Rozdział XI

334 49 13
                                    


- Uh, padam już – jęknąłem, po jakiejś godzinie marszu – Wydawało się, że to bliżej.

- Bo patrzyliśmy z góry... - przytaknął Matt.

- Jest już noc, jesteśmy zmęczeni – odezwał się Josh – Myślę, że powinniśmy przenocować gdzieś, odpocząć i iść dopiero jutro. Chwilę temu mijaliśmy jaskinię, pamiętacie? Można by tam rozpalić ognisko.

- Dobry pomysł – zgodził się Ross – Co wy na to?

Przytaknęliśmy z Matt'em zgodnie.

Tak więc wróciliśmy się kawałek, do niewielkiej groty, wyrzeźbionej przez naturę w zielonkawej skale, porośniętej, oczywiście, niebieskim mchem, nazbieraliśmy trochę drewna i rozpaliliśmy ogień. Potem ja z Josh'em rzuciliśmy wokół groty zaklęcia ochronne i wszyscy schowaliśmy się w środku.

Wewnątrz było całkiem przytulnie i nie tak ciasno, jak się spodziewałem. Wstępny przedsionek, który z początku wzięliśmy za całą jaskinię, otwierał się wąskim przejściem do większego „pomieszczenia" i kolejnym ciasnym korytarzykiem do kolejnego, chyba najmniejszego z wszystkich trzech.

- Chodź – szepnąłem Matt'owi do ucha, wskazując na trzecią grotę.

- Hm? Po co? Lepiej zostać w tu w czwórkę, będzie cieplej... - zdziwił się chłopak.

- Nie – przygryzłem wargę – Nie obchodzi mnie teraz czy będzie nam zimno czy nie – spojrzałem mu w oczy z determinacją.

- Huh? – chłopak naprawdę chyba nie rozumiał, więc przewróciłem oczami, po czym po prostu chwyciłem go za nadgarstek i pociągnąłem do przejścia. Josh i Ross rzucili nam krótkie spojrzenia, po czym wrócili do swojej cichej rozmowy.

W końcu byliśmy sami. Grota była niewielka, ale wystarczająca dla nas dwóch, kiedy siedzieliśmy na twardej skale.

- Matt – odezwałem się z powagą – To może być ostatnia noc naszego życia.

- Wiem...? Wiem o tym... Co- - chłopak nagle urwał i poczerwieniał. Więź znów pozwoliła mu wniknąć na chwilę w moje myśli – Joon... - przygryzł wargę, odwracając wzrok – Jesteśmy w naprawdę... poważnej sytuacji. To nie czas ani miejsce na...

- Jutro możemy już nie mieć czasu – przerwałem mu, po czym chwyciłem go za materiał kurtki i przyciągnąłem blisko. Zamiast pocałunkiem, obdarowałem go jednak intensywnym spojrzeniem. Chciałem, żeby on sam zaczął, choć raz w życiu przejął inicjatywę – Wiesz, że nigdy tego nie robiłem? – szepnąłem.

- Ty? – chłopak spojrzał na mnie, zszokowany – Z dziewczyną też nie...?

- Z nikim – policzki piekły mnie niemiłosiernie a serce biło jak po sprincie, ale przy świadomości, że to może być moja ostatnia szansa zanim ktoś jutro stwierdzi, że jednak nie mam prawa dłużej oddychać, nie miałem zamiaru się wahać – Ty też nie, prawda?

- Nawet się nie całowałem – przyznał Matt szczerze – To znaczy, nie licząc ciebie.

- A z początku myślałem, że wtedy jak miałeś jechać do siebie, ale nie byłeś wcale w domu, byłeś może u chłopaka czy coś... Co robiłeś? – może i była to kwestia mało istotna i niepoważna, ale chciałem dostać odpowiedzi na jak najwięcej pytań, zanim być może zginę.

- A, wtedy... - mruknął Matt po chwili zastanowienia. Potem wzruszył ramionami – Włóczyłem się po mieście do rana. Nie miałem dokąd pójść.

- ...serio? – poczułem nagle mocny zryw współczucia wobec błąkającego się po ulicach samotnego chłopaka – M-Mogłeś zostać u nas... Albo wrócić...

MartwyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz