VIII

488 28 15
                                    

- Oto nasza szanowna szlamowata panienka, którą mamy szczęście gościć! - wysoki, czarnowłosy mężczyzna wyszczerzył się do Lily. Dziewczyna poczuła nieprzyjemne dreszcze, spowodowane przeszywająco jego zielonymi oczami, ale posłusznie podążyła za Śmierciożercą na podwyższenie, przypominające niewielką scenę. Znajdował się na nim wysoki tron z czystego srebra i rzeźb kamiennych węży, oplatających siedzenie swego pana. Przerażały ją te wszystkie oczy, śledzące każdy jej ruch, czekające na każdą, nawet najmniejszą pomyłkę...

- Podejdź tu, dziewczynko. Jak masz na imię? - spytał mężczyzna mniej więcej przyjaznym tonem, jednak Lily się nie ruszyła z miejsca. Jej wzrok przyciągnęła grupa, stojąca trochę dalej. Grupa młodych Śmierciożerców. "Severusa od zawsze interesowała czarna magia..." - pomyślała. Nagle poczuła lekkie pchnięcie. Popatrzyła na chłopaka, który ja odprowadzał, a on, zauważywszy jej zainteresowanie skinął głową w stronę podwyższenia, na którym znajdował się ów zielonooki mężczyzna. Gdy tam spojrzała, wzdrygnęła się mimowolnie. Mężczyzna świdrował ją wzrokiem w oczekiwaniu na odpowiedź lub jakąkolwiek reakcję. Gdy dziewczyna nadal się nie poruszała, westchnął zrezygnowanie. 

- Trudno, nie musisz nam mówić, wiemy kim jesteś. - znowu spróbował się uśmiechnąć, powodując tym samym kolejne dreszcze strachu u rudowłosej. - Chcemy zrobić ci dobrze, nie musisz się bać. Przynajmniej o to, że mamy złe zamiary. Czy masz bać się o życie... Tego, niestety, nie wiem. - cały czas mówił z szerokim uśmiechem, który z każdą chwilą wydawał się Lily coraz bardziej psychopatyczny. Gdy nie doczekał się jakiejkolwiek reakcji, choćby głupiego strachu w oczach, ze strony małej szlamowatej Gryfonki, odwrócił się do poddanych i unosząc do góry ręce, radosnym tonem ogłosił:

- Moi wierni poplecznicy! Dzisiaj chciałbym wam przedstawić wspaniały pomysł jednego z naszych przyjaciół, mianowicie nowe zaklęcie! Polega na oczyszczeniu ludzi pokroju... - bez słowa pokazał na Lily ręką, jakby nie była godna imienia. - ...z krwi naszych odwiecznych wrogów i zamienieniu jej na czystą, PRAWDZIWĄ krew czarodziei. W ten oto wspaniały sposób nie będziemy musieli zabijać, a przynajmniej niektórych, jeńców. Zamiast tego, nasze szeregi się poszerzą! - radosnym okrzykiem zakończył wspaniałą przemowę i spojrzał na Śmierciożerców w oczekiwaniu na gromkie oklaski, których, oczywiście, nie zabrakło. - A teraz jeden z was podejdzie tutaj i odda próbkę swojej czystej krwi, abyśmy mieli na co zamienić to brudne coś, co płynie teraz w żyłach szlam i czego nie można nawet nazwać krwią. Następnie uroczyście uczcimy dojście do któregoś z waszych rodów. W razie sukcesu, oczywiście. W razie porażki... cóż, będzie o jedną martwą szlamę więcej. - zaśmiał się piskliwie, a większość Śmierciożerców podążyła za jego przykładem. - No to koniec rozmów. Który przedstawiciel swojego rodu lub rodów chciałby związać go z przyszłą czarodziejką krwi czystej Lily Eleanory Evans?

W sali nastała cisza. Nikt nie odważył się odezwać. W tym czasie głowa Rudej próbowała przetrawić napływające gwałtownie wiadomości. Lily natomiast wpatrywała się w tłum szeroko otwartymi ze zdziwienia, strachu, przerażenia, podniecenia, niedowierzania i tysiąca innych uczuć oczami z lekko uchylonymi ustami.

Nagle poczuła ruch obok siebie i odwróciła się w stronę Śmierciożercy, który podniósł niepewnie rękę do góry.

Po sali przebiegły ciche szepty. Czarnowłosy zerknął obojętnie w stronę drżącej podniesionej ręki i prychnął cicho. Odczekawszy chwilę, rozczarowanym głosem rzekł:

- Cóż, jeśli nikt nie chce, sam wybiorę... - podniósł rękę, aby wskazać wybrańca, gdy usłyszał za sobą cichy głosik:

- Panie, jako dziedzic swojego rodu chciałbym... - odwrócił się powoli w jego stronę z wyrazem pogardy na twarzy i spojrzał na dwudziestolatka z wyższością. W sali znów zaczęły się szepty. Spojrzenie jego Pana sprawiło, że i tak już onieśmielony chłopak stracił resztki odwagi, która mu została. Uklęknął szybko i spróbował zakończyć prośbę. -...ch-chciałbym... no... z-związać się... znaczy mój ród... - każde następne słowo mówił coraz ciszej i bardziej nieśmiało. - ...z Lily. Znaczy Lily Eleanorą Evans...

- Powstań, Armer. Daj mi próbkę krwi swego rodu. - rzucił obojętnym tonem. Dwudziestolatek pośpiesznie wyjął z kieszeni różczkę, która zaraz mu wypadła. W sali słychać było szmer, będący cichym chichotem Śmierciożerców. Speszony szybko schwytał patyk i machnąwszy nim nad ręką, wymamrotał zaklęcie. Po chwili syknął z bólu, gdy na ręce pojawiło się niegłębokie rozcięcie, z którego powoli sączyła się krew. Nie tracąc na darmo czasu, transmutował mały kamyczek w malutką kolbę i przystawił ją do ręki, zbierając krople krwi. Gdy kolba była pełna, wyleczył ranę jednym machnięciem różczki i podniósł głowę. - Panie, czy tyle wystarczy? - zapytał trochę drżącym głosem. Mężczyzna nie zareagował od razu, przypatrując się uważnie rudowłosej dziewczynie. - Panie? - spytał ponownie, próbując zwrócić na siebie uwagę pana. - Co? - warknął. Gdy jego wzrok padł na kolbę wypełnioną ciemnym, szkarłatnym płynem, przypomniał sobie powód obecności dziewczyny, która zwróciła sobą jego uwagę. - Tak, myślę, że tyle w zupełności wystarczy. - rzekł rzeczowym tonem udając, że wcale się przed chwilą nie zamyślił i zabrał kolbę z rąk chłopaka. Dziewczyna, która obserwowała nieprzytomnym wzrokiem, jak Śmierciożerca zbiera swoją krew, nagle oprzytomniała.

- Chwilę! Co zamierzacie ze mną zrobić?! - wrzasnęła nagle. 

- Pomóc ci. - powiedział czarnowłosy znudzonym tonem, następnie mrucząc "Sonorus". Ruda otworzyła usta, zamierzając coś powiedzieć, jednak z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zdziwiona zamknęła buzię, ale nie na długo. Spróbowała jeszcze raz, ale bez skutku. Kilkakrotnie powtarzając próby, przez co wyglądała jak ruda rozzłoszczona ryba, chyba w końcu się poddała, bo wydęła wargi, zmarszczyła nosek i skrzyżowała ręce na piersi. "Zachowuje się zupełnie nie tak, jakby była właśnie w sali pełnej śmiertelnie niebezpiecznych wrogów, a w otoczeniu przyjaciół, którzy zrobili jej jakiś głupi żart." - pomyślał, śmiejąc się w duchu. "Co za dziwna dziewczyna." - dodał po chwili. Nagle poczuł coś dziwnego, jakby na jego serce właśnie wylewa się kociołek słodkiego, ciepłego miodu... Potrząsnął głową, by pozbyć się dziwnego wrażenia i z trudem oderwał wzrok od naburmuszonej Gryfonki. "Tak słodko marszczy nosek." - pomyślał nagle. "Chyba się starzeję. Niedługo będę jak tamten brodaty dziwak, Dumbledore. Stary, brodaty i kochający małe, Gryfońskie laseczki." 

Wyrzucając z głowy niepotrzebne myśli, odwrócił się do widzów i rzekł:

- Teraz możemy nareszcie wypróbować nasze nowe zaklęcie! Armen... - Śmierciożerca bez słowa odprowadził nie opierającą się, obrażoną Lily na środek podwyższenia i odszedł trochę dalej. Czarnowłosy ustawił się tak, aby wszyscy mieli dobry widok i dobrze zrobił, bowiem wszystkie oczy zwrócone były na niego lub na Lily. - ...dobrze. A więc zaczynajmy!

Zamoczył koniec różczki w kolbie i wycelował nią prosto w dziewczynę. Wrzasnął:

- Stasem!*

Upadła nieprzytomna.



*Stasem - wymyślone przeze mnie zaklęcie na potrzeby książki. Formuła powstała dzięki łacińskiemu zdaniu: "siccatum et sanguine sordida destitutis magicae".

Piszcie na priv, co to może oznaczać i w jakiej kolejności wykorzystałam litery z tego zdania.

Kto odgadnie to pierwsze, może zaproponować własne pomysły, dotyczące tej książki, które możliwe, że wykorzystam. I dostanie dedykację.

Kto odgadnie to drugie, otrzyma dedykację.


Zachęcam do udziału! ;P

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 16, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Bez słowa, co zmieniło przyszłość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz