nie wiem - przewróciłam oczami - Wracając. Ed, co to jest: ropucha i dwanaście żabek?
-Cała rodzina? - zapytał Ed.-Nah, teściowa wieszająca firanki - wybuchłam śmiechem.
-Problem, którego nigdy nie będziemy mieli - zawtórował mi Jerome.
-Duh, zero zrzędzących, pijanych dziwek. Zdrówko! - wzniosłam toast szklanką soku pomarańczowego, na co inni mi zawtórowali.
-Lada chwila i będzie nas więcej, co? - uśmiechnął się Harvey - Wybraliście już imię?
-Riley - odpowiedziałam dumnie.
-Cameron - poprawił mnie rudowłosy.
-Musimy to jeszcze przedyskutować - uśmiechnęłam się fałszywie. Wiedziałam, że prędzej czy później i tak postawię na swoim.
-Uważam, że sprawa jest zamknięta i nie ma nad... - słowa Valeski przerwała ogłuszająca seria z karabinu maszynowego.-Co do chuja? - szepnęłam.
-Kogo moje oczy widzą! - klasnął w dłonie tajemniczy gość - Rudowłosy maniak naprawdę żyje.
-Pingwin - syknął Jerome - Chyba pomyliłeś adresy.
-Złośliwości na bok, Valeska - machnął ręką Cobblepot - Przyszedłem po pannę Cranston - wytłumaczył - Nie wywiązuje się zbyt dobrze ze swoich obowiązków, spoufalając się z kimś takim jak ty. Ruby - zacmokał - Pragnę przypomnieć, że to ja pomogłem wam stanąć na nogi, a ty odwdzięczasz mi się w taki sposób. Czuję się zawiedziony - dodał z udawanym smutkiem w głosie. O co, do chuja, mu chodzi?
-Jestem naprawdę wdzięczna, Oswaldzie - odpowiedziałam uprzejmie - Jednak jestem już dorosła i sama zadecyduję o tym, co jest dla mnie właściwe. Wierzę, że Barbara i Tabitha odpowiednio zaopiekują się The Sirens. Ja mam teraz inne priorytety.
-Ach ta młodość! Czas, kiedy myślimy, że jesteśmy najmądrzejsi, zapominając o zdrowym rozsądku. Doskonale wiesz, że dług wdzięczności nie został spłacony, prawda? Nigdy nie uciekniesz od odpowiedzialności.
-Mów ile chcesz - wtrącił Jerome - Zapłacę dokładnie tyle, ile zażądasz, a nawet więcej. W zamian za to, ty grzecznie stąd wyjdziesz i zapomnimy o całej sprawie.
-Pieniądze nie są wszystkim, ginger. Nie wiem czy wiesz, jednak jestem ostatnią osobą, która ich potrzebuje. Chciałbym czegoś, na co nigdy się nie zgodzisz.
-Czego? Broni? Dragów? Ludzi? Powiedz tylko słowo, a dam ci wszystko.
-Chciałbym jej życia. Jej i waszego słodkiego, nienarodzonego bękarta. Nienawidzę nielojalnych osób i zawsze wymierzam im najwyższą karę.
-Wynoś się stąd - wysyczał Valeska przez zaciśnięte zęby - Liczę do trzech.-Obawiam się, że nie mogę wyjść z pustymi rękami, ginger.
-Raz... Dwa... Trzy...
Huk.Strzał.
Krzyk.
Zamrugałam szybko, spoglądając w stronę Riddlera. W jego spojrzeniu dostrzegłam coś, czego jeszcze nigdy nie widziałam - przerażenie. Czas się zatrzymał. Głosy dookoła mnie stawały się niezrozumiałe, zupełnie jakbym była kilka metrów pod wodą. W tej chwili słyszałam jedynie odgłos szybkiego bicia swojego serca. Bezskutecznie próbowałam czytać z ruchu warg Ed'a, jednak obraz jego twarzy rozmazywał się.Przymknęłam powieki, gdy światło stało się zbyt rażące. Nie wiem ile czasu minęło. Nie wiem kto do mnie mówił. Nie rozumiałam słów, które wypowiadano. Widziałam za to mnóstwo niewyraźnych sylwetek, które przewijały się przed moimi oczami. Ciemność powoli zamieniała się w biel. Powolnie spojrzałam w dół, by zobaczyć powiększającą się plamę krwi w okolicach klatki piersiowej. Dlaczego nie czułam bólu?
-Trzymaj się, już jesteśmy w szpitalu - wychwyciłam spośród niezrozumiałego bełkotu - Będziesz żyła, bądź silna!
-Środki znieczulające! Oksytocyna, szybko! Wywołujemy poród! Tlen! Ciśnienie spada! Adrenalina! Musimy ją podtrzymać!-Róbcie coś, do cholery! Ona się wykrwawi!
Mnóstwo krzyków, a wśród nich jeden najwspanialszy - krzyk dziecka.
Resztkami sił wyciągnęłam zwiotczałe dłonie w kierunku płaczącego malucha. Był taki malutki i kruchy. Tak jak myślałam, był wierną kopią swojego ojca. Gęsta, ruda czupryna, zadarty nosek, wydęte, różowe wargi. Chciałam na zawsze zachować w pamięci ten widok, choć wiedziałam, że to niemożliwe.
-Jesteś piękny. Mamusia cię kocha - szepnęłam - Wiedz, że zawsze będę obok ciebie.
-Co ty robisz? - usłyszałam męski płacz - Dlaczego się żegnasz?
-Nie płacz - pogładziłam policzek rudowłosego mężczyzny, aby dodać mu otuchy - Nazwij go Cameron Riley - uśmiechnęłam się - Dbaj o niego, od dzisiaj musisz być ojcem i matką. Wierzę w ciebie. Na pewno dasz radę - odwróciłam głowę i uśmiechnęłam się delikatnie - Kocham cię, Jerome. Nigdy o mnie nie zapomnij - dodałam słabo.-Ruby, nie zrobisz mi tego kolejny raz. Przecież wiesz, że nie mogę bez ciebie wytrzymać - rudowłosy zaśmiał się nerwowo - Ledwie cię odzyskałem, nie możesz po prostu odejść. Hej, Ruby! Ocknij się!
Chłopak uderzał pięściami o brzeg łóżka w akompaniamencie płaczu dziecka. Krzyczał, płakał, miotał się. Morderca i groźny psychopata został złamany. Szybko został odciągnięty na bok przez personel szpitala. Wszystko straciło sens. Został mu jedynie syn. Lecz czy będzie umiał go pokochać? Jego serce ponownie pokryła gruba warstwa lodu. Czy będzie umiał odpowiednio się nim zająć? Ona miała być jego ostoją. Przecież była miłością jego życia. Razem mieli stworzyć prawdziwy dom, którego nigdy nie mieli. Razem mieli zasmakować szczęścia. A teraz jej nie było. Odeszła.
Los jednak bywa przewrotny. Codziennie pisze nam nowe scenariusze i bez pytania wprowadza je w nasze życie.
Tej dwójce zdecydowanie nie było pisane długie, szczęśliwe życie. Nie dostali kolejnej szansy.
Ludzka natura wie, że każdy z nas, prędzej czy później, straci to, co kocha. Wniosek jest krótki: kochajcie codziennie i zawsze, nie tylko od święta. Nigdy nie wiecie, co przyniesie wam kolejny dzień.A potwory... Jednak potrafią kochać.
CZYTASZ
book two ● change ● jerome valeska
FanfictionZMIANA (1.1) «fakt, że ktoś staje się inny lub coś staje się inne niż dotychczas» (1.2) «zastąpienie czegoś czymś» Nikt z nas nie zmienia się z czasem, lecz jedynie dociera bliższej istoty swojej natury. photo @pinterest