XI. That's very funny

941 91 166
                                    

-Czas na co, Jerome? - powtórzyłam pytanie.

-To prawdopodobnie najmniej romantyczny sposób, aby to zrobić - sięgnął ręką do szuflady niewielkiej szafki, która znajdowała się obok łóżka, by wyjąć z niej niewielkie, welurowe pudełeczko - Wiesz, kiedyś coś ci obiecałem. Może jestem szalony, nie zawsze dotrzymuję obietnic, często kłamię, nie raz cię zawiodłem i skrzywdziłem. Ale dziś ponownie zobaczyłem tą szaloną dziewczynę, która ma w sobie ogień. Tą, która jako pierwsza poruszyła moje serce. Nie dbam o to, że inni mają mnie za szaleńca. Nie dbam o to, co myślą o naszej miłości. Kocham cię w najbardziej popieprzony sposób, w jaki można kochać drugą osobę. Mam nadzieję, że nie rozmyśliłaś się i nadal chcesz zostać panią Valeska, bo ja już wiem, że chcę spędzić z tobą resztę swojego życia.

-Czy to... - zadrżałam.

-Tak - podrapał się po głowie, ukazując przede mną piękny pierścionek - Zgadzasz się?

-Tylko pod warunkiem, że go dla mnie ukradłeś - zaśmiałam się, przypominając sobie o naszyjniku, który nadal widniał na mojej szyi.

-Nie było innej opcji. Teraz jestem jeszcze bardziej rozpoznawalny - odpowiedział z nutą dumy w głosie - Ale obiecuję, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym kupię ci - podkreślił to słowo - Wszystko, czego zapragniesz. Tymczasem mogę to rozumieć za tak?

-Tak - pokiwałam energicznie głową, wkładając biżuterię na serdeczny palec prawej ręki.

-Zatem co nam zostało do zrobienia? - zastanowił się - Ach, musimy jeszcze ukraść stosowne ubrania, obrączki i porwać księdza, co ty na to?

-Romantycznie. Wiesz którędy prowadzi droga do mojego serca - zironizowałam.

-Jasne. Mam nadzieję, że pierścionek ci się podoba. Naprawdę nie znam się na tych babskich sprawach.

-Skończ pieprzyć - uciszyłam go pocałunkiem - Jest przepiękny.

-Mogę pieprzyć ciebie - poruszył zabawnie brwiami.

-I właśnie w tym momencie całą romantyczną atmosferę chuj strzelił, serdecznie gratuluję - przewróciłam oczami, choć w głębi musiałam przyznać, że było to wyjątkowo śmieszne.

-Nie narzekałaś, kiedy ostatnio robiliśmy to na blacie w kuchni - mruknął.

-To było dawno temu - zaoponowałam.

-No właśnie - przyznał mi rację - Dawno temu!

-Daj spokój, wyglądam jak ciężarówka. Nie chcę nawet wiedzieć ile przytyłam - burknęłam, chowając się pod kołdrą - Za chwilę zacznę rodzić, a tobie w głowie tylko seks. Lecz się.

-Nie wyglądasz jak ciężarówka - odpowiedział spokojnie - Nosisz w sobie nowe życie. Ciężko, żeby nie było widać twojego brzucha - dopowiedział sarkastycznie - To powinien być powód do dumy, nie wstydu. Poza tym, dla mnie byłaś, jesteś i będziesz najseksowniejszą kobietą na całym świecie. Kochanie, ja po prostu nie mogę wytrzymać bez ciebie i twojego ciała.

-Nie było cię niemal pół roku, jak to wytrzymałeś? Pieprzyłeś inne laski? - zapytałam podejrzliwie.

-Jesteś zabawna. Są inne sposoby - prychnął.

-Mhm, a więc pieprzyłeś facetów - pokiwałam głową - Rozumiem.

-Ruby, grabisz sobie - parsknął śmiechem - Poza tym, to byłoby do dupy.

-Dosłownie - dałam mu kuksańca w bok - Na co się patrzysz? Działaj, zanim się rozmyślę.

W tej chwili byliśmy naprawdę szczęśliwi. Dwie szalone osoby, które poznając siebie, poznały znaczenie i potęgę miłości. Nigdy nie będziemy normalni, zawsze będzie w nas pierwiastek szaleństwa, ale kto o to dbał? Nic nie mogło zaburzyć naszego szczęścia.

***

Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie w białej, ślubnej sukni. Uważałam, że ślub to tylko sakrament, który niepotrzebnie wiązał ze sobą dwoje ludzi na całe życie. Jeśli między dwiema osobami obecna była miłość, wszelkie komplikacje były zbędne. Myślałam tak do dziś.
-Wyglądasz zjawiskowo - pochwaliła Barbara - Moja mała Ruby - rozczuliła się, niczym matka nad swoją małą córeczką.

-Bez tego brzucha byłoby znacznie lepiej - mruknęłam, przyglądając się swojej sylwetce w lustrze - Hej, co będzie, jeśli zacznę rodzić w trakcie ceremonii?

-Nie zaczniesz - machnęła ręką Tabitha - Jeszcze miesiąc. A dzieci wcale nie wyskakują ot tak z naszych wagin - zaśmiała się.

-Nigdy nie wiadomo - przytuliłam przyjaciółki, które chyba nareszcie pogodziły się z myślą, że nie przekonają mnie do swoich pieprzonych racji - Zabiłabym za was, wiecie?
-Spokojnie! Wiedz, że to wcale nie znaczy, że lubię rudego. Powiedzmy, że... Póki co, toleruję go i staram się nie wbić noża w jego gardło. Tym razem skutecznie - odpowiedziała blondynka z powagą w głosie - Skoro ty jesteś szczęśliwa, my też musimy i nie mamy nic do gadania w tej kwestii - rozłożyła ręce - Jednak, jeśli odważy się podnieść na ciebie choćby jeden, mały palec...

-Wykastrujemy go tępym nożem, bez znieczulenia - dokończyła podekscytowana Tabitha.

-Ouch - jęknęłam - Zabrzmiało boleśnie.

***

-Czy t-ty - jąkał się ksiądz.
Z drugiej strony starałam się go rozumieć - ciężko jest mówić, kiedy twojej skroni dotyka lufa pistoletu. Ciekawe czy zdawał sobie sprawę z tego, że za chwilę naprawdę umrze i żaden Bóg mu nie pomoże? - Ruby C-Cranston, bierzesz tego oto, ekhm - odkaszlnął - J-Jerome'a V-Valeskę za męża?
-Tak - wyszczerzyłam się - Oczywiście.

-A czy t-ty J-Jerome V-Valeska b-bierzesz t-tą oto R-R...
-Kurwa mać, czy ty człowieku potrafisz poprawnie mówić? Do twojej wiadomości, niszczysz najlepszy dzień mojego życia. Mam nadzieję, że jesteś z siebie, kurwa, zadowolony.

-Valeska! - szturchnęłam mężczyznę - Najmocniej przepraszam, proszę kontynuować.

-Czy bierzesz tą oto Ruby Cranston za żonę? - spiął się, po czym poprawnie wymówił całe zdanie.

-Och, czekam na to - zapewnił gorąco.

-Zatem ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować... - wystrzał broni skutecznie uciszył duchownego. Na wieki wieków, amen.

-Dzięki za pozwolenie, ojczulku - zaśmiał się histerycznie Jerome, trzymając w dłoni jeszcze ciepłego glock'a 19. Ciało starszego mężczyzny upadło u naszych stóp, a dookoła zapadła martwa cisza. Dosłownie. To było cholernie niezręczne.

-No co? - wzruszył ramionami Jerome - To było zabawne.





book two ● change ● jerome valeskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz