rozdział 5.

303 13 0
                                    

- A teraz otwórzcie podręczniki i zróbcie zadanie 4 - powiedziała pani Marry. Siedzieliśmy właśnie na matematyce i rozwiązywaliśmy zadania z geometrii. Siedziałam z Lili w jednej ławce, przed nami siedzieli Carter i Nico, a za nami Seth i Justin. Został przyjęty do naszego liceum. West High Aston School to bardzo gościnna szkoła i nie powinno mnie to dziwić. Rówieśnicy są naprawdę fajni i mili. Dobrze spędzamy razem czas. Nauczyciele zaś są ogromnie wymagający. Każą się ciągle uczyć, zadają dużo prac domowych, ale poza tym są w pożądku.
Właśnie mieliśmy zajęcia z jedną z najlepszych nauczycielek w szkole. Młoda, miła, mało zadaje prac domowych. Raz nawet grała z nami w piłkę na boisku i wygrała. Czego chcieć więcej?
Nasza szóstka nie mogła się jednak skupić. Nico ciągle sprawdzał telefon, Lili siedziała, jak na szpilkach, a ja wciąż patrzyłam w okno. Jedynie Carter wydawał się spokojny. Czekaliśmy na telefon od Wednesda' ya. Miał zadzwonić i zdać nam relacje z ostatniego patrolu. Nie mogłam już spokojnie siedzieć i zaczęłam się wiercić. Pani Marry spojrzała na naszą grupę, ale nic nie powiedziała. Zaczęła pisać na tablicy kolejne zadanie.
Nagle odezwał się telefon Nica. Cicha muzyczka wypełniła całą klasę. Wszyscy podskoczyliśmy. Nico zerwał się z miejsca i błagał o wyjście na korytarz. Pani się zgodziła. Nasz kolega wybiegł z klasy i znów zapadła cisza.
Nico wrócił po 3 minutach. Stanął w lekko uchylonych drzwiach klasy i wyszeptał najciszej, jak tylko mógł ,,Jimmy jest w punkcie medycznym, ciężko ranny. Mamy natychmiast przybiec tam na zbiórkę. Nie obchodzi go szkoła teraz liczy się to". Mimo że mówił bardzo cicho, usłyszeliśmy każde słowo. Jako wilki mamy świetny słuch i węch. Mamy wyczulone wszystkie zmysły i to naprawdę pomaga.
Zerwaliśmy się nagle z miejsc i oprócz Cartera, wybiegliśmy z klasy nawet nie patrząc na nauczyciela. Biegliśmy korytarzem i rzadne się nie odezwało. Cisza panowała równierz, gdy pędziliśmy lasem. Głośno zrobiło się dopiero, gdy pozmienialiśmy się w wilki.
- Co tam się mogło stać?! - wydarła się Lili, żeby przekrzyczeć szum wiatru.
- Nie wiem, Wednesday był w szale. Nie pytałem o nic. Dał mi jasne instrukcje, biegniemy do Phila. - odkrzyknął Nico. Szum wiatru był tak silny, że nawet krzycąc ledwo się słyszeliśmy.
- A co ze szkołą? Jak nic dostaniemy naganę!- wrzasnął Seth.
- Nie przejmójmy się tym teraz. Dobiegamy !- wydarł się Justin. Zmieniliśmy się w ludzi i stanęliśmy przed dużym domem z zielonym dachem. Mieścił się na obrzeżach lasu. Staliśmy tam dobrą chwilę, ale w końcu biorąc oddech weszliśmy tam.
Jimmy leżał na łóżku i płakał z bólu, cały w bandarzach i opatrunkach czerwonych od krwi,  a przy poduszce stał wysoki, umięśniony mężczyzna. Miał przełożony przez kark stetoskop. Był to nie kto inny, jak Phil. Starszy brat naszego Alfy. Studiował weterynarię i nauczył się leczyć wilkołaki. Jest takim naszym lekarzem rodzinnym. Szukał dla Jimmiego tabletkę aspiryny. 
-  Proszę Jimmy, to ci pomoże. Masz aspirynę - podał mu tabletkę. Nawet nie zdążył połknąć lakarstwa a w drzwiach stanął Wednesday. Zły to mało powiedziane, wściekły!!! Stał tak i patrzył na nas. Phil od razu podszedł do niego z tabletką uspokajającą i wodą. Wednesday spojrzał na niego i Phil cofnął się z powrotem do łóżka Jimmiego.
- Nadal go nie mamy! Nie mogę w to uwierzyć, przecież to człowiek!- był coraz bardziej wściekły. Przez chwilę panowała absolutna cisza, aż w końcu odezwałam się.
- Wednesday, a może jeśli zastawimy pułapkę to szybciej go złapiemy?- podsunęłam pomysł. Alfa zerknął na mnie z ukosa.
- Co masz na myśli?- spytał. Reszta też odwróciła się zaciekawiona. Byłam w centrum uwagi.
- Pomyślałam, że jeżeli ktoś z nas w postaci człowieka będzie chodził po lesie w nocy jest szansa, że ten morderca spróbuje go zaatakować - odpowiedziałam.  Wednesday rozwarzał to w milczeniu przez moment, aż w końcu oznajmił.
- Musi to być drobna osoba, taka, która będzie łatwym celem. Midnight, może ty dasz radę? - spytał. Zaskoczona szeroko otworzyłam oczy. Potem ogarnęła mnie fala przerażenia. Ja sama w środku lasu  z mordercą na karku?! Zbladłam. Byłam przestraszona, ale nie mogłam się sprzeciwić Alfie. Potem stało się coś  dziwnego i wspaniałego zarazem. Justin nagle stanął przede mną tak, jakby chciał mnie obronić przed Wednesdayem.
- Ona tego nie zrobi sama - powiedział stanowczo. Zapadła cisza. Wszyscy byli w szoku. Nikt dotąd nie sprzeciwił się Wednesdayowi. Niesubordynacja kończyła się karą. Jednak Alfa podobnie jak ja domyślał się intencji Justina. Bał się o mnie!!!
- A czemu nie? - spytała Lili. Justin odwrócił się do niej.
- A co jeśli nie zdążymy i ten psychopata ją zabije? - zapytał. Zapadła ponownie cisza. Czekaliśmy na głos Wednesdaya.
- Dobrze, niech będzie. Justin pójdziesz w nocy z Midi i przygotujecie pułapkę. Teraz wyjdźcie i poszukajcie dobrego miejsca na zasadzkę - zażądził Alfa.
- Dobrze idziemy, chodź Midi - usłyszałam głos Justina. Zanim przyszłam do siebie po ostatnim szoku chłopak wziął mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz. Odprowadziły nas zdumione spojrzenia i szepty.
Na dworzu było ciepło, nawet jak na maj. Ptaki śpiewały, drzewa szumiały i było tak fajnie oraz kolorowo. Justin wciąż trzymał mnie za rękę. Chciałam, żeby ta chwila trwała wieczność. Jednak musiałam przerwać ciszę.
- Dziękuję - wyszeptałam. Justin spojrzał na mnie. Przez chwilę patrzyłam na jego piękne, ciemne oczy.
- Za co?
- Za to, że będziesz tam ze mną. Bałabym się iść sama - powiedziałam i zarumieniłam się.
- Nigdy nie puściłbym cię tam samej. Nie mógłbym wytrzymać z niepokoju - wyjaśnił Justin. Ścisnął mocniej moją dłoń. Odwzajemniłam uścisk. Boże, ja kochałam tego chłopaka, ja po prostu go kochałam!!
- Aż tak ci na mnie zależy? - zapytałam.
Justin przystanął i pochylił się.
- Zależy mi na tobie i dlatego tu jestem. Miałbym dać ci odejść ze świadomością, że nigdy cię już nie zobaczę? Nie zniósłbym tego - wyszeptał. Ruszyliśmy szybkim marszem, a chwilę potem oboje już biegliśmy na czterech łapach.
Dotarliśmy nad klify, gdzie ostatnio zastawiliśmy pułapkę. Różnica była taka, że wtedy było nas czwórka, a dzisiaj zostaliśmy tylko my sami!!!!

Midnight - biały wilkołak.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz