Rozdział XII

312 49 13
                                    


Spojrzałem na Isaac'a rozkojarzony. O czym on do cholery mówił? Przed chwilą byłem o krok od zabicia Matt'a a ten uznał, że to mało istotna sprawa i musimy przejść do ważniejszych kwestii?... Czy to ja czegoś nie rozumiałem albo zupełnie postradałem już zmysły...?

- A co się z nim dzieje? – odezwał się Matt, wpatrując się w smoka z równym mi zmieszaniem.

- Nie wiem. Czy to dla niego normalne, żeby leżał na ziemi, zanosił się płaczem i mówił od rzeczy? – Isaac przygryzł nerwowo wargę i przestąpił z nogi na nogę.

Wymieniliśmy się z Matt'em krótkimi spojrzeniami i, postanawiając jednogłośnie odłożyć nasz problem na później, zebraliśmy się w pośpiechu z ziemi i udaliśmy za smokiem.

Zgodnie z tym co Isaac powiedział – Ross leżał na wilgotnym mchu, tuż za Granicą. Zupełnie jakby upadł zaraz po jej przekroczeniu.

- Ross? – odezwałem się, przełykając z trudem ślinę. Ręce mi drżały. Sam już nie wiedziałem czy z powodu utraty energii, poświęconej na uratowanie Matt'a, ze względu na same wrażenia dzisiejszego dnia czy po prostu przez widok kulącego się na ziemi chłopca, zanoszącego się nieopanowanym szlochem – R-Ross, co się stało? – wykrztusiłem, przykucając ostrożnie obok chłopaka.

Nie zareagował.

- Ross? – Matt poszedł w moje ślady, przyklękając tuż obok, wyciągając rękę, żeby spróbować dotykiem w ramię ocucić chłopaka.

Wciąż nie reagował, jakby nic do niego nie docierało. Spojrzeliśmy po sobie z Matt'em i Isaac'iem ze zmartwieniem i poczuciem bezsilności.

- Co się stało? Powinieneś wiedzieć! – zwróciłem się w końcu z irytacją i lekką nadzieją w stronę naszego tajemniczego towarzysza – Mówiłeś, że możemy nie znieść przejścia przez Granicę, ale to już przesada. Co mu się, do cholery, stało?!

- Mówiłem, że możecie tego nie znieść z uwagi na zerwanie Więzi. Nie rozumiem wcale więcej od was – Isaac pokręcił głową z lekką paniką – Od początku czułem, że coś z tym chłopcem jest nie tak, ale... Ale ja...

Isaac wciąż próbował zrozumieć sytuację i ubrać swoje myśli w słowa, kiedy zwróciłem na coś uwagę. Ross płakał. To było pierwszą rzeczą, jaka dawała się zauważyć. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłem jednak, że pomiędzy szlochami, z jego gardła wyrywają się słowa. Ciche, szybkie i urywane, ale jednak słowa. Uniosłem rękę do góry, uciszając Isaac'a i Matt'a, próbującego porozumieć się z Ross'em, i wszyscy zamarliśmy w skupieniu.

- ... ..ni-e... - usłyszałem - ....n-nie.... to n-nie ..mo... nie możliwe.... – słowa chłopaka były ledwie rozpoznawalne. Co gorsze jednak, w tonie jego głosu zawarte było tak wiele przerażenia i bólu, że poczułem jak oczy zaczynają mnie piec i zachodzić delikatna mgiełką. To nie ja powinienem płakać, jednak widok twarzy przyjaciela wykrzywionej tak dziwnym i silnym uczuciem podobnym do strachu a jednak nie przypominającym żadnej znanej mi emocji zasiał w moim umyśle chaos. Zupełnie nie wiedziałem jak się zachować. Chciałem mu pomóc, wszyscy chcieliśmy, ale nikt nie rozumiał - ...nie... nie możliwe..... uh... n-nie.. proszę nie...

- Ross! – miałem dość. Chwyciłem chłopaka za ramiona i podniosłem brutalnie do siadu, zmuszając go do spojrzenia mi w oczy. Nie wyrywał się, jednak jego ciało zdawało się niemal bezwładne. Czułem jak panika podchodzi mi do gardła – Spójrz na mnie!

Sytuacja przypomniała mi to, jak Matt w podobny sposób próbował ocucić mnie na Polach. Teraz musiałem spłacić swój dług wobec przeznaczenia i uratować przyjaciela. Musiałem mu pomóc.

MartwyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz