Rozdział V

516 59 35
                                    


- No, będziesz tak stał? – zniecierpliwił się Matt.

- Daj mi chwilę. Nie mogę tak po prostu przejść do porządku dziennego nad czymś takim – skrzywiłem się – Mam nadzieję, że chociaż łóżka będą dwa... - mruknąłem niechętnie.

- Mhm, nigdy więcej spania razem – zgodził się ze mną Campbell.

Otworzyłem więc drzwi i wszedłem do środka.

Pokój robił wrażenie, musiałem przyznać. Wszystko wykonane było z drogich materiałów a samo pomieszczenie było całkiem spore. Dwa drewniane łóżka stały po przeciwnych stronach pokoju, nakryte bogato zdobionymi w haftowane runy narzutami. Mogłem rozpoznać znaki regeneracji, dobrego snu, wyciszenia. W innej części pomieszczenia znajdował się niewielki, wykonany z jakiegoś rzadkiego drewna stolik a przy nim dwa miękko obite krzesła. Poza tym w pokoju znajdowała się duża szafa, wykonana w starym stylu, kilka różnego rodzaju szafeczek, regał, wypełniony książkami, miękki, puszysty dywan, spore lustro w bogato zdobionej ramie i niewielki, trójnogi stoliczek, zapełniony teraz różnego rodzaju lichtarzami i przyrządami do magii eliksirów. Duże okno, wychodzące na taras, ujęte było z dwóch stron grubymi, ciężkimi zasłonami, które po zasunięciu prawdopodobnie nie przepuszczały prawie żadnego światła. Na prawo od wejścia natomiast zauważyłem drzwi do łazienki.

- Całkiem spoko – skomentował Matt – Ciekawe czy wszystkie wyglądają tak samo...

- Padnięty jestem – westchnąłem, po czym podszedłem do jednego z łóżek, ignorując swoją walizkę, która jakimś cudem znalazła się na środku pokoju, uznając, że rozpakowywanie mogę zostawić na później – Kiedy mamy to całe zebranie? – mruknąłem, już leżąc z twarzą wciśniętą w poduszkę.

- Za godzinę – odpowiedział Matt.

- Eh.. Opłacało nam się w ogóle wyjeżdżać tą windą skoro potem musimy znowu zjeżdżać na parter? – mruknąłem, niezadowolony – Nie mogli tego zebrania zrobić od razu?

- Chyba chcieli nam dać rochę czasu na odpoczynek. No i musimy się przebrać – chłopak wzruszył ramionami – A tak w ogóle po co ty brałeś całą tą walizkę? Przecież tutaj i tak musimy nosić to, co nam dadzą – Matt trącił butem mój bagaż.

- Hej! – wkurzyłem się – Nie dotykaj moich rzeczy! No i po prostu... lubię swoje ubrania. Weekendy mamy chyba wolne, nie? Można więc chyba gdzieś wyjść wyglądając jak człowiek.

- Nie sądzę, że twoje ciuchy spełniają zadanie które im wyznaczyłeś... - skomentował chłopak.

- Ha.. – prychnąłem, oburzony – Czego chcesz od moich ciuchów? – spytałem, odruchowo wstając z łóżka, jakby przygotowując się do kolejnej bójki. Nie robiliśmy tego zaledwie od paru dni, ale przez kondensację nowych wrażeń i doświadczeń, miałem wrażenie, że od tamtej głupiej bijatyki w klasie minęła wieczność.

- Przez te wszystkie ćwieki i metalowe wstawki wyglądasz jak choinka na święta. Nie mówiąc już o kolczykach... - Campbell jakby sam prosił się o dostanie w twarz.

- To nie twoja sprawa co noszę – warknąłem w odpowiedzi, podchodząc do chłopaka blisko. Świadomość, że jeśli go uderzę mnie też zaboli, jakoś mnie nie zniechęcała.

- Jesteś strasznie wyczulony na punkcie swojego wyglądu – chłopak uśmiechnął się jednym kącikiem ust – Masz kompleksy przez te swoje skośne oczy? – zakpił.

Wystarczyła mi sekunda zastanowienia, czy może raczej nie zastanawiania się, żeby sięgnąć w stronę Campbell'a i zacisnąć mocno palce na jego bluzie. Teraz już miałem na tyle siły, żeby nawet rzucić nim o ścianę czy po prostu uderzyć go po raz pierwszy w taki sposób, żeby naprawdę zabolało. I już miałem to zrobić, ale kiedy na korytarzu za drzwiami wejściowymi do pokoju usłyszeliśmy odgłosy rozmowy, obaj zamarliśmy, zaskoczeni, w oczekiwaniu.

MartwyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz