Rozdział X

428 54 31
                                    


Las za dnia prezentował się o wiele mniej strasznie. Ponieważ zapamiętaliśmy kierunek, z którego wróciliśmy poprzedniej nocy, bez większych problemów udało nam się odnaleźć wysadzaną kamieniem drogę. Teraz oszlifowany bruk wyglądał o wiele bardziej naturalnie, zamiast świecić się na błękitno, działając bardziej jak szkło lub kryształ.

- I co? Chyba po prostu idziemy teraz wzdłuż tej drogi, nie? – odezwał się Joon – Aż dokądś dojdziemy albo natkniemy się na kogoś.

- Taki był mój plan – przytaknąłem.

- Beznadziejny, szczerze mówiąc – rzucił chłopak – Ale chyba nie ma żadnych lepszych opcji – wzruszył ramionami.

- Lepszą opcją jest na przykład powrót do kempingu, ale co ja tam mogę wiedzieć – mruknął Matt.

- Możesz wracać – odpowiedzieliśmy z Joon'em jednocześnie.

Brunet westchnął i pokręcił głową.

- Kujon i potencjalny morderca wymyślili sobie, że muszą rozwikłać zagadkę życia – po raz pierwszy słyszałem, żeby Matt odezwał się tak nieuprzejmie do kogoś oprócz Joon'a. Choć w sumie może stwierdzanie faktów nie było nieuprzejme... - Joon'a jeszcze zrozumiem. On ma prawdziwy problem, więc szukanie rozwiązania, czy raczej przyczyny, ma jakiś sens. Ale ty, Ross? – zwrócił się do mnie – Masz jakiś ukryty powód czy postanowiłeś zaryzykować swoim życiem tak z ciekawości?

- Eem... - zatkało mnie na chwilę, kiedy uświadomiłem sobie, że chłopak chyba naprawdę myśli, że ukrywam swoje prawdziwe motywy. Których nie miałem. Wcale. Coś chyba rzeczywiście było ze mną nie tak – Uważam, że historia jest bardzo ważna dla ras inteligentnych – odpowiedziałem w końcu, całkiem w sumie elokwentnie – Po prostu... chcę wiedzieć w jakim świecie żyję?

- A przyszło ci do głowy, że zanim się tego dowiesz, być może przestaniesz w nim żyć? Bo, na przykład, jakiś przedstawiciel rasy inteligentnej bądź nie zrobi sobie z ciebie śniadanie? Tak przykładowo?

- Uh, cicho.. – mruknąłem – Bo zaczynam się bać.

- Trochę za późno – Matt pokręcił głową i już się nie odezwał.

Szliśmy więc w ciszy dość długo, czasem tylko zamienialiśmy parę słów, wszyscy chyba zbyt czujni i poddenerwowani, żeby pozwolić sobie na pogawędkę. I mówiąc dość długo, mam na myśli na tyle, że musieliśmy zatrzymać się dwa razy, żeby coś zjeść. Czyli co najmniej kilka godzin.

Z otaczającego nas lasu dochodziły przeróżne odgłosy, niektóre bardziej zwierzęce, inne niepodobne do niczego, co wcześniej zdarzyło nam się słyszeć. Podejrzewałem, że droga była w jakiś sposób chroniona magią, bo żaden z właścicieli odgłosów się do nas nie zbliżył. Bardziej jednak niż zwierząt, obawialiśmy się istot inteligentnych, które mogły przemieszczać się drogą właśnie. W końcu, chyba żeby spuścić trochę napięcia, poruszyłem jeden z bardziej trywialnych tematów.

- No, to co? Już chyba dłużej nie możecie się tego wypierać, co? – zagadnąłem, rozbawiony obserwując jak wyrazy twarzy chłopaków się zmieniają.

- Hmph. O czym ty do cholery mówisz? – mruknął Joon, nie patrząc na mnie.

- Hmm, no.. jesteście całkiem blisko, nie? Ciągle nie rozumiem po co cały czas kłamałeś... - odpowiedziałem, rozbawiony zażenowaniem Matt'a, zastanawiając się jak szarowłosy z tego wybrnie.

- To nie tak... - mruknął brunet, bawiąc się włosami nerwowo.

- Nie kłamałem – odezwał się wtedy Joon, pewnym tonem – Naprawdę. Tylko ostatnio... dzisiaj... Miałeś pecha zobaczyć nas w tej sytuacji. Ale to był pierwszy raz...

MartwyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz